ďťż
  Wypadki narciarskie? Strona startowa          rossignool          Freestyle          Dobór Butów          Velka Raca          Mam Pytanie


Podstrony Ĺťyczenia Świąteczne Batorz - Ośrodek Narciarski w Batorzu Rzeczka - Stacja Narciarska Rzeczka ANKIETA-turystyka narciarska w Polsce-ANKIETA Wypadek narciarski w Austrii + Proces cywilny w Austrii Szkoleni Narciarskie w Austrii 7-11.11.2008 kurs narciarski 27.12-01.01 Szczyrk Wypadek narciarski w Austrii. Austriak podaje mnie do sądu. Szczyrk 27.12 - 01.01 kurs narciarski Szczyrk - 01.02 - 06.02 - kurs narciarski Wyjazd narciarski z instruktorem, Val di Fassa - Vigo di Fassa w Lutym.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szopcia.htw.pl

  • Newsletter Your E-mail Address:

      Subscribe
      Un-Subscribe



    Login here
    Uid 
    Pwd
                
                         
             

     

    Search This Site
    two or three keywords

              
    Tell a Friend About This Web Site!

    Your Email  
    Friend's Email
    Message

         

                                           

                                                                                                                                         

     
    Welcome to ArticleCity.com

    Życzenia Świąteczne

    Witam, jestem ciekaw waszych wypadkow na nartach, ja osobiscie mialem jeden bardzo powazny, przy znacznej predkosci (przesadzilem) jednak na szczescie nic mi sie nie stalo :)) a wygladalo to tragicznie.... chyba przy najbardziej prostych wypadkach cos sie łamie...


    Ja na szczęście nie miałem wypadku, choć zdażyło mi się pare niebezpiecznych sytuacji, które (jak wdać) ominąłem (inaczej bym tego nie pisał) oczywiście tylko dzięki swojemu niezawodnemu sprytowi, zwinności, dobremu przewidywaniu sytuacji oraz (a raczej tylko) szczęściu. :cool: Np. ślizgajc się spokojnie po pewnym dość stromym stoku, postanowiłem zmienić nieco tor jazdy ponieważ na dole zauważyłem kilka osób nie za dobrze sobie radzących, spojżałem w góre... aż tu nagle sru mi po nartach przeciął jakiś ciołek. Był taki rozpedzony że usłyszałem tylko uszczerbek takigo "łaaa!" i dym śniegu za nim (hmm... Miszczu czy to nie przypadkiem ty i twoja umiejętność rozpędzania się bez skręcania? :)) Strach myśleć co by było gdybym był pare cm dalej.

    Co do wypadków innych, to w poprzednim sezonie aż trzech znajomych, których przypadkowo spodkałem na nartach, akurat w ten sam dzień się połamało i musieliśmy ich eskortować do szpitala... moja matka już zna wszystkie szpitale jakie są w okolicy Wisły gdzie jeździmy :)

    Co do tych prostych wypadków na których się łamie, to właśnie jest najlepszy przykład - wszystko wyglądało niewinnie, ot taka sobie gleba
    A więc tak:
    1. Miałem 6 lat, w Białce wypuściłem się za mocno i pierdyknąłem w skuter śnieżny, nic mi się nie stało, skuter miał złamaną szybkę.
    2. Miałem 10 lat, w Austrii chciałem skoczyć tak jak w PŚ, miałem na sobie wtedy okularki zamiast gogli, wywaliło mnie do góry, zrobiłem salto po czym walnąłem ryjem w glebe tłucząc szkła od okularów, które przecięły mi skóre pod okiem, mało brakowało a miałbym po oku ;)

    That's all :)

    ... spojrzałem w góre... aż tu nagle sru mi po nartach przeciął jakiś ciołek. Był taki rozpedzony że usłyszałem tylko uszczerbek takigo "łaaa!" i dym śniegu za nim (hmm... Miszczu czy to nie przypadkiem ty i twoja umiejętność rozpędzania się bez skręcania? :)) Strach myśleć co by było gdybym był pare cm dalej. hahah, no pasowałoby to do mnie, ale nie ja.

    pomimo ze nie potrafie jezdzic jeszcze dobrze, szczegolnie te skrety i zdarza mi sie za bardzo rozpedzic to staram sie nikomu nie przeszkadzac i nie tworzyc zagrozenia dla innych.

    zagrozeniem jestem chyba tylko sam dla siebie heheh

    nie bede opisywal swoich wypadków, bo pomimo jakze krotkiem przygody mialem ich dziesiatki. taki ze mnie talent, albo antytalent raczej :)

    ale ten sezon bedzie udany, nie moge sie doczekac, a snieg juz za oknami!


    Też fajny wypadeczek miałem raz na Słowacji.

    Cholerna mgła była i totalnie 0 widoczności. Zjeżdżam na boczny skraj stoku bo nie wiem gdzie mam jechać. Raz po raz słysze "aaaaa!", "oooo!", "o kuurw...!" no to już wiem że nasi też są :) Nagle wyskakuję z wiązań obydwoma nogami i lecę jakieś 15m w dół. Pewna kobitka jechała na oślep i pech chciał że stałem się celem. W sumie dla niej się to nawet dobrze skończyło bo jadąc tak dalej mogła by spaść z niewielkiego urwiska. Ja natomiast zakończyłem tego dnia jazdy i obolały wypiłem kilka piwek.
    Jezu jak czytam wasze opowieści to raz mi się chce śmiać a raz płakać :D ale tak to już bywa.....
    Apeluje do wszystkich o rozwagę na stokach i umiar - aby nie przeceniać swoich możliwości bo przecież nikt nie chce aby komuś stało się coś przykrego

    a tak btw. to najbardziej podobał mi się teksk Chemosha
    cytuję:
    "ślizgajc się spokojnie po pewnym dość stromym stoku, postanowiłem zmienić nieco tor jazdy ponieważ na dole zauważyłem kilka osób nie za dobrze sobie radzących, spojżałem w góre... aż tu nagle sru mi po nartach przeciął jakiś ciołek. Był taki rozpedzony że usłyszałem tylko uszczerbek takigo "łaaa!" i dym śniegu za nim (hmm... Miszczu czy to nie przypadkiem ty i twoja umiejętność rozpędzania się bez skręcania?"
    normalnie potrafię to sobie doskonale wyobrazić :D (podobne doświadczenie) tylko że to raz mi taki numer siostra zrobiła gdy się uczyła jeździć
    Ja sobie śmigam pięknie no i w pewnym momencie zachamowałem gwałtownie, zatrzymałem się rozglądam się gdzie ta moje pikna siora a to UWAGAAAAAAAAA i po nartach śmignęła mi LOL :D o mały włos a byłbym znokałtowany albo co gorsza przebity kijem :D (po co ludziom te kije do nart?!)
    pozdrawiam

    (po co ludziom te kije do nart?!)
    pozdrawiam
    No jak to po co? Nie każdy jeździ na carvingach a bez kijów to ciężko śmig wykonać na prostych dechach.

    Pozdro :)

    No jak to po co? Nie każdy jeździ na carvingach a bez kijów to ciężko śmig wykonać na prostych dechach. ehh no w sumie racja ;)
    zapomniałem że "dechy" jeszcze istnieją ;)
    Ja tam do carvingów też kijków urzywam. No co, wlezie ci taki mały gnojek po nartach w kolejce (vide "Co was wkurza na stokach") to można mu strzelić pilota w łeb (oczywiście jak jest w kasku ;)), można łatwiej można złapać rytm jazdy i w ogóle są fajne... bo ich sam urzywam :)

    No co, wlezie ci taki mały gnojek po nartach w kolejce (vide "Co was wkurza na stokach") to można mu strzelić pilota w łeb (oczywiście jak jest w kasku ;)) że też ja sam na to nie wpadłem :eek: kapitalny pomysł!! :D
    ale ja tam wole bez :] nie wyobrażam sobie body carvingu z kijami lol
    a zeby komus wypresfadować że mnie wkurzył wystarczy strzelić tubę w ryj i po problemie :cool:
    1.mialam 5 lat przez przypadek jezyk przykleil mi sie do specjalnej karuzeli narciarskie i kawalek mi urwalo na szczescie mi odrosl.
    2. mialam ok.9 lat stracilam panowanie bo byl lod izaczelam jechac coraz szybciej a probowalam zahamowac ale nie moglam ,walnelam w bande i sie wyrocilam podabno bylo widac tylko pomaranczowy kask. Ale w Austri to nie to co w Polscei kazdy byl tym zainteresowany byl wielki tlum naokolo mnie zeby pomoc w stac.
    3. mialam 11 lat jechalam szybko i wpadlam w mieki snieg , ktorego bylo duzo i przewrocilam sie glowa do dolu stoku strasznie mocno na szczescie mialam swoj kask i nierozwalilam sobie glowy.
    hehe, ciekawe histroryjki, ja miałem takie upadki które zapamiętałem, pierwszy z nich to na pilsku, na drugim wyciągu, był to koniec kwietnia, jakoś tak sniegu dowaliło, pojechaliśmy z qmplami na narty, stok całkowicie nieprzygotowany, snieg mokry i ciężki, jechałem sobie po śladzie od skutera snieżnego dość szybko, nagle zjechałem z niego i poczułem jakbym wjechał na sfalt, wyrwało mnie znart, przekoziołkowałem i upadłem na plecy, tchu nie mogłem złapać, klega który jechał za mną zrobił taki sam manewr, zjechał ze śladu po skuterze i ryp!!! leży koło mnie. Kolejny raz który utkwił mi w pamięci to był na kotelnicy w białce, jechałem sobie dość szybko szerokimi łukami /jesssu jak to lubię/ nagle widzę pana który jedzie z przeciwnej strony, myślę ominę go z tyłu coby mu w drogę nie wjeżdżać, ten pan z fantazją nagle się zatrzymał na środku stoku i synka swojego zaczął szukać wzrokiem, ja na tyle szybko jechałem że nie zdołałem nic jush zrobić, że jeżdżę bez kijów zdążyłem jedynie wystawić ręcę moco przed siebie i trzeas, zderzyliśmy się, pan wiedział od razu co zrobił nie tak i przepraszać zaczął, pozbierał moje rzeczy, czapkę i gogle i mi podaje, nawet nie mogłem nic powiedzić bo mi tchu brakło, leżałem sobie tak na stoku i wstać nie mogłem, w momencie nie widziałem gdzie góra a gdzie dół :D pomogli mi wstać, naszczęście ani za 1 razem ani za 2 nic mi się nie stało, poza ogólnymi potłuczeniami. :)
    W zeszły roku byłem świadkiem totalnej głupoty gościa na desce:
    Przyjechała jakaś szkoła , kilkanaście osób po jakieś 16 lat.
    Oczywiście kolesie zaczli popisy przed dziewczynami.
    Jeden gościu w sweterku, bez kasku czy jakiegokolwiek zabezpieczenia chciał przyszpanować i próbował zrobić salto do tyłu na wyskoczni.....
    Niestety nie dokręcił i upadł z około 2m, twarzą na oblodzony stoku.
    Na śniegu leżał kilkanaście minut bez przytomności. karetka, nosze, płacz nauczycielek i resztki skóry z twarzy pozostawione na skoczni.
    Jedną część twarzy miał bez skóry i coś z barkiem:mad:
    wspominasz o zabezpieczeniach, myślę że jak ktoś nie umie lub mu nie wyjdzie to ryja niczym nie zabezpieczy, chyba że kaskiem bramkarza hokejowego:D myślę że we wszystkim trzeba mierzyć siły na zamiary :cool:
    Witam wszystkich chorych na śnieg inaczej.
    Mój pamiętny dzwon zdarzył się w czechlandii na Czerwonochorskim Sedle. Koledzy z okolic opola jeżeli są na forum to wiedzą o co chodzi. Pewnego pięknego dnia część wyciągów nie pracowała. Kolejka duża, czech z obsługi krzyczy, że rusza kolejny wyciąg. Oczywiście szybki zwrot, szus do wyciągu poniżej, stroma ścianka a na dole zonk dwa rowy w poporzek stoku pierwszy zamortyzowałem na drugim lot nogami do przodu i upadek centralnie na plecy. W oczach ciemno. Ale zrywam się dziarsko aby nie wyjść na mięczaka szukam nart, ambitnie zapinam i co ? koniec jazdy wiązanie popekane. Jeszcze tylko 1/2 roczna rechabilitacja bowiem jak powiedział znajomy lekarz pozrywane wiązadła mięśni w okolicach kręgosłupa i wszystko było OK
    a teraz jak??:eek:

    a teraz jak??:eek: Jeżeli chodzi o moje urazy to po opisanym zdarzeniu leczyłem przez trzy miesiące naderwanie barku prawego, potem kolejne leczenie tym razem barku lewego po wypadku samochodowym a teraz walcze z kolanami po zbyt intensywnie rozpoczętym przygotowaniem biegowym do sezonu narciarskiego. Ale wszystko idzie ku lepszemu.

    Z czekistowskim pozdrowieniem

    Oby śniegu nie brakowało

    jacq
    a dobrze jesteś ubezpieczony?? ;)

    a dobrze jesteś ubezpieczony?? ;) Po tym wszystkim mój ajent się na mnie obraził i podniósł stawkę o 300% a jak słyszy, że zbieram grupę na narty to dał na mszę.

    pzdr
    to dobrze że nie zrezygnował :D
    :eek: Trochę tu zbyt poważnie. Może powspominamy nasze wpadki? Trochę dystansu nie zaszkodzi...

    Zaczynam od własnej: Francja. Zjeżdżałem wcześniej z wyciągów. Pusta nartostrada (tak mi się wydawało..). Puściłem się (ja i grawitacja - gigant - znacie to?). Górka i zakręt... Jeszcze ostrzej (jak by tak łokciem - marzenie...). I wtedy to widzę. Dwóch instruktorów, jeden z przodu, drugi z tył. Między nimi w rządku ponad 20 krasnali, 3-5 lat (ściągali kilka grup). Nie miałem szans ominąć. Wywalić się też nie było jak bo i tak wylądowałbym w nich. Krecha i łapię krasnala między nogi, podnoszę do góry i jadę. Hamuję pługiem - ostrożnie, daleko.. - grupy nie widać. Stawiam krasnala i pytam Ca va? Już widzę jak ESF - instruktor leci na mnie. Zastanawiam się co mu powiem.. Porwanie! On wyglądał na niemniej przerażonego ode mnie (minę miał głupią). Z boku musiało to wyglądać dziwnie. Excuse moi? Usłyszałem trochę ciepłych słów (słów nie zrozumiałem ale nie potrzeba było tłumacza..).

    Skończyło się nieźle - teraz wspominam to z uśmiechem. Do dziś nie wiem jak to zrobiłem. Chciałbym powiedzieć, że zmądrzałem i jeżdżę ostrożniej ale... (grawitacja i ja...)

    Pozdrawiam
    Niezła ta historyjka :eek: Ja kiedyś miałąm trochę inną. Było to tak... Pojechałam z rodziną do Włoch. Pierwszego dnia wjeżdżaliśmy kolejkami na samą górę. Gdy zaczęliśmy zjedżać, wysypałam się w zaspę i wypięły mi sie narty. Zanim je znalazłam i zapięłam, zobaczyłam, że wszyscy już pojechali i zostałam sama. Jak wyżej wspomniałam to był pierwszy dzień i w ogóle nie znałam tych tras(dokąd prowadzą itp.). Szybko pogżałam w dół. Potem było rozwidlenie tras na czerwoną i niebieską. W grupie, z którą pojechałam na te narty była moja ciocia, więc pomyślała, że na pewno zjechali na niebieską :D, ale na czerwonej zobaczyłam, że jest tam jakaś postać w żarówiasto pomaranczowo-czarnej kurtce. Byłam pewna, że to mój tata. Zjechałam w tą stronę i to nie był mój tata tylko jakaś kobieta:confused: Wkurzona i zrozpaczona zjeżdżałam dalej w dół(Dodam, że grzałam jak najszybciej, by dotrzeć do jakiegoś schroniska no i zaliczyłam kilka niezłych gleb). W końcu dojechałam do tego schroniska i w dodatku był tam gościu(Polak), z którym jechałam w autokarze, więc zapytałam się czy mogłabym zadzwonic z komórki do rodziców i takie tam...Potem patrze i widze zjedżającego tatę . Okazało się, że byli oni na tej niebieskiej i widzieli mnie jak zjechałam na czerwoną i szybko tata z kumplem podeszli pod górę i pojechali za mną. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło;)

    Najlepsze było jak uczyliśmy moją babcię jeździć na nartach:D (miała wtedy 60 pare lat) Poszliśmy na taką oślą łączkę. Nauczyliśmy babcię podstaw, miała już na sobie narty i była gotowa do samodzielnego pierwszego zjazdu( tylko, że ten zjazd polegał na odepchnięciu się kijkami i przejechani paru metrów po prawie prostej:P Gdy babcia nabrała już troche tępa, odpychała się tymi kijkami i jechała. Wszyscy byliśmy dumni z niej:p . Nagle patrzymy, a z drugiej strony, jedzie jakaś inna babcia, która też była pierwszy raz na nartach. Jechały prosto na siebie tak po skosie! Wszyscy krzyczeliśmy, żeby babcia usiadła na tyłek. Nie posłuchała...w koncu się zderzyły. Potem przepraszały sie nawzajem przez jakieś 10 minut:p Na szczeście nic nikomu się nie stało tylko wszyscy się śmieli(babcia zresztą też).
    Kumpel mnie wypchnął z orczyka.Złapałem się przypadkowego ale lina się nie wysuwała ale tego nie zauważyłem.Przy końcy orczyk się podnosi i wzbiłem się na 2 metry nad ziemią.
    Jak spadłem na ziemię to wszyscy bili mi brawa.Nie było tak źle.
    Ja też miałem kilka przygód na nartkach. Otóż zeszłej zimy jade sobie z kolegą . Jedziemy rownolegle do siebie i w pewnym momencie przecina przed nami jakiś człowiek na nartkach. Oczywiscie jechał on stylem batmana czy supermena hehe ( czyli narty skrzyzowane jak w plógu, pupa wypchnieta w tyl a głowa z tulowiem mocno pochylona do przodu :P ) Ja zdążyłem się wywalic a kolega miał mniej szczęscia. Uderzył w tego jak się póżniej okazało pana który pierwszy raz mial narty na nogach. Skonczylo sie na kłótni i kilku nie miłych słowach, ale naszczęscie bez żadnych obrażen. Wszystko działo się w Białce Tatrzańskiej na stoku Kaniówka chybaaa, bo juz teraz za dobrze nie pamietam.
    jak jest na kaniówce bo nigdy tam nie byłem, jeżeli możesz to porównaj to do kotelnicy :confused:
    Hmm, mysle ze Kotelnica jest najlepszym wyciagiem w Białce, zwłaszcza ta krótka czerwona trasa i snow park :). A kaniowka ( albo u Dziubasa ) jest tez calkiem fajna, ale bardzo krótka ( mysle ze jakies 400-600 metrów zjazdu). Jedyne co jest fajne na tym stoku to, to że są 2 wyciagi orczykowe, które nawet z niezła przepustowoscia wciagaja narciarzy i snowaboardzistów na gore :)
    z góry a sciemniało się już, upadłam na niemal płaskiej powierzchni, bo nic nie było widać i zahaczyłam o płotek, a raczej moja nowiutka kamizelka, która potargała się, a ja wpadłam twarzą w zaspę. Drugie niemiłe zderzenie zaliczyłam na Skrzycznem, nie zapanowałam nad nartami na muldzie, najechałam jednemu facetowi na noski nart, spadłam na plecy, podobno bardzo groźnie wyglądało, a facet zajechał drogę drugiemu i też poupadali.
    mój wypadek najgorszy to był 1 raz na nartach stroma góra zero umiejętności i jedziemy:p pługiem pługiem ale co raz szybciej wkońcu za szybko nic już nie pomagało (ciołem jak pocisk) pomyślełem że zjade ze stoku i na polanie (kopny snieg) wychamuje ...jechałem bardzo szybko (zmorżony stromy stok) nagle jedna narta sie wbiła w sieg wystrzeliłem jak z katapulty lecąc z 2m spadając centralnie na kark...mogłem wylądować już na wózku ale opatrzność czuwała:o tak mi sie spodobały wtedy narty że nie moge bez nic żyć:D
    Przeczytałem tu wszystko od dechy do dechy i tak:jeżdżący bez kijków przeważnie wyglądają okropnie (chodzi o postawę w czasie jazdy) kijki polecam nawet dla ''karvingowców'', zawodnicy jeżdżą z kijkami nie bez powodu. Z wypadków to czy ktoś kiedyś poleciał buśką do przodu na przedwojennych deskach z wiązaniami bez wypięć...grubego paluszka wywinęło mi do kolan...
    Wlodo - niestety masz rację - naprawdę niewielu ludzi jeżdżąc bez kijów ma poprawną sylwetkę ( przeważnie są to różne wariacje na temat skrzydeł w avionetce ) dlatego, że mało kto jeździ fun.:D
    Z pewnością lepiej używać jednak te kije i nawet są pomocne przy ostro ciętej jeździe slalomowej.
    Z drugiej strony trudno zabraniać komuś prób jazdy bez kijów, zwłaszcza jeśli odkrywa w tym jakieś nowe doznania w narciarstwie i czuje radość z takiej jazdy.
    Ponadto czy wszyscy kijów używający mają dobrą postawę?;)
    hehe ja tez mialem kilka pamietliwych upadkow :D:D 1.W szczawnicy na palenicy 1 juz na samym dole jest lewy skret na to wyplaszczenie ktorym trza do mostu dojechac noi ja tam walnalem super skrecik w lewo patrze idzie ktos na nogach do gory!!! iwec odbilem w prawo nie zauwazylem muldy, jak mnie wybilo to dobrze ze byla ta siatka zabespieczajaca bo nie wiem gdzie bym sie zatrzymal.....w kazdym razie skonczylo sie naszczescie na tym ze godzine sie wygrzebywalem z tej siatki cholernej bo sie poplatalem leciutko....
    2.jade sobie kiedys wzdluz wyciagu ....noi jak robilem skret w strone wyciagu to cos nie wyszlo i bec....i wyladowalem dopiero pod wyciagiem (byl to taki podwojny orczyk :D taka kotwica) a ze jechali akurat 2 tacy mali co sie dopiero uczyli to mnie nie omineli, nie wypieli sie tylko normalnie doslownie po mnie przejechali :D qrcze potem to mialem z tego tyle smiechu, ale jak widzialem jak juz na mnie wpadaja to troszke sie przestraszylem ;p
    Ja mialem dwie niezle gleby:
    Nie iem jak wy ale ja poza jazda na wyciagu lubie isc na gorke i sobie poskakac!!!
    1. 3 lata temu. U znajomych na skoczi gdzie reord był 15m ja chcialem pobic i wybilem sie z calych sila ale... troche polecialem do przodu tak że najpierw ja a potem narty... Na 11m wbilem sie czubkiem narty i wyladowalem na ryju :P dodam tylko ze obserwatoezy z loży vipów :) mówili że było by koło 18m :D

    2. Koło domu na górce długiej ze 100m oczywiscie na skoczni chcialem przetestowac "nowe" narty. Kastle dlugie na 2 matry czyli idealne na skoki mialy chyba z 9 lat moze 10. Na trasie były 2 skocznie. Pierwsza skok około 2m i juz krzywy lot, następna i w powietrzu około 5 m od progu zgubielm narte :P wylądowałem na jednej, ściągło mnie na drzewo i buuuuuuuuuuuu!!!
    Wykręciło mnie 2 razy wstalem łep mnie boli i ide ze 3 m a po chwili siadam i noga mnei boli. Skończylo sie w szpitalu złamane 2 kości i o dziwne w bucie!!!
    Było to w Wigilie i sezno z głowy :(
    ja jechałem i walnąłem w drzewo
    macie moją glebe nie opisaną wyżej
    http://michalyo.republika.pl/gleba.avi :P

    macie moją glebe nie opisaną wyżej
    http://michalyo.republika.pl/gleba.avi :P
    :D:D:Dhe he he :D:D:D dobreeeee!!!!!!

    Dla mnie najgorszy był pierwszy kontakt z nartami po wieloletniej przerwie. Wjechałem wyciągiem na szczyt i zacząłem zjeżdzać łagodnym (prawie płaskim) zjazdem do stoku. Po chwili J E B S!!! i gleba, oraz ogromny ból w kolanie. Moja jazda w tym sezonie trwała ok. 30 sekund. Skręcone kolano nie pozwoliło mi wrócić na stok, aż do końca marca :(:(:(:(:(
    Dodam tylko, że byłem trochę "zmęczony" po imprezce ze znajomymi, którzy to właśnie zaprosili mnie w góry, bym mógł po 17-letniej przerwie znów powrócić na narty.
    Oczywiście nie pomyślałem też o rozgrzewce. Stąd taki rezultat!
    Teraz, jak jadę na narty, to przed każdym wejściem na stok, rozgrzewam się ok. 5 minut i oczywiście unikam zbyt intensywnego "nocnego życia". Zawsze przypomina mi o tym moje biedne kolanko!!!
    Pamiętajcie, rozsądek i umiar!!!:) :) :) :)
    ja mialam taka ,teraz moze smieszna sytuacje, gdy uczylam sie jezdzic. Bylo to w Karpaczu, trzy lata temu. Przyjechala grupa dzieciakow, skoczkow. Ja stalam sobie na dole , cwiczylam wpinanie i wypinanie nart (pierwszy dzien na stoku). W pewnej chwili zauwazylam, ze instruktor stoi jak wryty i w tym momencie poczulam, ze cos przejechalo z tylu po moich nartach ze straszliwa predkoscia i swistem. Okazalo sie ze byla to narta skoczka ,ktora zjezdzala z samej gory. O milimetry otarla sie o moje buty z tylu.Instruktor , gdy odzyskal glos powiedzial, ze zbaranial i nie wiedzial czy krzyczec zebym sie przesunela czy nie . Podobno ta chwila jego wahania uratowala mnie.
    To ja miałem podobna sytuacje rok temu uczyłem się krawędziowania i jade sobie powoli w góre stoku a tu nakle jakis debil który jechał na kreske wjechał we mnie potem pamiętam że obudziłem się kilkanaście metrów dalej.
    a ja przez upadek, ktory wcale nie wygladal groznie mam z glowy ten sezon ;/ mam zerwane przednie wiazadlo krzyzowe :( ehhhh
    moja jazda w tym sezonie skończyła się w dniu 25 stycznia :(

    włoskie słońce, wspaniale przygotowana i wyratrakowana trasa, ... a tu nagle ktoś z lewej.
    nie chcąc się zderzyć z narciarzem (widać było, że początkujący), odskoczyłam w prawo, ale tak pechowo, że spadłam całym ciężarem ciała na wyprostowaną nogę. ogromny ból w kolanie, wiedziałam, że to już koniec jazdy w tym sezonie :(
    Przyjechała pomoc, wycieczka topoganem z głową w dół przez 7 km ... więc był czas pożegnać oczami ukochane widoki.
    Później był szpital, RTG, ortopeda, punkcja i ... biała podkolanówka od paluszków po udo na wiele dni aż się zrosną kostki.

    trzymajcie kciuki we wtorek, mam mieć ściągniety gips i ... wtedy będzie moja chwila prawdy co z kolanem :confused:
    Głowa do góry – będzie dobrze.
    powodzenia
    Zdrowiej i wracaj do formy!
    Trzymamy kciuki za pozytywną diagnozę!
    Wczoraj byłem w Białce. Jak zawsze ludzi więcej niż śniegu.
    Wjeżdżałem kolejką 4 os do góry jak pod krzesłem doszło wypadku. Trasą wzdłuż orczyków jechała kobieta (tak mi się wydawało) a od strony kolejki 3 osobowej (pierwszą przecinką od góry) mężczyzna. Pusty w tym miejscu stok, idealna widoczność, ale jednak... Żadna z osób nie zwracała uwagi na to co się dzieje dookoła. Potężne uderzenie przy sporej prędkości obu narciarzy a do tego dźwięk, który słyszę jeszcze teraz. Po upadku mężczyzna zdołał się tylko przewrócić z pleców na brzuch i tak już leżał. Wyglądało na uraz kręgosłupa w odcinku lędźwiowym. Kobieta po jakimś czasie na chwilę wstała, ale za moment znów położyła się na śniegu.
    Szczerze mówiąc ciężko mi się zjeżdżało po takim widoku do parkingu.

    Powody? Myślę, że jest ich sporo, od kompletnego braku ostrożności u samych narciarzy zaczynając. Żadne z nich nie zwracało uwagi na to się dzieje dookoła.
    Druga sprawa to beznadziejna organizacja ze strony samego ośrodka. Stoki białki, mimo że w zasadzie łatwe i płaskie uważam za niebezpieczne. Po pierwsze spore ilości narciarzy. Po drugie za dużo, jak na takie ilości ludzi, skrzyżowań nartostrad, które dodatkowo nie są oznaczone czy odgrodzone. Za każdym razem jak tam jestem sam mam co najmniej kilka sytuacji podbramkowych spowodowanych przez osoby jadące ze sporą prędkością w poprzek stoku, bo akurat stwierdziły, że przejadę na inną nartostradę.
    Moim zdaniem w miejscu, gdzie krzyżują się nartostrady powinny być one oddzielone. Przejazd na inną powinien być tak zorganizowany, żeby wymusić znaczące zmniejszenie prędkości (np. wąski przepust z odpowiednio ustawionymi bramkami a do tego oznaczony).
    Na miejscu poszkodowanych dochodziłbym odszkodowania od właścicieli białki. Spotkanie dwóch nartostrad (licząc dwa dojazdy od krzesła 3os to nawet trzech) w jednym miejscu bez oznaczenia i oddzielenia to niewątpliwie chora sytuacja i nie ma wątpliwości, że taka organizacja nie jest bezpieczna.
    Nie można liczyć na zdrowy rozsądek narciarzy, bo wielu z nas po prostu go nie ma. Mało kto zna kodeks FIS, nie mówiąc już o rozumieniu i przemyśleniu go. O stosowaniu nie będę już wspominał. W związku z tym, powinni o nasze bezpieczeństwo zadbać przede wszystkim właściciele ośrodków narciarskich, nawet jeśli to dbanie nie będzie dla nas wygodne.
    ja kiedys jechalam sobie jak najbardziej rekreacyjnie gdy w pewnym momencie rownoczesnie z prawej i lewej strony wyprzedzilo mnie dwoch facetow. pedzili niemilosiernie. w nastepnej sekundzie po wyprzedzeniu jeden z nich przewrocil sie, z tlumanu sniegu ktorym spadal w dol bylo slychac tylko :"kuuuu**a!!!!!!!". drugi facet natomiast zaczal sie glosno smiac po czym sam stracil rownowage i stoczyl sie tlumanem sniegu w dol... cale zajscie trwalo doslownie 5 sekund. a po wszystkim im jeszcze podawalam narty ktore pogubili... hehe
    4 lata temu uczyłem się jazdy po puchu.. Przesadziłem i ... gleba. Heh wszystko było by cacy gdyby nie fakt, że wiązania mnie nie wypięły ;/ Narta utkwiła w śniegu a nogę ... lewą nogę "wyrwało" mi ze stawu kolanowego i wykręciło o jakieś 45*. Gdyby nie towarzysz to leżał bym tam i wył z bólu !!! Okazało się , że mam uraz łękotki ale na szczęście skończyło się bez poważnej i długiej hospitalizacji. Dobrze, że sie przez to nie zniechęciłem do dalszych prób - lecz już nie w "tym" sezonie niestety :p
    Koniec Listopada, pierwszy dzien sezonu. Cala noc padal snieg. Gora wygladala zachecajaco. Pierwszy zjazd. Wybralismy latwa trase, dla rozgrzewki. Nietkniety snieg kusil za bardzo wiec po chwili zjechalismy z trasy. Najpierw moi znajomi. Bylo slychac ich smiechy. Cieszyli sie jak dzieciaki z nowej zabawki. Nie chcialem jechac po ich sladach, wiec odbilem troche na strone. Nie mialem nawet czasu pomyslec; kilka sekund pozniej lezalem w kupie kamieni lekko przysypanych sniegiem. Mialem wczesniej zlamane kosci, wiec wiedzalem, ze moja reka jest zlamana. Jakos sie dowloklem do schroniska, gdzie reszte dnia spedzilem nafaszerowany srodkami przeciwbolowymi i piwem, czekajac na przyjaciol. Mowili, ze takiego otwarcia sezonu dawno nie mieli. Ja chyba tez nie.
    Po szesciu tygodniach w gipsie wrocilem na stoki, z nowymi nartami. Trzeba sobie jakos to cierpienie wynagradzac.
    Witam.
    To i ja opiszę swoja zwałkę popisową.
    Mijsce to Tonale, lodowiec Presena. Marzec 2001 roku, śniegu 2 metry. Włosi ze szczytu zrobili taką przecinkę ze 100 metrów od szczytu do II stacji pośredniej. Przecinka to po prostu wycięcie w śniegu drogi no głębokości 2m i szerokości spychu ratraka. Mało osób tamtędy jeździło, jednak jazda super. Za którymś razem pojechliśmy w trójkę tamtędy. Jacda szybka, duża adrenalina bo brak miejsca na ucieczkę. Muszę dodać że akurat tego dnia zmieniłem moje Atomiki 1011 na Dynastary Skicrosy9, co przy mich 105 kg ma duże znaczenie. NO więc jedziemy juz na dużej prędkości i widzę z daleka siiedzących deskarzy na bokutej wyżłobionej trasy. Jechałem jako ostatni z naszej trójki i miałem najgorszy wgląd na stan trasy. Na wysokości deskarzy w ostatniej chwili zobaczyłem że Ci ostatni przecięli w poprzek naszą trasę i nanieślli grud lodu. Podbiło mi nartę, wpadła w klepanie, po boku ścian, zer szans. Poczułem nagle że coś się dzieje i nie czuję trasy pod nartą. W tym momencie wykonywałem już któregoś fiflaka. Nagle nastałą cisza i bezruch. prubuję wstać podpierając się kijkami i coś jest nie tak. To jednak mało bo czuję że oślepłem bo "widze tylko ciemność". Po chwili jednak wstalłem. Ślepota okazała się chwilowa, bo pomogło na nią wysypanie śniegu z gogli. W tym momencie odwróciłem się w kierunku siedzących deskarzy. Chyba mój wzrok wiele mówił, bo jak wykonałem dwa kroki w ich stronę to oni w magicznie szybki sposób dopieli deski i runeli w dół stoku. Jedyna strata powypadkowa to jeden kijek złamany na pół adrugi mmiał kąt 90 stopni.
    Pozdrwaiam i życzę jak najmniej takich zdarzeń.
    Michał.
    jak ja raz sie rozpedzilem ze stoku bez hamowania na boazeriach 190 cm prosto poszedlem bez skrecania itp to przelecialem pod siatka kolo orczyka a 2 raz z orczyka sie spie.......:)
    2 lata temu, w Białce, koło godziny 10 - 11 (trasy jeszcze zdatne do jazdy). Znajomy wchodził na krzesełko. Po kilku sekundach od wejsca na krzesełko wypieła mu sie jedna z nart. Kolega, bardzo ambitny rzucil sie za nia i zeskakujac z krzeselka (2-3m) :) Na szczescie nikomu nic sie nie stalo.
    3 lata temu ( w lutym minie) wyjechałam z koleżanką i jej rodzicami do Strzyżowa na wypad na narty, nawet nie miałam swoich nart, wypożyczałam...
    Przez 3 pierwsze zjazdy było znakomicie ... Ale 4ty niestety był b. pechowy, byłam juz w 2/3 połowie stoku, gdy w pewnym momencie czuje jak ktoś z dużą prędkością zjeżdża 'na krechę'. Był to ułamek sekundy, kiedy odwróciłam się za siebie i wtedy poczułam wielkieee uderzenie, oczywiście - wjechał we mnie
    gość ważył może z 80 kg, podchodził gdzieś pod 40...
    Po kilku sekundach się otrząsnęłam, gość wstaje ze mnie i podaje mi rękę ja próbuje wstać.. A tu przegroooomny ból... Nie mogę się ruszyć, podjeżdża do mnie koleżanka, z którą byłam i mówi ‘dasha wstawaj nie udawaj...’ Nie mogłam sie ruszyć...
    Byłam w szoku, niektórych rzeczy nie pamiętam, zgromadzili sie ludzie wokół mnie, ktoś wezwał karetkę... Po 5 minutach moje biodro było tak napuchnięte ze objętość była 3x większa jak nie więcej, trudno mi teraz określić.. Leżałam na tym stoku i kurczowo podtrzymywałam nogę chwytając spodni (cały czas to było takie uczucie jakby ta noga mi się po prostu oderwała mi się od reszty ciała, każdy najmniejszy ruch sprawiał ogromny ból..)
    Ludzie chodzili dookoła mnie i pytali, co mnie boli ja nie mogłam stwierdzić, ponieważ ból czułam w całym ciele..
    Było to lewe biodro, cała lewa noga była przekręcona o 45'st.
    ludzie skakali dookoła mnie jeden mówił ma cos z kolanem, drugi ze to kostka a nikt nie wpadł na to ze jest to biodro...
    Wyszło na to ze doszło do Zwichnięcia Stawu Biodrowego (kość udowa wypadła z panewki, rozerwane wszystkie więzadła, rozerwanie torebki stawowej).
    Ból był tak ogromny, że, co jakiś czas traciłam przytomność, w końcu przyjechała karetka ktoś cos do mnie mówił, ale nie kojarzyłam. Jak wiecie, buty narciarskie ściąga się dosyć ciasno, więc jesteście sobie w stanie wyobrazić, co mi się działo, gdy sanitariusz ściągał mi buta z uszkodzonej nogi.
    Karetką zawieźli mnie do pobliskiego pogotowia, lekarz szybko wziął mnie na RTG po oglądnięciu zdjęcia, nakazał, aby jak najszybciej mnie przetransportować do Rzeszowa na operację nastawienia biodra, bo może dojść do martwicy kości udowej...(wiem to z opowiadań).
    Leżałam na tym durnym stole przez 15 minut nikogo koło mnie nie było, na dodatek moja lewa noga z tego stołu mi spadała, myślałam ze umrę z bólu, kurczowo trzymałam ręką spodnie, żeby ją podtrzymać, nikt mi nie pomagał, nikogo obok mnie nie było..
    W każdym razie wzięli mnie szybko z tego Strzyżowa i zawieźli do Rzeszowa do szpitala, po jakimś czasie gdzieś 30 minut dostalam narkoze i nastawiali mi to biodro juz na sali operacyjnej, obudziłam sie już po operacji, (wiecie, jaka ulga, obudzilam się i juz nie czułam żadnego bólu?!)
    Cała lewa noga zagipsowana oczywiście łącznie z biodrami
    leżałam w szpitalu 4 dni, następnie w domu 1,5 miesiąca z tym gipsem...
    Po ściągnięciu bardzooo długa rehabilitacja, chodziłam o kulach ponad ROK.. Nie wolno mi było stawać na tę nogę.. baaardzo długa rekonwalescencja..
    Lekarz powiedział, że bardzo rzadko się zdarza zwichnięcie stawu biodrowego na nartach, że on sobie nie wyobraża „z jak wielka siłą musiał we mnie trafić ten mężczyzna..”
    Do tej pory czuję skutki tego wypadku i lekarz powiedział z nawet jak będę miała 50 lat, to mi sie odezwie...
    Noga do tej pory jest słabsza, przy okresie, przy nadmiernym wysiłku, podczas zmian pogody mnie boli ..
    Aczkolwiek po 3 latach teraz zakupiłam sobie cały sprzęt narciarski, i postanowiłam, że będę dalej jeździć, oczywiście nie jakoś bardzo zaawansowanie, rekreacyjnie od czasu do czasu, jakiś wypad na górkę.. To już nie będzie taka sama jazda jak kiedyś, ale na pewno będzie to przyjemność. Mam nadzieję, że już nikt we mnie nie wjedzie ;)
    Dodam jeszcze, że sprawca tego wypadku jest nieznany, wtedy na stoku jak leżałam i zwijałam sie z bólu czekając na karetkę on chodził w kolko i mówił głośno ze nic mi nie jest i udaje, że zaraz wstanę.. I poszedł dalej jeździć, a nawet nie wie.. Jaką wielką krzywdę mi zrobił, i że będę tego miała skutki do końca życia.
    Nie chcę się za bardzo nad sobą użalać, bo już wystarczająco się wycierpiałam, tak samo jak i moja rodzina, która ciągle przy mnie była.
    Dasha jesli chodzi o tego narciarza to szkoda slow... zero klasy- nie wiem,jak jezdzil, czy spowodowal ten wypadek na wlasne zyczenie (ale jesli jechal jak mowisz z ogromna predkoscia na kreche i sie w Ciebie wpakowal to raczej tak..)-ale nawet jesli nie to jak mogl sobie tak po prostu pojsc!! Szkoda,ze Twoja kolezanka albo Jej Rodzice go nie zlokalizowali - to by Ci chociaz odszkodowanie wyplacil i tez bylaby to dla niego jakas nauczka,ze trzeba uwazac co sie robi.

    Przeczytalam wiek w profilu- moze Ci sie jakos tam wszystko zroslo, pewnie masz dosc mocne kosci i stawy, w tym wieku rechabilitacja jest chyba najbardziej skuteczna. Wiem,ze bedziesz ten wypadek zawsze odczuwac, ale wierze,ze uda Ci sie wrocic do nart (ale przed skonsultuj sie z lekarzem jesli tego jeszcze nie zrobilas). Nie musisz przeciez jezdzic jak zawodniczka, ale moze uda Ci sie czerpac dalej z tego (i nie tylko tego) sportu przyjemnosc :) Badz dobrej mysli. Powodzenia!!
    oczywiscie ze skonsultowalam to z lekarzem, juz rok temu jak bylam na wizycie lekarz powiedzial ze jesli bardzo chcę moge wrócić na narty, ale że to pozostawia mi do wyboru
    no chodzi o to jeszcze ze bylo takei zamieszanie ze poropstu nikt o tym wtedy nie myslal aby zlapac tamtego gościa i niewiem zadzwonić po policję,
    mama mojej kolezanki mowi teraz ze od tamtego wypadku nikogo juz nie biorą na narty, no w sumie ona brala za mnie odpowiedzialnosc, winiła się, choc przeciez to nei byla jej wina ..
    haha teraz się tak śmieje ze mam taki strasznie oczojeb*y strój narciarskei(żółty) i napewno nikt we mnie nie wjedzie bo mnie widać w odleglosci kilometra:D:D heheheheheh smieje oczywiscie:))
    a jeszcze najgorsze to ze byłam ubezpieczona w jakiejs tam małej formce z mojej mamy pracy..i te znie odstalam za duzo odszkodowania zamiast ok 4 tys( znajomy mojej mamy pracujacy w PZU powiedzial ze za taki uraz sie tyle dostaje) to dostalam marne 1500 zł..)
    no ale tu najwazniejsze zdrowie, a pieniadze swoją drogą.
    pozdrawiam :)
    Droga Dasha!
    Kilka dni temu wywołałem burzę na tym forum w wątku "Prędkość na stoku".
    W końcu uwierzyłem, że moja reakcja była przesadna i nie powinienem tak się zachowywać. Twoja opowieść jest wstrząsająca. Przekonała mnie, że jednak miałem rację.
    Życzę Ci powrotu do 100% zdrowia. I wielu przyjemnych i bezpiecznych zjazdów. I dużo szczęścia. Swój limit pecha wykorzystałaś w 10000%.
    Tadek.

    Droga Dasha!
    Kilka dni temu wywołałem burzę na tym forum w wątku "Prędkość na stoku".
    W końcu uwierzyłem, że moja reakcja była przesadna i nie powinienem tak się zachowywać. Twoja opowieść jest wstrząsająca. Przekonała mnie, że jednak miałem rację.
    Życzę Ci powrotu do 100% zdrowia. I wielu przyjemnych i bezpiecznych zjazdów. I dużo szczęścia. Swój limit pecha wykorzystałaś w 10000%.
    Tadek.
    Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa otuchy, aż tak źle ze mną nie jest tak jak mówię 12 lutego dokładnie minie 3 lata od wypadku, jednak konswkwencje tego wypadku czuję do dziś i tak jak pisałam będę czuła do końca życia, albowiem gdy np. pływam zbyt długo to ewidentnie lewa oga jest osłabiona i musze chwilę odpocząć..
    Widocznie tak mój los miał być, wiecie najgorsze jest to ze ktos jeździ przez połowę swojego życia i nic mus ię nie stanie, a ja pojechałam sobie drugi raz w sezonie na stok , i taki wypadek..
    już tak bardzo się nie chce przecież rozczulac nad sobą, bo swoje wycierpiałam, tak samo moi rodzice, rodzina którzy ciągle przy mnie byli.

    Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa otuchy, aż tak źle ze mną nie jest tak jak mówię 12 lutego dokładnie minie 3 lata od wypadku, jednak konswkwencje tego wypadku czuję do dziś i tak jak pisałam będę czuła do końca życia, albowiem gdy np. pływam zbyt długo to ewidentnie lewa oga jest osłabiona i musze chwilę odpocząć..
    Widocznie tak mój los miał być, wiecie najgorsze jest to ze ktos jeździ przez połowę swojego życia i nic mus ię nie stanie, a ja pojechałam sobie drugi raz w sezonie na stok , i taki wypadek..
    już tak bardzo się nie chce przecież rozczulac nad sobą, bo swoje wycierpiałam, tak samo moi rodzice, rodzina którzy ciągle przy mnie byli.
    dasha: z twojego opisu wynika ze jest to, niestety, autentyczne przezycie
    facet ktory w ciebie wjechal to po prostu ......

    co do twojego urazu: powinnas miec zdjecie rtg 2 lata po zwichnieciu: mozliwosc AVN czyli martwicy kosci udowej jest stale aktualna do 2 lat po urazie. jezeli rtg jest ok to szansa na "przezycie" glowy k udowej jest swietna

    oddzielna sprawa to chrzastka i wiezadla.... jezlei stale masz jakies dolegliwosci to powinnas sie zastanowic nad zrobieniem tzw MRI-arthrogram:czyli MRI po podaniu kontrastu do stawu

    w ostatecznosci artroskopia st biodrowego moze byc rozwazana tez.
    RTG miałam robione własnie jakiś rok temu, wszystko wporządku lekarz 'zakończył leczenie' mowiac ze gdyby byloc os nie tak prosze sie zgłaszać, u mnie wszystko wporządku(bynajmniej tak mi się wydaje;d)
    od tamtego czasu juz nie bylam w przychodni czyli gdzies od roku
    Podziwiam twoje podejscie do sprawy i to, że sie nie zraziłaś do narciarstwa. Kilkam dziekuję bo twoje posty na pewno dadzą do myślenie niektórym osobą.

    Pozdrawiam
    Witam
    Jutro postaram sięjakoś topozbirać dokupy ale opowieści konkret, zwłaszca ta z Białki - ale to miejsce gzdie jest mnóstwo takich wypadków bo przyjeżdża tam mnóstwoświżych narciarzy i zwykłych szpanerów.
    Pozdrawiam
    Dasha... brak mi słów. Na Twoim miejscu najpierw bym wydłubał oczy temu, co w Ciebie wjechał (i to nawet nie dlatego, że wjechał, bo to mogła być chwila nieuwagi, nie głupota - za to po wypadku zachował się skandalicznie) a potem sfinansował zamach na prezesa firmy ubezpieczeniowej - ja dostałem 600 za głupie złamanie ręki.

    W każdym razie trzymaj się i miejmy nadzieję, że będziesz mogła bez problemów pojeździć jeszcze na nartach :)

    BTW: na nartach jeżdżę od 8 lat bezwypadkowo. Były oczywiście wywrotki, ale bez poważniejszych wypadków, ani jednego urazu na nartach. Za to na łyżwy poszedłem TRZECI RAZ i skończyło się złamaniem promieniowej z przemieszczeniem, dzięki czemu opuściłem poprzedni sezon :/
    Witam
    dasha - pozdrawiam serdecznie. Narty to piękny sport infajnie że się nie zraziłaś i wracasz na stoki. Cóż czasami tak już bywa, nie miałaś szczęścia. Jak bedziesz konsekwentna to siła nóg sie wyrówna tylko musisz skonsultowac z rehabilitanatem odpowiedni dobór ćwiczeń i obciążeń. Też jestem po jakichś tam kontuzjach i operacjach i zawsze sobie mówię, że teraz to jest fajniej bo muszę ćwiczyć biegac itd. i jestem sprawniejszy bo zmuszony do ruchu. We wszystkim można znaleźć pozytywy.
    A opowieść zadedykujmy tym - również na tym forum którzy piszą, że na kogoś wpadli i to niee była ich wina.
    Pozdrwiam cię serdecznie
    Znaczy wiecie co ja dostałam 15% za ten uraz tylko chodzi o to ze w tej #$%^&*( firmie za 1% =100 zł. a w pzu jak dobrze kojarze 1%=300 zł. (to bym miała 4,500 zł :( oh matkoo..)
    Nigdy nie mialam żadnego wypadku ani mniejszego ani większego nawet ręki sobie nei złamałam, więc moja mama zamiast do PZU zapisala do tej swojej ^$%^ firmy ubezp. z pracy, gdzie oczywiscie koszty były mniejsze niż w PZU,od tamtej pory jestem juz tylko w PZU, co z tego ...
    ale tak jak pisałam pieniądze to rzecz drugoplanowa, najważniejsze jest ZDROWIE.

    Taaak do tej pory rodzice mojej koleżanki roztrzasają dlaczego oni tego gościa nie złapali, ale nikt jeszcze nie wiedział wtedy jak to się stało a ja byłąm w takim szoku ze przecież nie moglam opowiadać, bo ból był przemiłosierny..
    Ah i jeszcze od właściciela stoku dostałam 300 zł, moja mama napisala do niego pismo co sie stało keidys ie stało,anapisał ze w ramach współczucia ze to sie stało na jego stoku wysyła 300 zł..

    I co do tego gościa, to moim zdaniem on dobrze wiedział z jaką siłą we mnei trafił i dobrze wiedział że to tylko i wyłącznie jego wina, ponieważ ja sobie powolutku szusowałam po stoku nikomu nie żagrażając,nikomu nie wzjeżdzając pod nogi..
    gośc chodził dosłownie w kółko ludzi i mówił głosno ŻE MI NIC NIE JEST! I ŻE ON NIE WIE JAK TO SIĘ STAŁO, ALE ŻE TO JEST MŁODA DZIEWCZYNA ZARAZ SIĘ OTRZĄSNIE, JEST W SZOKU, NIC JEJ NIE JEST ...
    (bardzo bym się cieszyła jeżeli jakimś trafem ten mężczyzna trafił by na to forum , i przeczytał tę wiadomośc, napewno by wiedział że chodzi o niego, bo takie wypadki się za często nei zdarzają, a nóż... miał by jakiekolwiek wyrzuty..)
    "Taaak do tej pory rodzice mojej koleżanki roztrzasają dlaczego oni tego gościa nie złapali", - trudno winic Twoja kolezanke albo jej Rodziców za to,ze nie złapali tego narciarza i w ogole za cokolwiek - przeciez Oni wtedy zajmowali sie Toba,a nie tym facetem. Szkoda,ze skoro byli postronni ludzie na stoku, ktorzy gdzies kolo Ciebie stali/widzieli wypadek to nikt nie "przytrzymal" sprawcy - znieczulica...

    Milo ze strony wlasciciela stoku - tu nie chodzi nawet o pieniadze (choc pewnie 300zl chociaz na troche zabiegow rechabilitacyjnych starczylo),ale o zainteresowanie. Przeciez mogl Was zignorowac.

    Wiesz nie sadze,ze sprawca to przeczyta.. sądząc po stylu jego jazdy to raczej nie gustuje w tematach zwiazanych z bezpieczenstwem na stoku :( chyba,ze temat wypadkow mu sie spodoba w ramach szukania mocnych wrazen :( -ale nie sadze,bo tan temat jest na szczescie bardzo pedagogiczny,a nie szpanerski

    Jeszcze raz powodzenia w powrocie do nart. wierze,ze ci sie uda.

    a jesli chodzi o wypadki:
    * W moją Mamę jak sie uczyla jezdzic na nartach to 3go dnia, na oslej laczce wjechal od tylu snowboardzista- oboje jechali bardzo powoli, on tez sie dopiero uczyl. Ale mojej Mamie sie jakos dziwnie rozjechaly nogi.. Chlopak przeprosil, pytal czy wszystko ok. Mame kolano troche zabolalo,ale myslala,ze nic sie nie stalo, pojechala dalej i on tez. Za dwa zjazdy okazalo sie,ze niestety nie jest dobrze.. nastepnego dnia woda w kolania, w koncu miesiac noga w gipsie :( Ale juz rok pozniej Mama wrocila do nart, nauczyla sie jezdzic i dzisiaj jest gdzies z umiejetnosciami na pewno 5. :D To kolano ma troche slabsze, jezdzi w opasce na nim. Tak wiec jesli jestes juz "zdrowa" to wszystko przed Toba.

    *ja tez kiedys mialam niemila przygode na stoku - 3 lata temu na Gubałówce. Ludzi bylo duzo (ferie),ale warunki bardzo dobre, zadnych problemow z widocznoscia. Jechalam srodkiem trasy przy sredniej szybkosci,wlasnie bylam w trakcie skretu, jechalam dosyc rytmicznie-moje ruchy byly przewidywalne. Ja jeszcze wtedy jezdzilam bez kasku (mam go dopiero drugi rok). No i nagle wjechal we mnie od tylu jakis pershing - podcial mi narte, narta sie wypięła i ja przewracajac się(scial mnie z nog akurat jak bylam w skrecie-nie mialam szans..) uderzylam mocno glowa (prawdopodobnie o jego kijek). Sprawca wypadku nawet sie nie zatrzymal.. Mi bylo niedobrze, posiedziałam troche na sniegu z boku trasy, a potem powoli zjechalam na dół pługiem. Posiedzialam w barze pol godziny, zmusilam sie do wypicia jakiejs herbatki (jedzenie czegokolwiek nie wchodzilo w ogole w gre,caly czas bylo mi niedobrze),ale nie czulam sie lepiej-poszlam do domu i trzy godziny spedzilam w lozku. W koncu przeszlo,ale dzien jazdy mialam z glowy.. Dobrze,ze tylko tak sie skonczylo. Zaluję,że sprawca zwial-ale nie mial go kto gonic,bo wprawdzie bylam z grupa,ale oni jechali troche za mna i jak zobaczyli,ze zostalam znokautowana to sprawce wlasnie znikal za zakretem trasy.. umiejetnosci narciarskie nie pozwalaly im na pogon.. A moja młodsza Siostra,ktora by dogonila niestety nie widziala mojego wypadku..
    oczywiscie z tym że przeczyta , szanse są bardzo nikłee,tak tylko napomknęłam :)

    no widzisz, większośc narciarzy przeżyli jakieś mniej groźniejsze lub bardziej wypadki...no neistety każdy z nas wie ze narciarstwo jest niebezpiecznym sportem,jednemu sie uda, drugiemu niestety nie , w tym mi..
    pozdrawiam i całuję gorąco:*
    Dwa razy to samo,
    Witam,
    Ładnych parę lat temu byłem z dzieckiem (18) na "rozruchu" w Szklarskiej. Mieszkaliśmy w schronisku na szczycie Szrenicy. Rano przed otwarciem wyciągu my na nartki i w dół Lolą - marzec, zmrożona - jazda marzenie. Niestety, kiedy tak pomykałem z lasu wyjechała grupka początkujących (pewnie z Hali) tarasując całą szerokość trasy. Nie było rady jak ominąć poza trasą. Niestety wywrotka, wszystko OK poza kciukiem, ból a potem spuchł. Nic to. Następnego ranka sytuacja dokładnie się powtórzyła a ja walnąłem się w ten sam kciuk. Mój wycie było chyba słychać aż w Szklarskiej.
    Pozdr.
    Rolnik
    Ps. Kolanko po artroskopii leczę pięknie i chyba nie wszystko stracone w tym sezonie.
    A tak z ciekawości... ten kciuk został złamany czy tylko wybity ?
    eeeeee.... to przy poście przedmówczyni mój przypadek z językiem przymrożonym do maski zielonego malucha (fiata 126p) wypada blado..... :(

    :D:D

    Aha, do rurki od kanapy też mi przymarzł. Na szczęście odkleił się tuż przed zeskokiem. :)

    A jak kupowałam rękawiczki w budce pod stokiem (nagła konieczność), to babka z dzieciakiem wjechała we mnie sankami i podcięła mi nogi. Skończyło się stłuczonym biodem.. tylko i aż.
    Witam
    Historia do tematu bezpieczeństwo ale to wypadek więć tu jest jej miejsce.
    Wczesne lata 80 Szczyrk Kaskada (chyba), Kolega Jacek F. opowiada.
    Leciałem kaskadą dośc ostro, brzegiem bo tam jakoś trzymało a na moich Rysach na lodzie to sam wiesz. Już prawie jestem na wypłaszczeniu tam jest taki lekki lewy gdy nagle dosłownie z lasu wyjeźdża jakaś starsza Pani. Na analize miałem jakieś około sekundy. Widziałem żę mnie nie widzi więc jakbym w nią p.... to dla niej koniec. Było sporo śniegu więc pojechałem w las. Niestety po jakiś dwóch trzech metrach dostałem totalnego stopa - pod śniegiem leżało powalone drzewko. Wstaje, niby wszystko OK ale niestety lewa narta jakoś dziwnie stoi dziobem w tył. Wtedy dopiero poczułem ból.
    Byłem chyba w lekkim szoku bo sam sobie obróciłem tą nogę i zacząłem zjężdżać na jednej narcie do Jaworzyny. Jakoś się tam doczłapałem i tam dopiero poszedłem do goprówki po pomoc. Akcja była dośc szybka. zwieźli mnie akią na dól a później karetką do Bielska.
    A zakończył tak: Stary gdybym wiedział co to znaczy zwożenie akią na takim cienkim materacyku to zjechałbym sam na dól i poszedł do Bielska na piechotę.

    I wiecie co w tej historii mnie najbardziej uderza w porównaniu z dzisiątkami opisów choćby tu na forum. Chłopak miał wtedy 16 możę 17 lat (jest rok starszy ode mnie) o Panią która zajechała mu drogę wspomniał raz gdy mu się pojawiła przed oczami i drugi gdy myślał co zrobić żeby w nią nie uderzyć. Kontuzja była konkretem tzw. kolano komplet ale po roku już jeździł i jeszce wiele razy się z tej akii śmialiśmy ale nikomu a przede wszystkim jemu nie przyszło do głowy żeby mieć chociaż w myslach pretensje do tej Pani, która nawet nie wiedziała, że stała się częścią naszej historii.

    :confused:
    Teraz myslę, że trzeba było ją złapać zmusić biciem do podania danych zaskarżyć i puścić z torbami :confused:
    Pomyślcie
    Wracając do przypadku dashy ,

    oczywiste jest , że ten co jedzie z góry i dojdzie do kolizji - jest absolutnie i bezdyskusyjnie winien i nie obchodzi mnie czy ktoś stał ,jechał, wyjechał , zakręcił , przekręcił . Bodaj przedwczoraj gdzieś czytałem i pisałem na temat kolegi " od baranów " , który potem , celem usprawiedliwienia napisał zupełnie inną bajkę - już nie chciało mi się tego komentować . Prawda jest taka , że stoków mamy mało , trasy są wąskie- kuriozalne ( dla mnie ) przebudowy wyciągów np. w Laskowej , Kasinie Wielkiej , na Czantorii . Krzesła 4-os. przepustowość teoretyczna 2500 os. na godz. i do tego JEDNA !!! trasa . Tak nie powinno być . Południowi nasi bracia Czesi a i Słowacy do takiego krzesła mają 2 a czasem 3 , SZERSZE od tej naszej jednej trasy ( np. czeskie Karkonosze ) . A i tak przy pełnej przepustowości nie jest na nich tak pusto. Nie wiem czy u nas w ogóle ktoś dopuszcza takie inwestycje pod względem bezpieczeństwa (czyli przepustowości tras ). To po pierwsze .Po drugie : brak jest wśród ludzi elementarnej odpowiedzialności za swoje czyny. Po trzecie ambicje słabiej jeżdzących " aby zaliczyć " jak najtrudniejszą trasę są nieograniczone ,a efektem brak panowania nad prędkością i takie sytuacje .
    Po czwarte . jak ktoś chce za.....ć , to proszę bardzo są PRZERóżNE zawody dla amatorów - niech się wykaże , niech przyjdzie na otwarcie wyciągu i godzinę do oporu , niech jedzie wreszcie tam gdzie ludzi jest mało i niech tylko strach pohamuje jego zapędy , albo w tygodniu po feriach naprawdę luźno jest np. na Kasprowym . I tam na krechę o 9 rano z Goryczkowej , rura - ile fabryka dała , a jak kark sobie skręci to Bóg z nim . Strasznie się rozpisałem, ale ten temat boli mnie od dawna . I sam lubię pojechać czasami najszybcieJ jak się da ( co parę razy skończyło się poważnymi upadkami na szczęście bez żadnych konsekwencji ) ale ZAWSZE , ZAWSZE było to w sytuacjach , które opisałem powyżej -NIE MA LUDZI NA STOKU .
    Witam
    Ale pamietaj on w większości wypadków nie jedzie dla siebie. ON!! jedzie dla ciebie escott i dla wszystkich innych którzy są na stoku.
    To jest po prostu gość, inni się zwożą a on umie i ci pokaże jak tosię robi.
    Pozdrawiam
    [QUOTE=Mitek;123338]Witam
    Ale pamietaj on w większości wypadków nie jedzie dla siebie. ON!! jedzie dla ciebie escott i dla wszystkich innych którzy są na stoku.
    To jest po prostu gość, inni się zwożą a on umie i ci pokaże jak tosię robi.
    Pozdrawiam[/QUOT

    Faktycznie mitek , tego nie wziąłem pod uwagę. Niejednokrotnie zdarza mi się jeszcze mierzyć ludzi swoją , a nie ich miarą . Będę nad tym pracował - przyrzekam !
    "I wiecie co w tej historii mnie najbardziej uderza w porównaniu z dzisiątkami opisów choćby tu na forum. Chłopak miał wtedy 16 możę 17 lat (jest rok starszy ode mnie) o Panią która zajechała mu drogę wspomniał raz gdy mu się pojawiła przed oczami i drugi gdy myślał co zrobić żeby w nią nie uderzyć. Kontuzja była konkretem tzw. kolano komplet ale po roku już jeździł i jeszce wiele razy się z tej akii śmialiśmy ale nikomu a przede wszystkim jemu nie przyszło do głowy żeby mieć chociaż w myslach pretensje do tej Pani, która nawet nie wiedziała, że stała się częścią naszej historii.

    Teraz myslę, że trzeba było ją złapać zmusić biciem do podania danych zaskarżyć i puścić z torbami
    Pomyślcie "

    Coż.. tu nie chodzi o zmuszanie, bicie puszczanie z torbami.. Nie do konca rozumiem,w jakim znaczeniu napisales to ostatnie zdanie - ale jesli ironicznie to: przeciez ta Pani,z ktorej winy chlopak rozwalil sobie kolano nawet nie wie, co sie stalo. Moze nawet nie wie,ze jezdzi niebezpiecznie :( I poki jej ktos nie przemowi do rozumu to nadal bedzie tak jezdzila :( Nie wolno na czerwonych trasach jezdzic tak jak ta Pani i tyle. Kto to widzial wyskakiwac nagle na czerwonej trasie spod lasu... Wiec moim zdaniem takiego narciarza trzeba zlapac chociaz po to zeby mu uswiadomic,ze jest niebezpieczny Opisywalam swoja krakse sprzed kilku lat w tym temacie-zalowalam,ze sprawcy nie zlapano-wlasnie dlatego,ze on nawet nie wie,ze cos mi zrobil i pewnie dalej jezdzi tak samo niebezpiecznie :mad:. Nie mialabym go zamiaru przeciez ciagac do obslugi stoku,na policje czy gdzie tam jeszcze. Ale porzadny ochrzan by mu sie nalezal (zeby wiedzial,ze zrobil glupio) + moglby mi np. pomoc zabrac sprzet na kwatere (zle sie czulam) albo odwiezc samochodem.. Dobrze,ze wtedy bylam z grupa-wzieli mi sprzet,ja bez obciazenia doszlam sobie do dworca i pojechalam do domu. ale co jakbym byla sama?? Tu nie chodzi o zadne zemsty itd.,ale niewylapywanie niebezpiecznych narciarzy skutkuje tym,ze sa nadal niebezpieczni/nieuswiadomieni/bezkarni.

    no i jest drugi aspekt - finansowy. Jak jest powazniejszy wypadek to pewnie wiesz, ile kosztuje chocby rechabilitacja (na bezplatna rechabilitacje kolana trzeba czekac np. 4 mce..), wizyty u ortopedów itd. Jak ktos spowodowal wypadek to niech placi - trzeba odpowiadac za swoje czyny. Analogicznie ze zniszczonym sprzetem. Twoj kolega na pewno wydal sporo na doprowadzenie sie do porzadku po tym wypadku :( a koszty powinna ponosic ta Pani - za glupote sie placi.

    tu nie chodzi o zemste czy pieniactwo. Ja nie widze nic zlego w dochodzeniu swoich praw w razie wypadku.
    Witam
    Oczywiście, że ironiczny a jaki inny. To było ponad 20 lat temu. Ta Pani nie wie i dobrze bo po co ma się stresować, tak naprawdę nie zrobiła nić złego. Chodzi o podejście Jacka: jechałem, wywaliłem sie sam sobie winien, zrobiłem wszystko by komuś nie zrobic krzywdy i koniec. Bez roztrząsania dochodzenia itd. czyli tego co mnie osobiscie drażni.
    Też miałem tego typu sytuacje. Raz żeby ominąć jadącego w skos stoku początkującego który dojechał do samej jego krawędzi musiałem skoczyć niestety coś mi nie wyszło i wylądowałem twarzą w jakiejś drewnianej belce. Nic mi się nie stało poza rozwalonym nosem i ustami ale do głowy by mi nie przyszło żeby mieć do niego pretensje. Później parę dni jeździłem po lesie i samymi brzegami tras żeby nie mieć urazu.
    Ale jeszcze raz piszę. Jeździmy na własny rachunek i jak w kogoś walimy to jest tylko nasza wina!!
    Pozdrawiam

    To było ponad 20 lat temu. Ta Pani nie wie i dobrze bo po co ma się stresować, tak naprawdę nie zrobiła nić złego. Chodzi o podejście Jacka: jechałem, wywaliłem sie sam sobie winien, zrobiłem wszystko by komuś nie zrobic krzywdy i koniec. Bez roztrząsania dochodzenia itd. czyli tego co mnie osobiscie drażni.

    Ale jeszcze raz piszę. Jeździmy na własny rachunek i jak w kogoś walimy to jest tylko nasza wina!!
    Pozdrawiam
    Z jednej strony się z Tobą zgadzam, z drugiej nie do końca.
    Pani mogła spojrzeć, wyjeżdżając z lasu. Nie dlatego, że takie czy inne są przepisy, czy regulaminy, ale dlatego, że jeżdżąc na nartach powinno się myśleć. Bo co by było, gdyby Twojemu koledze nie udało się zmienić toru jazdy i skręcić do lasu?

    I wydaje mi się, że to jest klucz do bezpiecznej jazdy. Włączyć myślenie.
    Jakoś dla mnie naturalne jest, że oprócz tego, co przede mną, czyli na dole wiem też, co dzieje się za mną. I jak widzę, że ktoś jedzie tak, że może być dla mnie zagrożeniem, po prostu usuwam się z jego toru...
    Jak sama zasuwam i widzę niżej jakieś dzieci, lub osoby początkujące, to po prostu zwalniam profilaktycznie, nawet, jeśli teoretycznie nie ma takiej potrzeby.

    Moim zdaniem nie ma sensu dochodzenie, kto jest bardziej winny, ten co zajechał drogę, czy ten, co jechał za szybko. Oboje jechali bez wyobraźni i to spowodowało wypadek. (nie mam na myśli konkretnego przypadku, uogólniam)

    tak więc, jeździjmy tak, żeby i innym jeździć było przyjemnie ;)
    Witam
    Miłe Panie pamietajcie, że to opowieść kolegi. Jak jechała Pani skąd się wzięła to tak naprawdę wie tylko on. Oczywiście macie rację, że trzeba edukować wszystkich bo niestety nie jest tak:
    "Gdyby wszyscy przestrzegali zasady dostosowania prędkości do umiejętności i warunków, można by praktycznie wyeliminować błąd narciarza jako przyczynę wypadków. Wtedy nawet zasady kodeksu narciarskiego mogłyby zejść na drugi plan, bo nie tak ważne byłoby, kto nadjeżdża z góry i kto ma pierwszeństwo, jeżeli wszyscy mają dokładnie pod kontrolą to, co robią. - autor Rafał Grzesik zacytowany przez bandita w temacie Bezpieczeństwo na stoku.
    Tu chodzi mi raczej o pewną zasadę opiekuńczości, żę tak to nazwę, czyli:
    dobry narciarz chcąc niechcąc jest odpowiedzialny za całośc swojego postepowania a jeszcze na dodatek powinien trochę mysleć za innych mniej doświadczonych.
    Kiedys mam wrażenie to było automatyczne i nie potrzeba było jakichś wielkich dywagacji teraz to już nie jest oczywiste i to mi się nie podoba.
    Sprawa dochodzenia kto był winien i dlaczego mało mnie interesuje (może niesłusznie) bo celem jest wyeliminowanie zdarzen niebezpiecznych i na tym się skupiam.
    Pozdrawiam serdecznie

    Witam
    Miłe Panie pamietajcie, że to opowieść kolegi. Jak jechała Pani skąd się wzięła to tak naprawdę wie tylko on. Oczywiście macie rację, że trzeba edukować wszystkich bo niestety nie jest tak:
    "Gdyby wszyscy przestrzegali zasady dostosowania prędkości do umiejętności i warunków, można by praktycznie wyeliminować błąd narciarza jako przyczynę wypadków. Wtedy nawet zasady kodeksu narciarskiego mogłyby zejść na drugi plan, bo nie tak ważne byłoby, kto nadjeżdża z góry i kto ma pierwszeństwo, jeżeli wszyscy mają dokładnie pod kontrolą to, co robią. - autor Rafał Grzesik zacytowany przez bandita w temacie Bezpieczeństwo na stoku.
    Tu chodzi mi raczej o pewną zasadę opiekuńczości, żę tak to nazwę, czyli:
    dobry narciarz chcąc niechcąc jest odpowiedzialny za całośc swojego postepowania a jeszcze na dodatek powinien trochę mysleć za innych mniej doświadczonych.
    Kiedys mam wrażenie to było automatyczne i nie potrzeba było jakichś wielkich dywagacji teraz to już nie jest oczywiste i to mi się nie podoba.
    Sprawa dochodzenia kto był winien i dlaczego mało mnie interesuje (może niesłusznie) bo celem jest wyeliminowanie zdarzen niebezpiecznych i na tym się skupiam.
    Pozdrawiam serdecznie
    Napisalam z zalozeniem,ze opowiesc kolegi jest prawdziwa,ze Pani wyskoczyla z lasu(zrozumialam,ze wczesniej gdzies stala przy tym lesie,nie jechala) i nie bylo jej mozna wczesniej zauwazyc.

    co do zasady opiekunczosci- popieram :D Czasem trzeba tez komus pomoc. Ja staram sie to stosowac - jak widze na czerwonej poczatkujacego to nie podjezdzam zbyt blisko niego, staram sie zrobic dla niego jak najwiecej miejsca. Tyle, ze jak nie widze narciarza to nie moge myslec za niego :( Jak sie ktos zatrzyma na czarnej trasie za jakims zakretem i go nie widac, a w dodatku przed nim jest jeszcze lód to jest duuuzy problem :mad: Ja oprocz pobytu na oślej łączce to nigdy sie z nikim nie zderzylam i staram sie jezdzic tak zeby zawsze moć cos jeszcze zrobic i uniknac kraksy. Do tej pory sie udawalo,pare razy wymuszona wywrotka zeby uniknac zderzenia,ale nic poza tym. Choc raz niewiele brakowalo-...o czym nizej

    tez nie zgadzam sie w 100% z zacytowanymi przez Ciebie slowami z artykulu.Nawet przy najbezpieczniejszej jezdzie istnieje prawdopodobienstwo wypadku-male,ale jednak. Raz mialam taka sytuacje... dotad nie wiem jak my to zrobilysmy :p zdolne bylysmy :p... chyba po prostu pech. Z młodszą Siostrą jechalysmy na lodowcu na czerwonej - miejsca full, ludzi bardzo malo (4 sezon na nartach,jezdzilysmy OK)..i.. nagle znalazlysmy sie tuz tuz..najechanie od tylu na narty,cialem sie nie dotknelysmy, tylko nartami i kijkami. Wszystko OK,ale kijek Małej sie wygiął :( - ale mnie ochrzanila za ten kijek!- pozniej wyprostowalysmy go nartami :p Jechalysmy (jak dla nas wtedy) szybko,ale w pelni kontrolowalysmy co robimy, warunki i widocznosc byly swietne.. wiec czasem po prostu pech. Choc pewnie ktoras z nas byla winna-ale to sie dzialo za szybko zebysmy byly w stanie ocenic,a swiadkow akurat nie bylo (na trasie pustawo). To jest najlepsze-zero ludzi,a my bysmy sie zderzyly :p
    tez nie zgadzam sie w 100% z zacytowanymi przez Ciebie slowami z artykulu.Nawet przy najbezpieczniejszej jezdzie istnieje prawdopodobienstwo wypadku-male,ale jednak. Raz mialam taka sytuacje... dotad nie wiem jak my to zrobilysmy :p zdolne bylysmy :p... chyba po prostu pech. Z młodszą Siostrą jechalysmy na lodowcu na czerwonej - miejsca full, ludzi bardzo malo (4 sezon na nartach,jezdzilysmy OK)..i.. nagle znalazlysmy sie tuz tuz..najechanie od tylu na narty,cialem sie nie dotknelysmy, tylko nartami i kijkami. Wszystko OK,ale kijek Małej sie wygiął :( - ale mnie ochrzanila za ten kijek!- pozniej wyprostowalysmy go nartami :p Jechalysmy (jak dla nas wtedy) szybko,ale w pelni kontrolowalysmy co robimy, warunki i widocznosc byly swietne.. wiec czasem po prostu pech. Choc pewnie ktoras z nas byla winna-ale to sie dzialo za szybko zebysmy byly w stanie ocenic,a swiadkow akurat nie bylo (na trasie pustawo). To jest najlepsze-zero ludzi,a my bysmy sie zderzyly :p[/QUOTE]

    Witam cię
    Miałem praktycznie identyczną sytuację. Trasa szeroka absolutnie pusta - ostawiała nas moja zona. Z kumplem ćwiczylismy ósemki - obaj instruktorzy z 30-letnim stażem na nartach i coś nie zgrało - zderzyliśmy się.Teoretycznie żaden z nas nie popełnił błędu, praktycznie obaj - nie omówilismy dokładnie tego jak mamy jechać, nie przygotowalismy schematu postepowania, poszlismy trochę na zywioł. Tak samo było w twoim przypadku - jak się zastanowisz to przyznasz mi rację. Albo któraś z was albo obie poełniłyście mamły błąd wynikający ze złego oszacowania prędkości swoje i siostry.
    Gdybyś napisała, że jedziecie a tu nagle uderzył meteoryt... to wtedy rzeczywiście obiektywne niebezpieczeństwo.
    Pozdrawiam
    dasha, gdybym ja nabawil sie zwichnięcia stawu biodrowego, to chyba ze spokojem umarl bym z bulu, Jakis czas temu (3 lata), mialem podobna sytuajce, z ta roznica, ze nikt we mnie nie wiechal. Jechalem dosc szybko, pierwszy raz po tym akurat stoku i okazalo sie ze gdzies tam w srodku trasy byl podjazd do gory, wiec pomyslalem, ze trzeba sie rozpedzic zeby tam podjechac, gdy bylem juz na szczycie okazalo sie ze nie ma za bardzo zjazdu z tej gorki i spadlem tak jakies 2 merty w dol na ubity snieg. Pech chcial ze akurat na lewy bark... lezalem tak chwile i sie smielem ale jak sprobowalem wstac poczulem ze nie jest dobrze. Ktos pomogl mi wstac, zjechalem na dol z kijkami w jednym reku i z tamtad do szpitala. Slowaccy lekarze nastawili mi bark i powedzieli ze bedzie ok (potem w Polsce dowiedzialem, ze powinni mi tak na jakis miesiac wstawic reke w gips). Przez te przygode teraz mam z tym problemy (znaczy bark wypada co jakis czas, jak sie zapomne i wykonam zbyt gwaltowny ruch ostatnio np. na sciance wspinaczkowej :) ). Dowidzialem sie tez ostatnio w szpitalu ortopedycznym w Poznaniu ze teraz to juz nie ma szans na wyleczenie tego i powinienem poddac sie zabiegowi operacyjnemu wzmocniania torebku stawowej. Podzielilem sie ladnie swoja historia z wami, natomiast wiem, ze to co ja opisalem przy tym co Ty (dasha) przezylas to nic. Podziwiam, ze po czyms takim masz jeszcze ochote jezdzic na nartach :). Pozdrawiam.
    Ja bym poszedł na tą operację... trochę problemów, ale masz potem bark jak nowy, ja tam bym nie chciał żyć ze stawem do wymiany :)
    Ja sam na szczęście nigdy nie byłem sprawcą ani świadkiem wypadku, w którym ktoś na kogoś tak ostro wpada. Natomiast widziałem bardzo widowiskową wywrotkę włoskiego zawodnika.
    Akurat patrzyłem sobie jak jeżdżą włoscy slalomowcy (wiek na oko ~16lat) i muszę przyznać, że byli świetni, właściwie to nigdy nie widziałem nikogo kto by tak jeździł. Podczas jednego startu (slalom rozstawiony na ostrej czerwonej trasie, z dużym spadkiem w pewnym momencie) koleś zaczepił nartą o tyczkę. Stało się to, co przy tej prędkości było do przewidzenia- momentalne wypięcie narty oraz lot do przodu. Scena żywcem z Matrixa. Chłopak poleciał szczupakiem koło 3m, a potem turlając się (i tracąc 2. nartę) przewalił przez pół trasy. Całe szczęście, że był odpowiednio zabezpieczony. Nie wiem zresztą dlaczego tak dużo osób uważa za jakąś hańbę czy coś noszenie kasku podczas normalnego uprawiania sportu (nie mówiąc o takim z gardą, ale to już co innego :p ).
    Chyba nic mu się nie stało, ale to był zawodnik, który wiedział co robi, a nie przypadkowy, rekreacyjny narciarz. Jak czytam to wszystko co jest tutaj popisane to wyobrażam sobie, jak taki narwaniec bierze narty i mając za sobą powiedzmy 3-4 sezony szaleje jakby był nie wiadomo kim :/
    I przestrzegam przy okazji bardziej początkujących: Nie należy pchać się na czarne trasy. Momentami potrafią być nieprzewidywalne i niezaawansowany narciarz może stanowić poważne niebezpieczeństwo dla siebie i innych. Widziałem nieraz jak ludzie normalnie zsuwali się bokiem z ostrzejszych odcinków. Muldy przemieszane z lodem są potem nieuniknione i sprawiają, że droga jest jeszcze bardziej wymagająca. Zwyczajnie nie ma po co psuć ferii sobie i innym
    Witam cię
    Miałem praktycznie identyczną sytuację. Trasa szeroka absolutnie pusta - ostawiała nas moja zona. Z kumplem ćwiczylismy ósemki - obaj instruktorzy z 30-letnim stażem na nartach i coś nie zgrało - zderzyliśmy się.Teoretycznie żaden z nas nie popełnił błędu, praktycznie obaj - nie omówilismy dokładnie tego jak mamy jechać, nie przygotowalismy schematu postepowania, poszlismy trochę na zywioł. Tak samo było w twoim przypadku - jak się zastanowisz to przyznasz mi rację. Albo któraś z was albo obie poełniłyście mamły błąd wynikający ze złego oszacowania prędkości swoje i siostry.
    Gdybyś napisała, że jedziecie a tu nagle uderzył meteoryt... to wtedy rzeczywiście obiektywne niebezpieczeństwo.
    Pozdrawiam[/QUOTE]

    Zgadzam sie w 100%. Uwazam,ze raczej ja popelnilam maly blad-jezdzilam (wtedy) lepiej od siostry, wiec to ja powinnam na nia bardziej uwazac.
    Tak sobie czytam o wypadkach,pretensjach,szukaniu winnych i kodeksach i zastanawiam się kiedy obok dyżurek GOPR i TOPR staną budki prawników z gotowymi pozwami o odszkodowanie.I jak w salonach samochodowych agenci ubezpieczeniowi dla tych co zapomnieli.
    witam
    Oj stary, przerażająca wizja.
    Taki prawnik miałby przerąbaną robotę. Siedziałby i się gapił przed siebie, nie demonizujmy, na jednego pewnie nie przypadł by nawet średnio jeden wypadek dziennie.

    dasha, gdybym ja nabawil sie zwichnięcia stawu biodrowego, to chyba ze spokojem umarl bym z bulu, Jakis czas temu (3 lata), mialem podobna sytuajce, z ta roznica, ze nikt we mnie nie wiechal. Jechalem dosc szybko, pierwszy raz po tym akurat stoku i okazalo sie ze gdzies tam w srodku trasy byl podjazd do gory, wiec pomyslalem, ze trzeba sie rozpedzic zeby tam podjechac, gdy bylem juz na szczycie okazalo sie ze nie ma za bardzo zjazdu z tej gorki i spadlem tak jakies 2 merty w dol na ubity snieg. Pech chcial ze akurat na lewy bark... lezalem tak chwile i sie smielem ale jak sprobowalem wstac poczulem ze nie jest dobrze. Ktos pomogl mi wstac, zjechalem na dol z kijkami w jednym reku i z tamtad do szpitala. Slowaccy lekarze nastawili mi bark i powedzieli ze bedzie ok (potem w Polsce dowiedzialem, ze powinni mi tak na jakis miesiac wstawic reke w gips). Przez te przygode teraz mam z tym problemy (znaczy bark wypada co jakis czas, jak sie zapomne i wykonam zbyt gwaltowny ruch ostatnio np. na sciance wspinaczkowej :) ). Dowidzialem sie tez ostatnio w szpitalu ortopedycznym w Poznaniu ze teraz to juz nie ma szans na wyleczenie tego i powinienem poddac sie zabiegowi operacyjnemu wzmocniania torebku stawowej. Podzielilem sie ladnie swoja historia z wami, natomiast wiem, ze to co ja opisalem przy tym co Ty (dasha) przezylas to nic. Podziwiam, ze po czyms takim masz jeszcze ochote jezdzic na nartach :). Pozdrawiam.
    Bartiki no widzisz, to też nie miałeś zaciekawiee.. taak, ortopeda który mnie leczył mojej mamie powiedział właśnie że takie zwichnięcie biodra jest o wiele poważniejsze niż np.barku ,a też mówił że bark to nie jest nic dobreggo...
    wiesz,mówi się ze dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki, ale ja choć tak bardzo sie wycierpiałam i takdlugo leczyłam to jednak nei chce zrezygnować z nart.. , no i nie dopuszczam do siebei takiej mysli ze znowu mogłabym przez cos podobnego przejsc (choc jest taka mozliwośc) ale myślę, że az takim pechowcem to ja nei jestem!
    pozdrawiam;*
    Luty 2006. Zorganizowałem dla znajomych wyjazd do Zakopca. Oni pierwszy raz. Przyjeżdżamy - super śnieg, super pogoda. Na jutro planujemy NOSAL. Trzy osoby nauka snowboardu na oślich łączkach, dwie osoby nauka nart tamże, dziecko do szkółki na 10 a ja zobaczę. Przyjeżdżamy na stok. Wszystko wg scenariusza. Jedni na snowboard, inny na narty, dziecko do szkółki a ja - ok na rozgrzewkę pojeżdżę na oślich i pośmieję się z snowboardzistów obijających sobie tyłki. Jeżdże, jeżdżę i ośle już mi się nudzę. Ok idę na NOSAL "właściwy". Jeden wjazd orczykiem do połowy stoku - jest super, pogoda, śnieg na 5+. Jeżdżę na krześle kilka razy. W końcu mówię sobie - ok trzeba wracać do kursantów zobaczyć jak im idzie. Wjeżdżam na górę i mówię sobie - zjadę na drugą stronę stoku (kilka metrów w poprzek) i popatrzę na widoczki. Mam okulary przeciwsłoneczne. Nagle wybija mnie w powietrze i spadam z połowy nosala. Chcę wstać a tu ból w ramieniu. W końcu jakoś wstaję, kije pogięte w rękę i zjazd. Do żony a ona do Toprowca, a on - wszystko ok, jak by było złamane to by bardziej bolało - ale idź na rtg dla bezpieczeństwa. Do domu, do szpitala a w szpitalu - złamanie obojczyka do leczenia operacyjnego. Szok, trauma...... telefon do znajomych ortopedów na drugim końcu Polski - nie daj się kroić - mówią, wracaj. Wracam 725 km, po tym jak "super lekarz" z Zakopca kazał mi iść do sklepu i kupić 8-strap, i nawet mi go nie założył (podziękowania dla pani w sklepie) W domu diagnoza - zrośnie się - 6 tygodni katiuszy w 8-ce, 3 miechy rehabilitacji i wszystko ok. Uważajcie na ortopedów w Zakopanym.
    W Val Thorens będąc postanowiłem zjechać do Les Menuiers, prosta właściwie dróżka ale kiedy na rozjeździe pojechałem na wprost zamiast w prawo mocno w dół, znalazłem się jakieś 100 m od skrętu i z 30 m nad właściwą trasą. Pomyślałem ze trzy skręty „offroad” po dość stromym (ponad 60 stopni) stoku i po kłopocie. Jak pomyślałem tak zrobiłem ale pierwszy skręt wykonałem w puchu do pasa następnie narty złapały kosówkę pod śniegiem i zatrzymałem się wisząc na nartach z głową w dół pól metra pod śniegiem. Ani sięgnąć do wiązania, ani wyciągnąć nart . Sytuacja tragikomiczna – znikąd pomocy. Jedyna metoda kijkiem wypiąć wiązania , gdy wykonałem co pomyślałem runąłem w dół, spadając na drogę poniżej, waląc łepetyną (w kasku) w jakieś kamory i na koniec lotu - ślizgu w ujeżdżony na beton śnieg na drodze, wystraszywszy przejeżdżających narciarzy. Reszta dnia zeszła na kilkukrotnym podchodzeniu dróżką do góry a następnie zsuwanie się śladem aby odnaleźć narty między kosówkami.
    Ja ostatnio jak byłem w puławach to jadę, na niezłej ściance to tego starte do lodu przez parapetów jadę rozpędzony, przed lancą skręcam by ominąć ją z prawej strony, patrzę, a tam jakiś narciaż, więc próbuję skręcić, na początek extra skręca, na lekkim puchu, a za chwilę lodzik (narciarz ok.15 m niżej mnie), i zsuwam się na tyłku równolegle do stoku próbując skręcić by go ominąć, jednka przejechaem mu tyłkiem po przodach nart i ja zjechałem jeszcze ok. 20m, a on się dla bezpieczeństwa wywalił :P
    Ja też zaliczyłem pecha w tym sezonie i to z mojej winy, jadę czarną 10 na lodowcu Molltaler, wjeżdżam w czerwoną 9 patrzę pusto, za mną kolega, który chciał odsapnąć, więc ruszyłem pięknym (tak mi się zdawało) długim skrętem carvingowym w lewo, wyjechałem za zakrętu, a na środku w wąskim przesmyku stoi grupka naszych dzieci (moja córa też, ale tyle ją uczyłem, żeby nie stawała na środku stoku) odległość 50 m przychamowałem co nieco, myślę wezmę ich z prawej, wszedłem w zakręt i nagle szok trach, leżę na ziemi mój kolega też, pokazuję mu wszystkoOK on wstaje i mówi, że nic mu nie jest i odjeżdża do dzieci, moja lewa narta się odpieła, a ja czuję że z lewą nogą coś nie tak, wstałem noga w kostce boli, zszedłem na bok zawołałem kumpli i oświadczyłem, że coś jest nie tak. Zjechałem jeszcze głupi ze 2 km czerwoną 9 do stacji kolejki gondolkowej, tam ściągnąłem buta, a kostka opuchnięta jak bania, wsadziłem stopę do śniegu, mówię Wam ból taki jakby mi nogę urywało. Przy pomocy kolegów pojechałem ekspresem (kolejka nazywa się "Molltaler Gletscher Express) 12 i pół minuty jedziesz wagonikiem w tunelu wykutym w skale (faktycznie Polska jest 100 lat za murzynami), później do szpitala i jak się okazało: złamanie kostki bocznej przyśrodkowej w stawie skokowym, naszczęście dla mnie bez przemieszczenia, 6 tygodni w gipsie. Jak się później okazało w tej grupce dzieci był syn mojego kolegi z którym się zderzyłem, przewrócił się, a on widząc to chciał jak najszybciej do niego podjechać, pojechał nakrótszą drogą na wprost, najgorsze jest to, że ani on ani ja się nie widzieliśmy. Wniosek: oczy trzeba mieć wszędzie. Do dzisiaj na moim pomarańczowym bucie mam czarny ślad od uderzenia. :D
    Dżizas, jak w bucie narciarskim można kostkę uszkodzić ? Chyba nie najlepiej są dopasowane te buty...
    But nie jest z zelazobetonu i jednak sie ugina, pracuje itd. Jesli uderzenie bylo z boku w but na wysokosci kostki, to jest to calkiem mozliwe - niestety :/

    Dżizas, jak w bucie narciarskim można kostkę uszkodzić ? Chyba nie najlepiej są dopasowane te buty...
    Właśnie w Austrii lekarze też się dziwili, w Polsce też się dziwili. Twierdzili, że urazy stawu skokowego w narciarstwie to rzadkość, ale u mnie był uraz mechaniczny.


    But nie jest z zelazobetonu i jednak sie ugina, pracuje itd. Jesli uderzenie bylo z boku w but na wysokosci kostki, to jest to calkiem mozliwe - niestety :/ A kolega ma rację, but nie jest z żelazobetonu, uderzenie było naprawdę mocne (but o but) na wysokości wewnętrznej kostki w lewej nodze, kolega który jechał z tyłu widział całe zdarzenie i powiedział "O k...a potrzebny będzie heliktoper", naszczęście obyło się bez niego. :D
    Tak czy tak uszkodzić okolice stawu skokowego na nartach to raczej ekstremalny pech...
    Bylam we Francji, obserwujac ludzi jezdzacych na kreche i nie panujacych nad nartami przez caly wyjazd nie opuszczal mnie strach, ze ktos we mnie wpadnie. I chyba sobie wykrakalam, bo ostatniego dnia zaliczylam dzwona. Wpadl we mnie koles, na szczescie nie od tylu, zderzylismy sie bokiem (jak go zobaczylam to bylo juz po ptakach), wiec nikomu nic sie nie stalo. On jechal z gory, wg moich znajomych na kreche, ja nizej, slalomowym rownym skretem, zupelnie przewidywalnym, bez zmian promienia. Stok byl szeroki, wiec nie powinien miec problemow z ominieciem, specjalnie stromo tez nie bylo. I jak tu czuc sie bezpiecznym na stoku? :confused:
    wiezadlo poboczne lewe kolano: zdradzily mnie gogle bez polaryzacji, w ktorych widocznosc pozostawiala nieco do zyczenia. Wieczorna jazda, szeroki, dosc plaski stok w Kamiensku pod Belchatowem. Polecialem szerokimi lukami. przy zmianie krawedzi jedna z nart wbila sie w poprzeczna mulde (jak to okreslic - nie typowa kopa tylko tak jakby dwie beczki zakopac do polowy w sniegu jedna przy drugiej). Narta wypieta, ja w powietrzu... po kilku fikolkach i z 30m podrozy po stoku obrocilo mnie jeszcze raz. Uderzenie wewnetrzna strona buta w stok i HALAS chrupniecia w kolanie. Kto przezyl ten wie...
    Powiem tyle - takiego bolu to jeszcze nie mialem okazji zaznac. W sekundy zbladlem, spocilem sie i znowu zbladlem. Po 2 minutach zjechalem na dol. Posiedzialem, odpoczalem, bol troche ustapil. Rozgrzalem jeszcze staw i mysle sobie - zle nie jest - tylko jakies naciagniecie. Wiec na wyciag i jeszcze jeden zjazd. Wielkie slowo zjazd... zwiozlem swoje 4 litery na dol uznajac to za sukces.

    Wieczor, noc i kolejny poranek dopiero daly popalic. Zdarzylem sie naczytac w necie, ze kolano to nie zarty i speca trza. Mialem kontakt do jednego ortopedy z WAMu w Lodzi. Telefon do niego, ale ow niestety na nartach we Wloszech. Z samego rana bylem juz na pogotowiu. Po 2,5h (wizyta, RTG, wizyta) tamtejszy chirurg traumatolog, czyli niby sie powinien znac - zaordynowal gips i juz. Nic dodatkowego, zadnej terapi antyzakrzepowej (ha, naczytalem sie w necie, ze brak takowej moze przyczynic sie do zakrzepicy w konczynie przy unieruchomionym kolanie). Na pytanie o diagnoze odpowiedzial: skrecenie kolana. Przeciez to przyczyna, a nie diagnoza!
    No to nie dalem sie, pojechalem kolejnego dnia do polecanego ortopedy prywatnie. Lepiej trafic nie moglem. Rzadki fachowiec, powaznie. Powyginal kolano, ja posyczalem. Powiedzial, ze poboczne poszlo się paść, ale reszta to tylko uszkodzenia torebki, moze jakas chrzastka dostala po tylku, ale generalnie nie jest zle. Wytargalem od niego recepte na orteze na NFZ i tak to utrzymalem sprawnosc ruchowa przez nastepne 6 tyg. Pozniej rehabilitacja, budowa miesni. Kolejny sezon juz stalem na stoku, co prawda jeszcze caly czas z moim Trainerem na nodze, ale dalo sie jezdzic.
    Biezacy sezon jest pierwszym, w ktorym nie odczuwam dolegliwosci bolowych, jezdze prawie jak przed wypadkiem... nie wiem czy mialbym szanse po zakuciu w gips i takiej szczatkowej diagnozie od felczera z pogotowia. Gosc nie mial pojecia o wiazaniach, stablinosci, nie zbadal nic fizykalnie tylko popatrzyl na foto z RTG. Ehh.

    Nauka z tego plynaca: wywalic sie mozna nawet na najlatwiejszym stoku. Kolana leczyc mozna i nalezy tylko i wylacznie u specjalistow. Choc takiego specjaliste- nienaciągacza ciezko trafic. Ja mialem szczescie.

    pozdr., mrozek
    W ubiegłą niedzielę byłem z małżonką w Harrachovie. Tłoku specjalnego nie było, a warunki śniegowe naprawdę przyzwoite. Na łatwej niebieskiej trasie zdarzył się niestety nieszczęśliwy wypadek. Małżonka zjeżdżała sobie spokojnie przy prawej krawędzi szerokiego w tym miejscu stoku. W pewnym momencie jakiś szaleniec zwany dalej Dziadem w trakcie wyprzedzania z prawej strony (choć z lewej miał całą szerokość stoku dla siebie) wjechał z całym impetem w małżonkę uderzając ją w prawy bark. Po uderzeniu oboje się przewrócili, dziad szybko się pozbierał i nie odzywając się natychmiast odjechał. Dziewczyna nawet nie pamięta jak wyglądał. Efekt jest taki, że dziewczyna ma złamany prawy obojczyk, dziad pewnie wyszedł z tego dzwona bez szwanku. Tak więc o wypadek na stoku naprawdę nietrudno, nawet jak szusujesz zachowując wszelkie zasady bezpieczeństwa, to niestety można spotkać na swojej drodze nieodpowiedzialnego idiotę, tak samo zresztą jak i na drodze jadąc np. samochodem. Zachowania tego człowieka po zderzeniu nawet nie będę komentował, nawet nie zapytał czy coś się nie stało tylko od razu się zawinął...
    Podejrzewam, że był Polakiem. My mamy jakąś tendencję do takich szaleństw zarówno na stoku jak i w samochodzie. Współczuję i życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
    Nie mamy pojęcia czy był Polakiem, ale z pewnością był najzwyklejszym w świecie burakiem o czym dosadnie świadczy jego karygodne zachowanie. Oby jak najmniej takich ludzi na stokach.
    Pozdrawiam

    W ubiegłą niedzielę byłem z małżonką w Harrachovie. Tłoku specjalnego nie było, a warunki śniegowe naprawdę przyzwoite. Na łatwej niebieskiej trasie zdarzył się niestety nieszczęśliwy wypadek. Małżonka zjeżdżała sobie spokojnie przy prawej krawędzi szerokiego w tym miejscu stoku. W pewnym momencie jakiś szaleniec zwany dalej Dziadem w trakcie wyprzedzania z prawej strony (choć z lewej miał całą szerokość stoku dla siebie) wjechał z całym impetem w małżonkę uderzając ją w prawy bark. Po uderzeniu oboje się przewrócili, dziad szybko się pozbierał i nie odzywając się natychmiast odjechał. Dziewczyna nawet nie pamięta jak wyglądał. Efekt jest taki, że dziewczyna ma złamany prawy obojczyk, dziad pewnie wyszedł z tego dzwona bez szwanku. Tak więc o wypadek na stoku naprawdę nietrudno, nawet jak szusujesz zachowując wszelkie zasady bezpieczeństwa, to niestety można spotkać na swojej drodze nieodpowiedzialnego idiotę, tak samo zresztą jak i na drodze jadąc np. samochodem. Zachowania tego człowieka po zderzeniu nawet nie będę komentował, nawet nie zapytał czy coś się nie stało tylko od razu się zawinął... Widziałem podobną sytuację w Korbielowie, facet potrącił jadącą przed nim niżej kobietę, widząc co zrobił pojechał dalej jakby nic się nie stało. Kobieta zaliczyła upadek... Obserwowałem to wciągając się wyciągiem i nie mogłem zareagować, chętnie dogoniłbym drania, nie znoszę chamstwa!!! Jak widzę takie sytuacje to się we mnie gotuje. Zauważyłem także obojętność jadących w pobliżu narciarzy, żaden z nich nie pouczył tego człowieka i to jest bardzo smutne..:(
    Ja również miałem kilka niezłych wywrotek.Na Słowacji na nartach z wypożyczalni(koszmarne)wypieły mi się przy ostrym skręcie obydwie tak że zostały na trasie a ja wylądowałem w lesie z choinką między nogami całe szczęscie nie za duża i dosyć giętka.W Bukowinie na malutkiej skoczni próbowałem skakać jak Małysz i owszem skoki dosyć spore ale wszystkie kończyłem na miejscu zazwyczaj przeznaczonym do siedzenia A w Białce gdy wypieła mi się jedna narta postanowiłem dogonić ją na pozostałej i wpiąć buta w biegu.Rezultat dość jasny do przewidzenia ...nie udało się.Wszystko to zakończone było saltami i kupą śmiechu .Natomiast na stoku w Ciche Małe na prostym odcinku zaliczyłem muldę co skończyło się zerwanym wiązadłem tylnim.A że było to w lutym a koszt operacji prywatnej znaczny a z NFZ-u czas oczekiwania ok 2 lat spowodował że w ostatniego sylwestra jezdziłem bez przeszkód w ortezie na kolano .Było miło i spokojnie bez szaleństw i własnie tego mi przede wszystkim brakowało.A zderzeń z innymi narciarzami nie miałem .
    Uraz kolana 9 lat temu. Mgła, zero widoczności, ze zmrożonego śniegu wjeżdżam w kopny, lewa narta zakopuje mi się w śniegu, wiązanie nie wypina, kolano wykręca się do wewnątrz. Od razu ból i niemożność zrobienia kroku, jak próbuję to mi rzepka "na bok" wylatuje. Gondolą na dół i od razu karetką do lekarza, austriacki lekarz olewa mnie, mówi że nic się nie stało i daje mi opaskę uciskową. To był pierwszy dzień wyjazdu więc jeszcze prawie tydzień do powrotu do Polski. Z kolana robi się jedna wielka spuchnięta masa, nawet rzepki nie widać. Po 3 dniach kuśtykania w opasce dostaję krwawych pręg pod i nad kolanem. Powrót autokarem do Polski bez możliwości uniesienia nogi do góry to tortura - na postojach nie jestem w stanie wyjść sam z autokaru. Natychmiast po przyjeździe do Wawy jazda na ostry dyżur gdzie robią mi punkcję i ściągają 2 strzykawki krwi... w następnych tygodniach powtarza się to jeszcze czterokrotnie. Diagnostyka w następnych kilku miesiącach (usg, rezonans) wykazuje bardzo rozległy uraz-naderwanie obu więzadeł pobocznych, krzyżowego przedniego, więzadła rzepki, zgniecenie łąkotki bocznej. Nie wspominam już o ryzyku zakrzepicy w Austrii gdy kolano przez tydzień było sine aż się pręgi krwawe porobiły...
    Kilkumiesięczna rehabilitacja i powoli odzyskuję sprawność, choć wskutek zaniedbania tuż po urazie trwa to długo, kilkakrotnie po drodze słyszę od lekarzy że już nigdy nie stanę na nartach. Owszem, staję, dokładnie rok po wypadku, a 2 lata po odrzucam ortezę. Dziś szusuję nadal, choć żeby być w formie jeżdżę m.in. po kilkanaście tysięcy km rocznie na rowerze...
    A na samo wspomnienie wypadku i tego co przeżyłem po nim ciarki mi przechodzą - wiem już, co to znaczy stracić sprawność, spędzić kilka miesięcy o kulach i ciężko walczyć o jej odzyskanie...

    Uraz kolana 9 lat temu. Mgła, zero widoczności, ze zmrożonego śniegu wjeżdżam w kopny, lewa narta zakopuje mi się w śniegu, wiązanie nie wypina, kolano wykręca się do wewnątrz. Domyslam sie, ze przy malej predkosci. Czy miales poprawnie (zapewne sprawdziles post factum) ustawione wiazanie? Tyl jednak powinien wypiac.

    Ja nigdy nie zaliczylem powazniejszej kontuzji na nartach. Odpukac. Nawet na rowerze, choc mialem okres szalenczych zjazdow w gorach, tez nie.

    Domyslam sie, ze przy malej predkosci. Czy miales poprawnie (zapewne sprawdziles post factum) ustawione wiazanie? Tyl jednak powinien wypiac.

    Ja nigdy nie zaliczylem powazniejszej kontuzji na nartach. Odpukac. Nawet na rowerze, choc mialem okres szalenczych zjazdow w gorach, tez nie.
    nawet jeśli byłyby ustawione trochę za słabo to przy niewielkiej predkośc jazdy siły działające na wiazanie rozkładają się bardziej w czasie i nie powodują wypięcia , chociaż powinny;)

    Domyslam sie, ze przy malej predkosci. Czy miales poprawnie (zapewne sprawdziles post factum) ustawione wiazanie? Tyl jednak powinien wypiac.

    Ja nigdy nie zaliczylem powazniejszej kontuzji na nartach. Odpukac. Nawet na rowerze, choc mialem okres szalenczych zjazdow w gorach, tez nie.
    Hej.
    Tak, przy bardzo małej. Standardowy schemat takiej kontuzji z wykreceniem kolana do wewnatrz i upadkiem do tylu...
    Wiazanie miałem ustawione zwyczajowo, na 7-kę.
    Na rowerze również nic złego poza ogólnymi potłuczeniami mnie nie spotkało, a jak sobie podliczę, to przejechałem już w sumie przez te wszystkie lata ponad 100.000 km :)
    Pozdrowienia.
    W sezonie 2006/ 07 miałem bardzo porządny upadek ze skutkiem wykręconej kostki oraz niesamowitym bólem uda. Zdarzenie miało miejsce w Zieleńcu, ja jako początkujący narciarz powolutku ciasnym slalomem na stoku 6 jak dobrze pamiętam jadę. Wszystko ok az nie wjechał we mnie jakiś mały człowiek z lewej strony. kostka mi sie wykręciła o ok 180 stopni a udem spadłem na kant narty tegoż człowieczka. był to mój 4 lub 5 dzień na stoku i przerwa na ok 3 tyg. :(
    Mój pierwszy (mam nadzieje że ostatni ;P) poważniejszy wypadek miał miejsce też w Zieleńcu (pozdro Tosiek ;D) w sezonie ferii 07/08. Na ostatnim stoku po prawej przy wyjeździe z Zieleńca. Zjeżdżałam se średnią prędkością, a że na dole był cholerny lód, nie wychamowałam i pieprzłam w belke <hahaha> Teraz się śmieje, ale wtedy do śmiechu mi nie było :P Podejrzenia o złamany nos, na szczęście skończyło się na obiciu kości policzkowej i nosowej, wokół mnie pełno krwi, bo z nosa nieźle pociekło i tłumek ludzi rzecz jasna ;P
    Nie było to miłe przeżycie, w szpitalu mi powiedzieli, że do końca pobytu (a byłam drugi dzień!) mam nie jeździć na nartach. Zgłupieli ;P Jeden dzień przesiedziałam w ośrodku, bo jednak troche mnie bolało, ale następnego już śmigałam dalej :)
    Widziałem sporo skrzyżowań nartostrad całkowicie "nieoznakowanych".
    Kodeks narciarski nie proponuje oznakowania. Może warto używać doskonale znanych znaków drogowych. Tanie proste, zrozumiałe.
    Witam
    Jako, żę wystąpił pewnien delikatny spór co do odpowiedzialności za zdarzenie pozwalam sobie przytoczyć oryginalny opis i prosic Szanownych Forumowiczów o oceną postepowania zdającego realcję oraz narciarza "jadącego do orczyka"
    Bez komentarza aby nikomu nic nie sugerowac:
    "W zeszlym roku w Białce Tatrzanskie jadac z FISa ,juz na dole gdzie miałem dosc duza predkosc ,zajechał mi droge jadacy do orczyka FISowskiego w poprzek mojej trasy narciarz.On miał kask ,a ja nie.Miałem juz wtedy na swoim wyposazeniu kask,ale na tym wyjezdzie oddałem go poczatkujacej narciarce mojej dziewczynie.Po tym zderzeniu jak twierdzili swiadkowie lezalem ze 3 -5 min i sie nie podnosilem.Wtedy zdałem sobie sprawe ,ze jazda bez kasku moze byc niebezpieczna nawet na KOTELNICY.Do teraz jak sobie przypomne jak uderzylem swoja głowa w jego kask to boli mnie głowa.Nie zawsze jezdze w kasku bo jest troszke niewygodnie,ale jezeli chce poszalec z predkoscia to tylko w kasku.Nie wiem jak jest aktualnie z przepisami ,ale wg mnie kaski powinny byc obowiazkowe dla dzieci!!!!
    Szkoda chłopa."
    Pozdrawiam i z góry dziekuję.
    Mitek
    jednemu i drugiemu paskiem po ....

    winien bez kasku - był wyżej i miał kaska po prawej - jak sam pisze widział gdzie gość i po co jedzie
    wina narciarza "jadącego do orczyka" mom zdaniem nie ulega watpliwosci. Nie wyjezdza sie na inna trase narciarska bez obejrzenia sie w bok czy ktos nie jedzie!!!

    a czy jest wspolodpowiedzialnosc zdającego realcję - coz.... trudno powiedziec jednoznacznie... gdyby zderzenie bylo np. na srodkowym odcinku trasy bez zadnych skrzyzowan to raczej nie zarzucilabym nic temu narciarzowi /zakladam,ze narciarz wjechal doslownie pod narty i nie dalo sie juz skrecic/. Ale jesli to bylo na koncu trasy przy wyciagu to chyba mogl pojechac bezpieczniej:
    - skads ten narciarz mu wyjechal - czy bylo tam polaczenie sie tras? jesli tak to zdecydowanie powinien zwolnic przed polaczeniem. Chyba,ze narciarz np. stal sobie w lasku za drzewem i nagle wyjechal -wtedy nie do przewidzenia
    -generalnie na samym dole trasy przy dojezdzie do orczyka powinien juz jechac troche wolniej i ostrozniej

    Jest jeszcze kwestia, czy przy tym zajechaniu drogi zderzenie bylo jedyna mozliwoscia? Nie bylo juz np. czasu zeby sie przewrocic?
    Trudno mi jednoznacznoie ocenic, jak sie nie widzialo zdarzenia... Nie znam tez dokladnie tej trasy. W bialce jezdzilam,ale akurat nie na FISie,bo nie bylo tam sniegu jak bylam.

    Ale generalnie 2 konkluzje:
    -narciarz w kasku popelnil ewidentny blad, jest winny
    -bardzo mozliwe, ze narciarz bez kasku mogl zrobic cos zeby do zderzenia nie doszlo albo przynajmniej zminimalizowac jego skutki

    wina narciarza "jadącego do orczyka" mom zdaniem nie ulega watpliwosci. Nie wyjezdza sie na inna trase narciarska bez obejrzenia sie w bok czy ktos nie jedzie!!!

    a czy jest wspolodpowiedzialnosc zdającego realcję - coz.... trudno powiedziec jednoznacznie... gdyby zderzenie bylo np. na srodkowym odcinku trasy bez zadnych skrzyzowan to raczej nie zarzucilabym nic temu narciarzowi /zakladam,ze narciarz wjechal doslownie pod narty i nie dalo sie juz skrecic/. Ale jesli to bylo na koncu trasy przy wyciagu to chyba mogl pojechac bezpieczniej:
    - skads ten narciarz mu wyjechal - czy bylo tam polaczenie sie tras? jesli tak to zdecydowanie powinien zwolnic przed polaczeniem. Chyba,ze narciarz np. stal sobie w lasku za drzewem i nagle wyjechal -wtedy nie do przewidzenia
    -generalnie na samym dole trasy przy dojezdzie do orczyka powinien juz jechac troche wolniej i ostrozniej

    Jest jeszcze kwestia, czy przy tym zajechaniu drogi zderzenie bylo jedyna mozliwoscia? Nie bylo juz np. czasu zeby sie przewrocic?
    Trudno mi jednoznacznoie ocenic, jak sie nie widzialo zdarzenia... Nie znam tez dokladnie tej trasy. W bialce jezdzilam,ale akurat nie na FISie,bo nie bylo tam sniegu jak bylam.

    Ale generalnie 2 konkluzje:
    -narciarz w kasku popelnil ewidentny blad, jest winny
    -bardzo mozliwe, ze narciarz bez kasku mogl zrobic cos zeby do zderzenia nie doszlo albo przynajmniej zminimalizowac jego skutki
    Trasa - to co leci z góry - ma mniej wiecej 20-25 metrów szerokości. Po lewej stronie ograniczona jest tasmą (za nią orczyki) po prawej (tej feralnej) jest tasma, która sie kończy i dochodzi pod katem trasa z prawej strony. Dojazd trasy jest juz na wyłaszczeniu ale jak sie jedzie na jajko od góry to mozna jeszcze mieć niezły pęd ( na tym stoku są rozgrywane szybkościowe mistrzostwa polski najlepsi ponad 123 w strefie pomiaru) Dojazd jest ewidentny i prowadzi do dolnej stacji orczyka (po lewej stronie).
    Pozdrawiami dzieki
    połaczenie tras + "Dojazd jest ewidentny i prowadzi do dolnej stacji orczyka (po lewej stronie)."
    -w takim razie uwazam,ze obaj narciarze sa wspolodpowiedzialni za zderzenie. Jeden i drugi winny, kazdy z nich popelnil bląd.
    Tam chyba nie ma drogi głównej i podporządkowanej :) nie obowiązuje reguła prawej ręki, hmm… wydaje mi się iż zagrożeniem (i winnym) w tym wypadku był gość bez kasku gdyż wiedząc iż jego trasa łączy się z inną winien jechać z taką prędkością aby móc w każdej chwili zapanować nad nartami i wykonać skręt czy nawet zahamować. Patrząc z punktu widzenia narciarza w kasku – dlaczego on miałby czekać jak sierotka aż sobie wszyscy zjadą „główną” trasą by mógł bezpiecznie dostać się do wyciągu ? poza tym jadąc po skosie ma mniejsze pole manewru niż narciarz jadący z góry.
    Białka nie jest moim domem :) więc nie bardzo kojarzę te trasy ale z tego co Mietku opisałeś, tak to widzę.
    Z tego skosu jadąc do orczyka to się spada z takiego małego ale dość stromego odcinka więc można nabrać tam sporej prędkości. Tory jazdy rzeczywiście się przecinają zwłaszcza że można jechać dalej w dół do krzesełek. Nie mam aż tak jednoznacznej opinii na temat tegoż zdarzenia jednak jeśli Ktoś zna trochę tę trasę to jadący FIS-em jednak mógł był ustąpić jadącemu z prawej strony (no akurat tak wyszło że to z prawej strony) bo jadąc tą trasą widać całość stoku aż do krzesełek jak i orczyki jak również dojazd do orczyków zaś jadący przecinką nie widzą trasy FIS. Oczywiście jadący przecinką też powinni zachować ostrożnośc bo wjeżdżają na trasę bez pełnej widoczności. W podsumowaniu uznałbym winę obu narciarzy.
    Na stoku (przy takich zdarzeniach) nie obowiązują niestety przepisy "ruchu drogowego", ale zdrowy rozsądek i savoir vivre, niektórym obce.
    Można próbować ocenić, który z nich popełnił błąd i zawinił przy zdarzeniu (być może obaj), ale wypadałoby mieć relacje obu uczestników zderzenia - tak dla równowagi.
    Pozdrawiam, Jarek

    Na stoku (przy takich zdarzeniach) nie obowiązują niestety przepisy "ruchu drogowego", ale zdrowy rozsądek i savoir vivre, niektórym obce.
    Można próbować ocenić, który z nich popełnił błąd i zawinił przy zdarzeniu (być może obaj), ale wypadałoby mieć relacje obu uczestników zderzenia - tak dla równowagi.
    Pozdrawiam, Jarek
    Tutaj nie tyle chodzi o określenie kto był winny, tylko czy jakąkolwiek winę ponosi jadący FISem.
    pzdr
    k.
    Znam dokładnie to miejsce ,jest bardzo niebezpieczne, sam miałem w zeszłym roku kilka nieprzyjemnych zdarzeń dokładnie w tym samym miejscu (to nie ja spotkałem się z Tobą Mitek - też byłem bez kasku :) ). 100% winy narciaża w kasku. Większość wali w tym miejscu na krechę żeby dostać się do orczyka nie zwarzając na narciaży zjeżdżających w dół.
    Nie znam miejsca, ale rozumiem z opisu tak, że z góry na dół leci FIS, a z boku dojeżdża się i narciarze tam niejako włączają się do ruchu.
    Jeżeli dobrze to skumałem, to uważam, że ten co był z boku powinien poczekać i ustąpić "pierwszeństwa przejazdu".
    Przecież zgodnie z kodeksem FIS, włączając się do ruchu, należy upewnić się, ze nic z góry nie jedzie (pisze nic, bo to może być narciarz, a może np ratrak albo skuter GOPRu).

    Oczywiście nie ma tutaj zastosowania zasada prawej ręki, znana (mam nadzieję ;) ) wszystkim kierowcom

    pzdr
    k.

    Tutaj nie tyle chodzi o określenie kto był winny, tylko czy jakąkolwiek winę ponosi jadący FISem.
    pzdr
    k.
    Dopiero teraz przeczytałem drugi (główny) wątek. Jeśli narciarz w kasku rzeczywiście nie jechał po trasie wyznaczonej i "wyleciał" w poprzek stoku, prosto w brelo, to raczej nie powinno być wątpliwości, kto tu zawinił...
    Pozdrawiam, J.

    Znam dokładnie to miejsce ,jest bardzo niebezpieczne, sam miałem w zeszłym roku kilka nieprzyjemnych zdarzeń dokładnie w tym samym miejscu (to nie ja spotkałem się z Tobą Mitek - też byłem bez kasku :) ). 100% winy narciaża w kasku. Większość wali w tym miejscu na krechę żeby dostać się do orczyka nie zwarzając na narciaży zjeżdżających w dół. 1. Na krechę w poprzek stoku????

    2. To fis kończy się przy orczyku i "bez kasku" jest w sytuacji gdzie skończyła mu się trasa a nie jest w stanie opanować nart więc wali w dół do krzesła co oczywiście ma prawo zrobić ale jedzie z góry wpada na inną trasę ma trasę po prawej więc wypadałoby zachować umiar

    3. Dziwią mnie opinie, że nie obowiązują zasady ruchu - może właśnie dlatego dochodzi do kolizji - czy trudno zrozumieć, że z prawej facet jest na prawie - to znacznie ułatwia życie

    3. W innym wątku "bez kasku" tłumaczy, że jechał sobie prawą stroną fisu (bo po lewej muldy) - gdyby trzymał się lewej strony (przy orczyku) lub środka trasy to byłoby bezpieczniej - a najbezpieczniej gdyby zjechał do orczyka -

    Bardzo ciekawi mnie wasze zdanie bo pomaga na przyszłość przewidzieć zachowania innych

    ja twierdzę jak wcześniej - winny jest bez kasku
    Ja gdy dojeżdżam do skrzyżowania bez różnicy autem, rowerem czy na nartach zachowuje szczególną ostrożność brzmi to banalnie ale wolę zwolnić czy nawet zatrzymać się niż udowadniać, że mam pierwszeństwo.
    Gdy widoczność jest ograniczona również zwalniam.
    Co do sytuacji którą opisuje Mitek jak gość w kasku jechał w poprzek stoku do wyciągu to chyba można było łatwo przewidzieć jego tor jazdy.
    Do tego jak nie znam trasy a chce na niej poszaleć to jednak zjeżdżam ze dwa razy aby zapoznać się z trasą.
    Do tego instynkt nie pozwoliłby mi grzać przy lesie jeśli wiedziałbym, że z lasu ktoś mi może wyjechać.

    (...) W innym wątku "bez kasku" tłumaczy, że jechał sobie prawą stroną fisu (bo po lewej muldy) - gdyby trzymał się lewej strony (przy orczyku) lub środka trasy to byłoby bezpieczniej - a najbezpieczniej gdyby zjechał do orczyka Nie zgodzę się z Twoim wnioskiem z 2 powodów: 1. ten w kasku wyjechał na trasę spoza niej (wg rysunku przynajmniej nie ma tam połączenia tras), jadąc, jak czytamy, "na krechę"; 2. brelo (ten bez kasku) jechał trasą wyznaczoną i mógł jechać każdą jej częścią - notabene, którą stronę Ty byś wybrał na jego miejscu, jeśli po prawej były dobre warunki? :)
    P.S. Inna sprawa, że dla własnego bezpieczeństwa warto czasem starać się przewidzieć, co zrobią inni narciarze, choć czasem to niemożliwe.
    Pozdrawiam, J.

    1. Na krechę w poprzek stoku???? no tak by z opisu wyglądało, tyle, ze nie w poprzek na środku, tylko wyjechał z bocznej "dojazdówki" na FISa

    Osobiście to ja się nawet z Toba zgodzę, ale co z tego, jak ta zasada nie jest ogólnie przyjęta. Może kaskowiec założył tak jak Ty - jestem z prawej czyli "na prawie' i wyjechał.
    Kodeks drogowy jasno to określa - kodeks narciarski nie, a wręcz mówi, że jak wjeżdżasz z boku na trasę, to masz ustąpić pierwszeństwa tym, co lecą z góry.
    Oczywiście brelokowi można przyczepić nieprzestrzeganie zasady ograniczonego zaufania, ale twierdzi, że nie wiedział, że tam jest dojazd, więc nie miał co zaufania ograniczać.

    pzdr
    k.

    twierdzi, że nie wiedział, że tam jest dojazd, więc nie miał co zaufania ograniczać.

    pzdr
    k.
    No to skoro nie znal trasy to trzeba bylo albo jechac wolniej albo byc bardziej uwaznym albo i jedno i drugie. Mitek napisal,ze dojazd do Orczyka jest ewidenty i w tym ukladzie kaskowiec nie wyskoczyl w niespodziewanym miejscu. Moze mogl na gorze trasy zerknac czy skads ludzie nie wyjezdzaja-moze by zobaczyl,ze tam jest polaczenie tras.. Jesli nie ma pelnej widocznosci na trase-sa drzewa i nie wiadomo jak ida pozostale trasy to jadac pierwszy raz dana trasa trzeba uwazac.

    Nie zgodzę się z Twoim wnioskiem z 2 powodów: 1. ten w kasku wyjechał na trasę spoza niej (wg rysunku przynajmniej nie ma tam połączenia tras), jadąc, jak czytamy, "na krechę"; 2. brelo (ten bez kasku) jechał trasą wyznaczoną i mógł jechać każdą jej częścią - notabene, którą stronę Ty byś wybrał na jego miejscu, jeśli po prawej były dobre warunki? :)
    P.S. Inna sprawa, że dla własnego bezpieczeństwa warto czasem starać się przewidzieć, co zrobią inni narciarze, choć czasem to niemożliwe.
    Pozdrawiam, J.
    1. Jest to duży wyratrakowany teren - spoko jest tam zjazd (kask nie przedzierał się przez las żeby wyjechać)
    podkreślam! jeśli gość bez kasku widział "jadącego na krechę" i widział gdzie gość jedzie (do orczyka) to czemu w niego przydzwonił!!!
    I TA KRECHA jest w poprzek stoku -

    Jedzie gość (kask) w poprzek stoku - drugi pędzi z góry i w niego ładuje - ????

    co do zasady z prawej pierwszeństwo - uczymy dzieci od karty rowerowej i mniej lub bardziej mamy to w podświadomości - po co utrudniać sobie życie i wprowadzać coś innego

    1. Jest to duży wyratrakowany teren - spoko jest tam zjazd (kask nie przedzierał się przez las żeby wyjechać)
    podkreślam! jeśli gość bez kasku widział "jadącego na krechę" i widział gdzie gość jedzie (do orczyka) to czemu w niego przydzwonił!!!
    I TA KRECHA jest w poprzek stoku -

    Jedzie gość (kask) w poprzek stoku - drugi pędzi z góry i w niego ładuje - ????
    Teren jest może spory, ale z tego co pamiętam na dosyć długim odcinku trasę FIS od niebieskiej oddzielają taśmy i pas niewyratrakowany. Widziałem sporo narciarzy, którzy zaraz za lasem skracali sobie drogę z niebieskiej do orczyka przecinając teren między taśmami... i może tak było w tym przypadku (tak to wygląda na mapce załączonej przez brelo)... a wtedy ostrożność powinien zachować pan w kasku wyjeżdzający na trasę zza taśmy.
    Pozdrawiam
    "Garbaty" napisał dobrze, czerwona "FIS" na Kotelnicy kończy się na wysokości dolnego orczyka, ten zjazd z prawej to łącznik oraz wjazdówka do krzesełek od skrzyżowania czy też połączenia obu tras to jest jakaś "niebieska" etc, etc.
    Szkoda że w dyskusji uczestniczą osoby które Kotelnicy nie znają. Nie wnoszą do dyskusji żadnej merytorycznej wartości tylko i wyłącznie własny nie podparty doświadczeniem osąd. Napisałem wcześniej że wg mnie obaj narciarze byli współwinni zdarzenia bo obaj nie zachowali rozwagi innymi słowy używając sformułowania drogowego narciarz bez kasku utracił przed kolizją pierwszeństwo zaś narciarz w kasku nie zachował należytej ostrożności.
    Koniec i kropka.

    P.S. Nic zatem dziwnego że taka łatwa górka jaką jest Kotelnica bije wszelkie rekordy w wypadkach narciarskich, tu zawsze bite są rekordy (ale te smutne) w tej klasyfikacji.
    Witam
    Gwoli wyjasnienia. To nie jest połączenie trasy z dojazdówką. To jest połączenie tras równorzędnych. W ty miejscu rozpoczyna sie strefa dojazdowa do wyciągów.
    Niestety sporo z Was nie ma racji, w wypadku gdy narciarze sa na tym samym poziomie pierwszeństwo ma ten, który jest w prawym skręcie. Ma to znaczenie jednak tylko wtedy gdy uznamy, że obaj byli juz w obrebie jednej trasy. Moim zdaniem tak nie było, z opisu wynika że do zderzeia doszło w momencie lub zaraz po połączeniu się tras. Obie trasy w tym moemncie idą po otwarty terenie - las jest cofniety o kilkanaście metrów.
    Nie prztaczałem mapki bo chciałem zachowac anonimowośc sytuacji. Zresztą mapka nic nie wnosi.
    Pozdrawiam
    wg mnie obaj winni. Ten jadący do orczyka nie zwolnił przed przecięciem trasy, a ten na czerwonej jechał z góry bez należytego bezpieczeństwa (lub ponad swoje możliwości) skoro nie zahamował lub nie ominął wjeżdżającego. Obaj nie powinni jechać blisko lasu. Znam to miejsce i za równo z góry jak i prawej zawsze jechałem środkiem i zwalniałem - z góry by mieć możliwość manewru, z prawej by zobaczyć czy jest wolny przejazd do orczyka.
    Dojazd do orczyka nie jest dziką przecinką, a regularną wyratrakowaną trasą. Obie są wystarczająco szerokie by bezpiecznie się krzyżować -chyba ze 30-40m.
    Ponadto uważam, że od jadących fisem należy więcej wymagać niż od jadących niebieską - zarówno jeśli chodzi o przewidywanie zagrożenia, jak i o umiejętności i panowanie nad nartami.
    Miałem kiedyś podobną sytuację w czasie wieczornej jazdy. Ja byłem tym jadącym z góry i szybciej i spotkałem się z wyjeżdżającym z ciemności w poprzek stoku. Stok był pusty i uśpiło to moją (i pewnie jego) czujność - skupiałem się tylko na skrętach. Zarówno on jak i ja czuliśmy się wini więc rozstaliśmy się w zgodzie, ale wiem, że wina była moja. Na szczęście nic się nie stało.
    Czytam tę dyskusję i tak się zastanawiam...
    Nie jestem może jakąś super narciarką, ale lubię jeździć bardzo szybko.
    Czasem może nawet za szybko jak na swoje umiejętności...:rolleyes:
    Ale NIGDY nie miałam żadnej poważniejszej kolizji z udziałem innego użytkownika stoku. Nieraz zjechałam kilkadziesiąt metrów na plecach, brzuchu, czy czym tam popadło i najadłam się śniegu, ale pozwalałam sobie na takie ryzyko tylko wtedy, gdy byłam PEWNA że moja nieco brawurowa jazda nie jest zagrożeniem dla nikogo postronnego.

    Moim zdaniem wina leży zarówno po stronie jednego, jak i drugiego narciarza. Ten z góry, wiedząc, do jakiego miejsca się zbliża i widząc dojeżdżającego gościa, powinien ograniczyć prędkość tak, aby zdążyć zareagować na KAŻDE jego zachowanie. A typek z boku powinien spojrzć, czy nie wjeżdża komuś pod narty. To tyle na ten temat.

    Moim zdaniem wina leży zarówno po stronie jednego, jak i drugiego narciarza. Ten z góry, wiedząc, do jakiego miejsca się zbliża i widząc dojeżdżającego gościa, powinien ograniczyć prędkość tak, aby zdążyć zareagować na KAŻDE jego zachowanie. A typek z boku powinien spojrzć, czy nie wjeżdża komuś pod narty. To tyle na ten temat. Jeśli "ten w kasku" nie wyskoczył z pomiędzy drzew, a dojeżdzał widoczną trasą, to w 100% racja! Na stoku, jak na drogach - powinna obowiązywać zasada ograniczonego zaufania do pozostałych uczestników. Korona z głowy nie spadnie, jeśli zwolnię lub się zatrzymam...
    Pozdrawiam, J.
    No i jaki morał z tej dyskusji
    Ano myślę, że morał jest następujący (przynajmniej dla mnie):

    Samo pierwszeństwo to rzecz bardzo ważna, ale nie najważniejsza. Na stoku jest tak samo jak z jazdą samochodem. Ilu kierowców, którzy mieli pierwszeństwo wylądowało w szpitalu lub nawet gorzej? Co z tego, że mieli pierwszeństwo lub próbowali ją komuś udowodnić?

    Na stoku, jak na drodze, trzeba stosować zasadę ograniczonego zaufania i starać się brać pod uwagę najgorszy możliwy scenariusz, byc na niego przygotowanym.

    Wiem, że po to jest kodeks FIS, żeby narciarze przestrzegali jego zasad, ale życie pokazuje, że tak nie jest i trzeba się z tym liczyć.

    Gdyby obaj opisani narciarze z Białki myśleli w ten sposób, pewnie w ogóle nie doszłoby do niebezpiecznej sytuacji, nie sądzicie?

    Ano myślę, że morał jest następujący (przynajmniej dla mnie):

    Samo pierwszeństwo to rzecz bardzo ważna, ale nie najważniejsza. Na stoku jest tak samo jak z jazdą samochodem. .....

    Na stoku, jak na drodze,...
    Z tą różnicą, że aby formalnie usiąść za kierownicą to trzeba posiadać prawo jazdy, a stanąć na nartach może każdy bez jakiejkolwiek wiedzy na temat "kodeksu", po paru grzańcach i od razu na czerwoną może nawet bez chwili z instruktorem. Nie jestem za jakimiś sankcjonowaniem prawa zjazdu, ale ... może jakieś obowiązkowe minimalne przeszkolenie dot. kodeksu, lub prawo Policji do zawrócenia z trudnej trasy ewidentnie niedoświadczonego narciarza.
    Sam się dziwię temu co napisałem, bo jest to jakby wbrew narciarskiej i mojej filozofii, ale na tym chyba właśnie polega konkluzja.
    Witam
    Bardzo Wam dziekuje za zabranie głosu i analizy tej sytuacji. Pozwoliłem soabie na te mała ankiete ponieważ osoba opisująca zdarzenie jednoznacznie stoi na stanowisku, że nie popełniła żadnego błędu i całkowita wina za zderzenie obarcza jadącego do orczyka.
    Opisujący skupił sie na kwestii posiadania i nie posiadania kasku co z Mojego punktu widzenia ma znaczenie drugorzędne ponieważ co zresztą napisałem w pierwszym komentarzu do opisu, gdyby obaj narciarze zachowywali sie zgodnie z obowiązującycmi zasadami bezpieczeństwa i zdrowym rozsądkiem do zdarzenia by nie doszło.
    Teraz aby rozjasnic sytuację przytocze komentarz opisującego:Witam
    Bardzo Wam dziekuje za zabranie głosu i analizy tej sytuacji. Pozwoliłem soabie na te mała ankiete ponieważ osoba opisująca zdarzenie jednoznacznie stoi na stanowisku, że nie popełniła żadnego błędu i całkowita wina za zderzenie obarcza jadącego do orczyka.
    Opisujący skupił sie na kwestii posiadania i nie posiadania kasku co z Mojego punktu widzenia ma znaczenie drugorzędne ponieważ co zresztą napisałem w pierwszym komentarzu do opisu, gdyby obaj narciarze zachowywali sie zgodnie z obowiązującycmi zasadami bezpieczeństwa i zdrowym rozsądkiem do zdarzenia by nie doszło.
    Teraz aby rozjasnic sytuację przytocze komentarz opisującego:

    "Nie znasz okolicznosci zdarzenia i piszesz głupoty.Jade sobie FISem po prawej stronie stoku ,bo tylko w tym miejscu nie ma muld ,ktore uniemozliwiaja mi zjazd jaki sobie w tej chwili chcialbym pojechac.Stok pusty ,zadnych zagrozen.Nie ma w tym miejscu skrzyzowania trasy i nagle wyskakuje mi zza lasku narciarz,ktory nie powinien znalezc sie na moim kierunku jazdy.Wyjezdza mi zza lasu pod narty,gdzie ja nie mam mozliwosci zareagowania.Pewnie napiszesz ,ze powinienem przewidziec ,ze ktos wyjedzie zza lasku.(oczywiscie ze powinienem.To tak jak jadacy kierowcy w tym filmiku
    YouTube - Highway crash - wypadek na autostradzie
    YouTube - Highway crash - wypadek na autostradzie

    prawą stroną autostrady powinni przewidziec ze wjedzie na nich TIR z lewej.)

    Zobacz sobie na mapke ,ktora załaczam ,ze na mapce nie ma uwzglednine ,ze tam jest skrzyzowanie tras!!One sie łacza i prowadza do krzesełek na dole ,ale nie do orczyka!!!!!!

    Sytuacja w ktorej ja sie znalazłem wygladała tak jakby pilot jednego z samolotów latajacych nad naszymi głowami ,nagle zmienił sobie kurs wyznaczony przez wieze kontrolna i wyleciał sobie z tunelu powietrznego którym moze leciec ,na całkiem inny kurs którym lataja inne samoloty w innym tunelu powietrznym,bo mu sie przypomniało ze musi przy okazji kochanke odwiedzic,która niedaleko mieszka.Wlatuje na inny samolot który leci sobie własciwym dla niego torem lotu nadanym przez wieze kontrolna i leci sobie bezpiecznie po wyznaczonym kursie.Zderzaja sie ze soba - na szczescie nikt nie ginie bo kazdy z pasazerów przewidział taka sytuacje i zabrał ze sobą spadochron.Sprawa jednak trafia do prokuratora.Prokuratorem okazujesz sie Ty ,ktory skazuje obydwuch pilotów za głupote na rok sprzatania lotniska.Pierwszego za to ,ze nie przewidział,ze ten pierwszy leci zgodnie z przepisami,a drugiego za to ,ze nie dostosowal predkosci i umiejetnosci prowadzenia statku powietrznego i ze nie przewidział ,ze któremus z pilotów zachciało sie dzigi dzigi i leci do kochanki.

    Pewnie Ty po stoku jezdzisz z lusterkami przyczepionymi do googli.Z tyłu przyczepiona kamera,zeby miec kontrole nad tymi,którzy przez przypadek chca wjechac Ci w zadek i zeby w miare szybko właczyc dopalacze unikajac zderzenia,na brzuchu zamontowany predkosciomierz z kagancem na nartach ,zeby nie przekroczyc predkosci.
    Mozesz miec nawet spadochron hamujacy ,jakie stosuje sie w samolotach i GPS a z aktualnymi pozycjami narciarzy na stoku to i tak nie uchroni Ciebie przed takimi sytuacjami w których,ktos,moze w Ciebie wjechac."

    Dostajemy tutaj troche nowych faktów dotyczących zdarzenia:
    - jechał przy prawej krawędzi trasy
    - warunki dobre, bez lodu, muld trasa równa
    - chciał pojechac jakąs konkretna ewolucje, tórej nie da się pojechać na zmuldzonym stoku
    - stok był pusty żadnych zagrożeń
    -nie zwrócił uwagi na to że w tym miejscu trasy sie łączą, nie widziła tego jadąc?
    - narciarz wyjechał "zza lasu" a nie "z lasu", to jadący musiał go zauważyć a więc narciarz był poniżej niego
    - opisujący uważa że jest jakis tor jazdy na który nikt inny nie ma prawa wstepu - "ktory nie powinien znalezc sie na moim kierunku jazdy"
    - nie miał mozliwośći reakcji? skoro widział go wcześniej to jest to zastanawiające.
    - mapka narciarska jest według niego ścisłym przedstawieniem tras a nie szkicem, który sluzy nam żeby sie zorientowac w topografii rejonu , nazwach tras i wyciągów, połączeniach tras itd
    Pozostałą część tekstu przytaczam aby uzmysłowić sposób myslenia niektórych korzystających ze stoków.
    Poznalismy nowe fakty wiec może to troche zmienia optykę. Zapraszam do wypowiedzi a na koniec rezerwuje sobie prawo do podsumowania.
    Pozdrawiam

    Z tą różnicą, że aby formalnie usiąść za kierownicą to trzeba posiadać prawo jazdy, a stanąć na nartach może każdy bez jakiejkolwiek wiedzy na temat "kodeksu", po paru grzańcach i od razu na czerwoną może nawet bez chwili z instruktorem. Wszystko się zgadza, ale sam powiedz czy posiadanie przez kierowców prawa jazdy sprawia, że na drogach jest bezpiecznie? Jadę czasami trasą z Krakowa do Olkusza i to co tam widuję sprawia, że krew się w żyłach gotuje! To oczywiście dotyczy wszelkich dróg, ale to najświeższy przykład.

    Brak sankcjonowania wstępu na stok "prawem jazdy na nartach" jeszcze bardziej powinien nas skłaniać do zasady zdrowego rozsądku, skoro nawet jego wprowadzenie nie daje nam gwarancji bezpieczeństwa (patrz wypadki drogowe).

    gdyby obaj narciarze zachowywali sie zgodnie z obowiązującycmi zasadami bezpieczeństwa i zdrowym rozsądkiem do zdarzenia by nie doszło. I tu moim zdaniem lezy sedno sprawy, w takiej sytuacji zwłaszcza zdrowy rozsadek jest w cenie.
    Po przeczytaniu ostatniego posta Mitka podtrzymuje swoja opinie,ze obaj sa winni zderzeniu. Popelnili blad, dobrze ze nic powaznego sie nie stalo, teraz trzeba wyciagnac wnioski i jezdzic bezpieczniej.

    Wszystko się zgadza, ale sam powiedz czy posiadanie przez kierowców prawa jazdy sprawia, że na drogach jest bezpiecznie? Nie jest bezpiecznie, ale z pewnością jest bezpieczniej niż gdyby prawa jazdy nikt nie wymagał. Jednak masz rację - zdrowy rozsądek to mimo wszystko podstawa, ale to trudno wyegzekwować.

    No i jaki morał z tej dyskusji Morał jest taki, że jeśli komuś zdrowego rozsądku nie brakuje, niech podwoi "czujność rewolucyjną" :) bo nigdy nie wiadomo, skąd wyjedzie taki, który być może nie do końca kontroluje narty, a prędkości osiąga nieziemskie. Z tego względu warto kupić kask, a być może i żółwia, bo czasem na reakcję jest zwyczajnie za późno.
    Pozdrawiam, J.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • euro2008.keep.pl
  •  

     


    Copyright Š 2001-2099 - Ĺťyczenia Świąteczne