zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plopowiastki.keep.pl
|
Tell a Friend About This Web
Site! |
| |
|
|
|
Ĺťyczenia ĹwiÄ
teczne
Może ten wątek już był - ale jestem tu od niedawna i jeszcze nie natrafiłam...
Wasz pierwszy raz - czyli gdzie stawialiście pierwsze narciarskie kroki? Na którym stoku zaliczyliście pierwszy upadek, pierwszy zeskok z wyciągu, pierwszą radość z udanego zakrętu - bez wywrotki? Gdzie to było? Która górka jest tą pierwszą?
No i skoro ja zaczynam wątek to piszę i ja: ŁYSA GÓRA niedaleko Dziwiszowa (Jelenia Góra). Tam pierwszy raz założyłam buty, narty, wywrotki, wyciągi, podarte spodnie, zakręty. Tam zakochałam się w nartach!!!
Ja dla przykładu to jeździłem od razu body carwingowo, więcej body mniej carwingowo:D :D :D a tak na poważnie to Weremień.
Zieleniec... Nikt w rodzinie na nartach nie jezdzil wtedy... Pomyslalem, ze warto byloby sprobowac... Wsiadlem w auto i pojechalem... Zaparkowalem obok pierwszego napotkanego w Zielencu wyciagu, pozyczylem snowboard i po pierwszym zjezdzie (trwalo to kilka godzin) poszedlem wymienic na narty... Z nimi poszlo lepiej... A tydzien pozniej mialem wlasne narty, buty, kije i ubranko... A w nastepnym sezonie brata uczylem... I tak nam zostalo do dzis...
Pierwsze kroki mojej przygody z nartami spędziłem na stoku w Małym Cichym :D:D Nigdy tego nie zapomne:p:p
No to ja spękałem i spod pierwszego wyciągu zrobiłem w tył zwrot
Mnie w to do biąłego szaleństwa namówił mój kumpel stomatolog. Wywiózł mnie na Strzyżowa wypożyczył butki i narty, pokazał co i jak na wyciągu. Na szczycie górki pokazał co i jak i jakoś poszło . Następnego dnia tyłek miałem jak ... dalmatyńczyk.
Wilhelm
Pierwsze zjazdy to Jelenia Gora ale na nartach biegowych(bo innych nie było),a tak na poważnie to Biały Krzyż:)
Rok 1977-1978 :D pierwsze kroki i upadki na Gubałówce, Polsporty i wiązania sprężynowe, kombinezon jak to za komuny :eek: .
Ja miałem ortalionowy taki super obcisły kombinezon :p Był koloru różowo-żółtego...;) Fujjj :D
Biały Krzyż chyba? Miałem ok. 6 lat. Bałem się niemiłosiernie. 1 zjazd z tego stoku zajął mi chyba godzine :] Ach, a teraz Soszów 1,5 minuty ;) Dobrze nauczyłem się jeździć gdzieś ok. 5-6 lat temu na moich "półcarvingowych" dynastarach, praktycznie na kreche zjeżdżałem z Poniwca ;) A carving w pełnym tego słowa znaczeniu opanowałem 3 lata temu. To taki krótki wyciąg z moiego 17 letniego żywotu.
Szklarska Poręba na ...Puchatku oczywiście.Pięć lat temu skusiłem się po namowach kolegi,zapalonego narciarza.Zasady jazdy na nartach wytłumaczył mi ...na wyciągu.Wczasie pierwszego zjazdu tą słynną nartostradą lezałem chyba 60 razy,a 5 letnie szkraby śmigały mi między nogami.Normalnie płakałem za śmiechu...a potem z bulu.I żałuję że tak póżno zacząłem jeżdzić.
O czywiście od tego dnia narty stały się moją pasją...
Mój pierwszy raz Międzybrodzie Bielskie stok "Andaluzja". I potężne udezenie tyłem glowy o bardzo oblodzony stok .Ale to już bardzo dawne czasy.:)
Skrzyczne. Mała ośla łączka:D Decyzja o spróbowaniu była spontaniczna do tego stopnia, że została podjęta 5 minut przed wypożyczeniem sprzętu... miałem wtedy pochodzić sobie po górach:)
Luty 2000 roku, Zawoja wyciąg "Wojtek" - obóz narciarski z biurem Eltom z Łodzi (nie polecam) Narty klasyki Atomica. Tutaj stawiałem swoje pierwsze kroki. Przypiałem narty jeszcze na parkingu i zacząłem się gramolić na stok (jakieś 2 m wyżej) Niestety zanim wspiałem się na "szczyt" zacząłem zjeżdżać do tyłu. Zatrzymałem się chwilę później siadając na masce samochodu :D Później była nauka w grupie, wjazd orczykiem, pierwsze szusy, upadki, próby hamowania. Po 2 godzinach załapałem jak zrobic skręt z pługu a pod koniec dnia nawet ścigalismy sie z kolegami "na kreche". Kolejne dni to wyciąg zaczepowy dla początkujących (takiego cholerstwa do dziś nie widziałem nigdzie indziej!) spadłem z niego min. 30 razy. Pocieszał mnie "instruktor" mówiąc że jeszcze nie spotkał takiej ofiary i że się nigdy nie nauczę. W końcu wyciąg dał za wygraną a zjazdy szły coraz lepiej. Minał tydzień - nauczyłem się hamować bokiem - próbowałem skretów "równoległych" (klasycznych) pojechalismy na trudniejszy kolisty groń. Tutaj znowu nerwowo: wielkie metalowe "kotwice" i szarpiący orczyk. Nogi z waty ale jakos dało radę - warunki na trasie trudne (roztopy) ale szło nam coraz lepiej. "Instruktor" juz się trochę przymknął a ja wiedziałem że teraz juz mnie nie zniechęci. Potem poszło juz z górki. 2001 - Szkoła życia na obozie w czechach. (jeździłem z grupa zaawn.:D) Pierwszy raz na czarnej trasie, przecinki przez las, muldy, skocznie, jazda po trasie zamkniętej po trawie i kamieniach, loty na orczyku, pogięte narty, ciągły strach ale też mnóstwo frajdy. Potem juz tylko jazda i jazda. Coraz szybciej coraz pewniej, pierwsze skręty cięte, wypady poza trasę ale też spektakularne gleby. Z każdym sezonem jakiś krok do przodu i coraz większe uzależnienie od nart.
Prawie 30 lat temu na Szyndzielni. Była tam na polanie nieopodal schroniska wyrwirączka (starsi pewnie pamiętają te archaiczne wyciągi), miałem narty polsport epoxy standart długości 215 cm i co mi nie ułatwiało jazdy byłem pod dużym wpływem wypitego z kumplami rumu. A późniejszy zjazd nartostradą przez Dębowiec do Olszówki to było dla mnie wtedy super extremalne zdarzenie.
Moja pierwsza przygoda z tym fantastycznym sportem zaczeła się w Rąblowie koło Kazimierza Dolnego. Jest to fantastyczna górka dla początkujących narciarzy, oczywiście w tygodniu bo w wekendy jest tam tłum ludzi. Wyporzyczyłem wtedy narty, stanąłem na stoku i obserwowałem jak inni to robią. Po jakimś czasie stwierdziłem, że i ja tak mogę jeździć i tak to się zaczęło i trwa dalej.
Mój pierwszy i jak na razie ostatni raz był w Zwardoniu. Było jak w niebie:) zjeżdżało się fantastycznie - gorzej było z ustawieniem się w kolejce i utrzymaniem się na orczyku:o
trudno powiedziec, ale rok chyba 1990(4latka), mamusia mi zalozyla buciki, nartki i jezdzilem na łące w Gilowicach(taka wies obok Zywca) :) nie wiem czemu, caly czas plakalem i marudzilem, wkoncu mama sie wk...zdenerwowala, pokrzyczala, zdjela mi narty i buty, posadzila na tylku, powiedziala ze nie bede jezdzil i poszla sobie gdzies...no to mi wjechala na ambicje(jak to nie bede jezdzil :confused: ), i sam zaczalem po chwili ubierac buty, jakos to opornie szlo, wiec mama wrocila i mi pomogla :D tak rozkwitla moja milosc do nart ;)
Co do mnie to WIEŻYCA. Drewniane polsporty (chyba RYSY). Instruktorem był szwagier (naprawdę miał uprawnienia:D ) To był jakiś 1982 może 83 rok. Potem coraz lepsze narty (oczywiście Polsport ale już Epox) i wzrost umiejętności (jeździłem już śmigiem) j wreście wyjazd pod Zakopane w prawdziwe góry:D . Potem z 10-12 lat przerwy i wielki come back tak z 5 lat temu. Pierwsze carvingi "rosoły", a od zeszłego sezonu atomci Sl 9.:D
Chyba już to pisałem: górka obok domu, plastikowe germiny ze sprężynowymi wiązaniami, buty relaxy i pierwszy zjazd i :eek: jak kłoda na plecy. To było jakieś 25 lat temu.
W moim przypadku to dość niedawno, bo 10 lat temu:) Kurde! taki stary już jestem:P
Chyba Bystre koło Baligrodu, pamiętam wtedy pierwsze zjazdy z tatą, kombinowanie tam z jakimś jajeczkiem, z kijami, bez kijów. Narty ze szrotu, bez stoperów, także technologiczne dno, jak to kiedyś bywało...
Ach te wspomnienia... ;)
Witam Was ! To mój pierwszy post, stąd to powitanie. Ja zaczynałem od 'skrzatów" i górki w Parku Kasprowicza w Szczecinie, potem drewniane Pieninki z zapieciami ze stalowych linek To już był wypas, bo i buty narciarskie z prawdziwego zdarzenie ( skórzane salomony) można było w toto wpiąć.pierwszy wypad w góry to Piwniczna i szlifowanie oślej łączki. Po tym wyjeżdzie się urwało ( braki w sprzecie i kasiorce). Dopiero w 2000 roku, po 18 latach przerwy wpiąłem się znowu w nartki. To była tragikomedia! Kumpel to nawet był zadowolony, bo nigdy wcześniej nie jeżdził na tak starannie "zwalcowanym" ;) żywym ( na szczęście dio dziś) ciałem stoku. I tak mi zostało, że zaraziłem tym sportem Żonke a i swojego synka (samodzielnie:rolleyes: ) nauczyłem śmigać.
Moj pierwszy raz, do tej pory jedyny ale na pewno nie ostatni to w marcu tego roku. Pierwsza godzina z nartami to Antalowka i 10 "zjazdow" z instruktorem. Ladowanie na tylku co 5 sekund, jazda tylem (bynajmnije nie celowo) to standard. Nastepne 10 bylo juz lepiej. W ten sam dzien Nosalek ale bylo za plasko. W drugi dzien harenda. Bylo swietnie poki po 5 zjazdach z krotszego orczyka nie zdecydowalam sie zjechac z samej gory. Sam widok przerazil mnie na maksa i po pierwszym skrecie przekoziolkowalam przez polowe stoku z jedna narta na nodze i... wrocilam do punktu wyjscia czyli polowy stoku, z ktorego zjezdzalam wczesniej.
Kolejne dwa dni to byla Bialka Tatrz. i Kotelnica polecona przez pania z wypozyczalni nart kolo kwatery. RE-WE-LA-CJA!!! zupelnie jakby mi sie cos przestawilo w glowie... bylo poprostu fantastycznie!!! Zupelnie nie wiem czemu zjezdzalam tak pewnie, coraz szybciej i szybciej a skrecanie czasem nawet ostre rajcowalo mnie coraz bardziej. W ciagu tych dwoch dni w Bialce nie przewrocilam sie ani razu!!!
Nawet gdyby pod koniec nie szlo mi tak dobrze i tak pokochalabym narty calym sercem!!! Fantastyczna sprawa! Tylko dlaczego zaczelam tak pozno...?! :/
Z pewnoscia zaraze kogokolwiek sie da :) Szkoda zeby niepotrzebnie tracili czas :)
KAT daj spokój nartą !!!! Wydasz kasę, poobijasz się, zimno ci będzie itd. itd. :D Oczywiście żartuję ! WITAMY W GRONIE WARIATÓW I ZAPALEŃCÓW!:D Narty to wielki czad i frajda :D
oj zebys wiedzial, pawel! cala przyjemnosc po mojej stronie znalezc sie w "tym" gronie :) obym zwariowala jeszcze bardziej... :) witam i pozdrawiam goraco
:D Tak między nami, są pewne minusy jazdy na nartach. Ja jako narciarz "rekraacyjny" :D miałem pekniete żebro , straciłem przytomność podczas upadku (tzw "gleba"), 14 dni rehabilitacji kregosłupa. O siniakach i stłuczeniach nie wspominam. A poza tym zeszłej zimy wydałem na sprzęt tak około 3,5 tys zł. :D
Ja zacząłem w sezonie 05/06. i to za połową. Pozyczyłem w wypozyczalni pod stokiem buty (mokre), narty i nie wiedziałem nawet jak mam orczykiem na górę wjechac:) na szczęście był mój kolega "instruktor" który zaczął jezdzic tydzien wczesniej... jakimś cudem wjechałem, zjechałem, wyp... sie kilka razy. było super. Po kilku zjazdach oodaliśmy sprzet "w jednym kawałku" a ja byłem tak nabuzowany że stałem boso na sniegu i nie mogłem mysleć o niczym innym jak tylko o nartach;) temperatura była wówczas -28 a mi było ciepło... Potem już z górki: na następny dzień, jakiś weekend chyba, stałem dwie godziny w kolejce do wyporzyczalni czekając na mój rozmiar buta, nie doczekałem sie ... wku.. wróciłem do domu z postanowieniem że nazajutrz kupuję buty. Kupiłem. Na pozyczonych nartach jakis czas przetrzymam... Ogólnie chyba codziennie jezdziłem. Ponoc postępy czyniłem milowe ale wszyscy mówili że mnie pojebało z tymi nartami. Pod koniec kwietnia juz na swoich deskach przeżyłem parę dni na Hali Gąsienicowej. Ogólnie kiedyś nienawidziłem zimy... teraz czekam na nią i pozdrawiam wszystkich pozytywnie zakręconych narciarzy:) juz bliżej niż dalej...
No no pierwszy sezon i Gąsienicowa? Gratuluję :cool: , ale czy nie była to czasem walka o życie ;) ?
Pierwszy to był krótki stoczek w Grybowie, własnonartnie ubity poprzez podchodzenie bokim i jakoś mnie to nie bardzo wzięło, instruktor był pożalsieboze, chyba wuefista z łapanki - na zimowisku. Nie musze dodawać, ze narty drewniane strasznie długie, wiazania Kadra2 sprężynowe, buty raniące kostki San Marco (rodzice nie jeżdzący więc zero pojęcia co córci wypożyczyć). No potem troszkę się odczekało i jakos chyba na studiach się zaczęło, ale wciąż były fatalne warunki (brak wyciągów, bo brak kasy na lepsze miejsca do jeżdzenia, więc więcej podchodzenia niz jazdy). Ale ambicja, towarzystwo, itp itd i jakoś poszło. Potem chrzest na Kasprowym i wpadłam w nałóg. Nie ma zimy bez nart (najlepiej we Włoszech w wesołej kompanii).
No no pierwszy sezon i Gąsienicowa? Gratuluję :cool: , ale czy nie była to czasem walka o życie ;) ?
Jasne że była:) Pierwszy zjazd z plecakiem do Murowańca trwał ponad dwie godziny;) Na drugi dzień już było trochę lepiej.
Gdzieś już o tym wspominalem. Zaczęlo się od podsłuchamnia rozmowy kumpli o nartach, jaka to świetna zabawa. Nie zastanawiąjąc się długo, pożyczyłem narty, buty i kijki i jazda na stok (Stobierna niedaleko Dębicy). Kumpel pokazał mi co jak i się zaczęło. Tydzień później znalazłem się na Magurze małastowskiej i chyba tam poczułem się początkującym narciarzem, po prostu akrobatyka w każdym calu. Stwierdziłem, że narciarza to ze mnie nie będzie, ale przespałem się podleczyłem sinaki i postanowiłem spróbować ponownie tylko na mniejszych stokach. Kilka dni póżniej wróciełem na Magurę i poczyłem, że to jest to. Ten stok jest niesamowity.
Hej Ja to 1 razu nie pamietam bo ponoc 2 lata miałam za to co utkwiło mi w pamięci jak poszłam z bratem na pilsko gdzieś w wieku przedszkolnym i pusciłam się z miziowej na kreche wpadając na zagrodę dla baranów i łamiąć czubki "zdobycznych " po jakimś łamańcu nart. Przeżycie było mocne gdyż tkwi we mnie do dziś a minęło już z 25 lat.
Szczyrk tak ok. 30 lat temu, latka troche lecą nie? Polsporty wiązania Beta, no ogólnie słabo, potem jakaś przerwa ze 2 lata i znowu Szczyrk, sprzęt b/z oczywiście, ale już nieco lepiej sie czułem. No i poszło teraz już od dobrych kilku lat nie ma zimy bez nart, Włochy mi najlepiej pasują, w Tignes jest bajka, ale sentyment do Szczyrku pozostał. Może jestem zbytnim optymistą, ale mam nadzieję, że doczekam za życia choćby krzesełek z prawdziwego zdarzenia.
Karpacz - 82 lub 83, narty regle 18 - 100% drewna:) zapięcia sprężynowe, pomarańczowe buty Tatry pięny brązowo-żółty kombinezon i wyciąg wyrwirączka - trauma do dzisiaj:)
Rok 1978, Myślenice, wiek 9 lat. Narty znalezione na strychu - jakieś stare, drewniane ale nie Polsporty tylko czyste drewno z "wiązaniami" sprężynowymi, gdzie pięta szła do góry.... Buty pożyczone, ale narciarskie skórzane. Wyciąg: "wyrwirączka". To był pierwszy raz (i kilka następnych), a za jakiś czas inne narty (pewnie Polsport) z wiązaniami "Marker" (tak się chyba nazywały).
Paweł
Rok 1972, wiek 14 lat, narty drewno z "wiązaniami" sprężynowymi, gdzie pięta szła do góry, zeby ona nie szla, to wkręcony do narty srubek i pięta przywiązana sznurkiem. Jezdzilo się na malych gorkach w Wilnie. Pozniej przesiadlem się na polsporty, buty "Tatry",polsporty na Elbrusie polamalem,przesiądlem się na Epoxy. Dalej narty z wypozyczalni. Pierwszy raz w gory pojechalem do Karpat na Ukrainę ( Jasinia, Slawsk), pozniej byl tylko Kaukaz (Elbrus, Dombaj, Czeget). Teraz, chyba juz 4 sezon pojadę na Chopek.:)
Pierwszy raz – rok 1980. Miałem wtedy takie drewniane nartki które gdzieś na strychu znalazła i podarowała mi ciocia. Wiązania to model jaki opisał @Gerius z wykorzystaniem podobnych patentów. O butach raczej trudno mówić. Były to zwykłe zimowe buty w jakich chodziło się na co dzień. Problemem były wiecznie urywające się podeszwy (szewc miał zajęcie). Potem okazało się że w szkole są jakieś polsporty i odpowiednie buty które można było wypożyczać. Stok to górki a raczej pagóreczki wokół mojej miejscowości. Potem bywało różnie. Obecnie od kilku lat zwiedzamy razem z żoną nasze stoki a od 3 lat towarzyszy nam nasza córeczka.
Moje pierwsze narty zrobił mi Tata z deseczek. Wyfrezował rowki na spodach, wykrzywił dzioby w goracej wodzie, przykręcił archaiczne wiązania, a potem dopiero zaczeły się jaja !!!!!! Dało się jechać tylko na kreche, kozaki (czytaj buty narciarskie) czasami sie wypinały, proporcje długościowe narta/narciaż podobne jak u skoczków. Nie wiem jak to się stało, ale nic sobie na nich nie złamałem ????? To były czasy......ech!!!
Jak miło się wspomina takie historie,ja mając około 12 lat wróciłem z nart z urwaną podeszwą buta(buty były nie wiele młodsze ode mnie):)
Pierwszy raz... hmmm Styczeń roku 2000, stok Spalona (taka ośla łączka, 300m długości), buty Nordica (tanie), narty Tyrolia (jeszcze tańsze), 30 cm puchu, wyciąg nie działał. Spojrzenie w dół... "Yyy, i ja tam na dół mam zjechać? :eek: "
Ale udało się bez większych obrażeń i nawet spodobało się :D .
Mój pierwszy raz to chyba blisko 30 lat temu - sadząc po zdjęciach musiałem miec jakies 4-5 lat, rok 77-78, a może 76?. Nartki pamiętam - drewniane, pomalowane na niebiesko z białymi duzymi snieżynkami. Zapiecia na skórzane paski, ale pięty byly pelne - mozna było swobodnie wsadzic dowolnego buta zimowego. No i kijki z białymi rękojeściami. Pierwszy "stok" to górka przy boisku w technikum rolniczym w Myszkowie-Benduszu, gdzie pracowali moi rodzice. Zjazdy na zmiane z moim bratem i pierwsze próby podchodzenia jodełką ...
A potem w podstawówce Regle - chyba 8 a później 12 (o ile mnie pamięc nie zawodzi). I pierwsze prawdziwe buty narciarskie o 3 numery za duże. I nauka jazdy z ksiązek do w-f z Bolkiem i Lolkiem - pamieta ktos te ksiazki? Oczywiście większa górka, przy kościele - to juz było wyzwanie bo trzeba było sie wspinac chyba 200-300 m pod góre z nartami na ramieniu, albo na sankach (jeden z nas zjezdzał na zmianę na nartach, drugi na sankach). A potem szybki zjazd na krechę :D . I znów do góry - 4-5 takich zjazdów i trzeba sie bylo zbierac do domu bo juz było ciemno. Marzło sie jak cholera, człowiek był przemoczony, ale rodochy było po pachy, zreszta co było w tych czasach do roboty? Rodzice gdzies w domu wcale sie o nas nie martwili. To były czasy ...
Na zdjęciach poniżej ja z bratem - brat jest ten wiekszy, na jednym ze zdjęc na nartach. No i widać te pierwsze nartki, o których piszę.
Ja ksiązki z B i L pamiętam, nawet byłem zły ze jakoś nie były traktowane w szkole zbyt powaznie. Swoje smiganie na reglach przemilczałem bo nie mam tak zacnych dowodów jak zetes;). Pozdrawiam Cię zetes bo widze że rocznik podobny i chyba dość empiryczne podejscie do nart. Jedynie twoje zdanie co do SL9 mi troche nie pasuje;)
dzięki Grześ, super, ze sie odezwałeś, kurcze powiedz sam - to były czasy, nie? To był prawdziwi "freeride" :D - zakładałes byle buty i dechy i jazda. Wazne zeby była górka i troche sniegu, nie wazne gdzie i jak stroma, i że dojazd kończyl sie na ulicy ... To na zdjeciu to nie regle - nie pamiętam nazwy, ale była to ta pierwsza narta. Zdjęć z reglami niestety nie mam. Może u brata cos jest.
off topic Co do tych SL9 to mi nie darujecie jak widze :rolleyes:. (do B'ski - a widzisz? nie przesadzam z tymi wielbicialmi ...) Sądzę ze sie po prostu nie rozumiemy - ale to inny watek, nie wracajmy do tego.
Mój start był prawdopodobnie w tym samym okresie ,sprzęt więc klasyczny ,trudno dostępne zwykłe buty zimowe wiązanie sprężyna dokładnie oplatająca ten but no i drewniane 2 deseczki noname.Jedyne co utkwiło mi w pamięci z tych prób (brak wiarygodnego foto) to pierwszy wyjazd orczykiem gdzie przy płaskim starcie już przy drugim słupie nie jechałem a byłem ciągnięty z całym tym swoim sprzęcikem bo to się nie wypinało. Drugi ważny moment to było odstawienie mojego pięknego ,idealnie prostego Fishera 205cm i próby okiełznania zawodniczego Rossignola 9S jedyne wtedy 155cm.Było to ok 1999r i to był właściwy ruch.Tak więc Fisher-y sa ekspozycją stałą u znajomego w wypożyczalni a ja odkryłem narciarstwo po raz drugi już w sposób świadomy i bez przymuszonej woli.
Zetes ja miałem jako pierwsze narty "URWISY" były podobne do twoich ze zdjęć :D
Tak gmeram teraz w pamięci i wydumałem że moje moje pierwsze narty? nazywały sie chyba "Kajtki" - jasnoniebieski plastik ze skórzanym "wiązaniem" i do tego kozaczki na obcasie:) Membrany też wówczas nie miałem tylko takie ochydne czerwone futerko które rosło razem ze mną (przedłużane rękawy itd) ehh... ;) Pamiętam że nawet raz sie przykleiłem plecami do pieca w przedszkolu ale mnie mama odkleiła po czym podcięła spalone koncówki i stwierdziłą że "spoko" jeszcze pochodzisz...:) Ale to były czasy:)
kurcze, zrobilo sie nostalgicznie ...
paweł - nie dam głowy, ale te moje to chyna sie "skrzaty" nazywały, ale jutro zaatakuje brata. Był starszy więc może pamiętać. Na pewno były drewniane, bo pamietam jak w nich w domu zasuwalismy i lanie za porysowanie parkietu ...
Grześ, uchachałem sie z Twojego tekstu do łez :D . Ja miałem podobnie - nosiłem wszystko po bracholu. Pocerowane spodnie i skarpety itd. itp, on np. koślawił buty - nie dało sie w tym chodzić, ale nie było rady. Ze zjazdów pamietam jeszce budowanie skoczni (teraz to sie "hopa" nazywa ...) i pierwsze loty "na ryja". Ze nikt z nas nóg nie połamał to jakis cud ... A pamietacie zapięcia w Reglach? One miały możliwość zapięcia sprezyn tak, ze dało sie "biegac" na nartach - to była dopiero męka :D .
No jeszcze Franz Klamer ... kazdy z nas był "Franc Klamer" i zasuwał po stoku z okrzykiem "z drogi śledzie bo Franz Klamer jedzie".
Tak, moje miały łapany czub buta w jakiejs "skórze" a pieta była spezyną opasana - luzna. Jezdzic sie na tym nie bardzi dało ale pierwszy wypad poza "naszą górę" był łatwy bo pięta chodziła:) skitour?? hihi
Zetes! To mogły być "Skrzaty". Zaczynałem w podobnym okresie ( z Twoich wypowiedzi wynika że wiekowo plasuję się pomiedzy Tobą a Twoim bratem) a różnorodność sprzetu była jak kolorów Forda model T:D . A te patenty z wiązaniem do biego-zjazdów? Po którymś wylądowaniu w stawie (trudne warunki terenowe;) ) tatuś wprowadził jakiś patent typu haczyki i dłuższe linki. Ta modernizacja wywołała sporą sensację na stoku( górnolotnie) bo nas takich kajtków - zapaleńców było tam więcej. Kurcze, gdzoie są moje chusteczki!
Jak czytam te Wasze wspaniale opowiadania to zaraz się widze na przydomowej górce,to były czasy(mineło już 30 lat),:)
hej kajro, he, he - te patenty w tamtym czasie to było cos na miarę dzisiejszego FlowFlex. Pamietam jak kumpel złamał swoje Regle i jak sklejalismy je "supercementem", zeby jego rodzice sie nie dowiedzieli :). Niestety później na górce narta wytrzymała tylko jeden zjazd. Eh, ciepło sie na sercu robi, łza sie kreci ....
Narty z moich zdjęc wg mojego brata mogły być jakąs konstrukcją naszych zachodnich lub południowych sąsiadów - brat juz wtedy czytał i mówi, ze miały na czubach duzy biały trójkat i pod nim mały napis "BOBO" lub cos w tym stylu.
No jak to BOBO to chylę czoła:D . Wujaszek tekie "ściagnął" z zachodu (południowi sasiedzi raczej nie wchodza w grę , bo jak za granicę to raczej od nas się jechało do NRD:p ) dla mojej kuzynki, bo moje Skrzaty to były już nie do "dziedziczenia". Ech, ale ten entuzjam...to se ne vrati pane Havranek!
Te nartki to była porządna konstrukcja jak pamietem - mogły byc rzeczyciście "sciagniete" z zachodu - moja ciotka (chrzestna brata) jest zapalona narciarką i już wtedy zdarzały jej sie wyjazdy do Niemiec. W końcu tam została :) . Tak mogło byc - mogą to byc narty po moim jeszcze starszym kuzynie. Zapytam mamę, może cos pamięta :). Wiązania miały bardzo duzy "zakres regulacji" :) - dobrze trzymały buta zarówno 4 jak i 6 latka.
A pamietacie "smary" :) do nart ? Były w takich badziewnych tekturowych pudełkach z napisem "Opakowanie zastepcze" ... Ja miałem w 4 kolorach wg instrukcji do "różnych warunków sniegowych", he, he. Nikt wtedy z nas nie miał pojęcia o smarowaniu i próbowalismy to ustrojstwo wsmarowywać na sucho. To była cała ceromonia - zbieralismy sie u jednego i cała ekipa smarowała. No i obowiazko na "stok" kawałek świeczki - bo smarów było szkoda - mogły sie zgubić.
hehe smary pamiętam dokładnie nawet mam takie 1 pudełko zachowane na pamiątkę, które bardzo podobne do pudełka plasteliny było. A regle też świetne narty były( tyle że łamliwe) i ten pomarańczowy kolor....zapięcia gamy skórzane buty eh...to były czasy pozatym człowiek za młodu odważniejszy był -jak sobie przypomne co na tych reglach wyprawialiśmy to mi ciarki przechodzą :) .A jak nastały "lepsze czasy" to szczerze pisząc wstydziłam się tych nart i nasypywałam na nie śnieg żeby w kolejce nie zwracali uwagi jaki badziew mam:) ( straszna to głupota była)Kurde z zazdrością patrzyłam jako dziecko na przyjezdnych i ich sprzęt i wtedy bym wszystko zrobiła żeby mieć kolorowe narty i plastikowe buty. Na szczęście teraz można już dostać wszystko .....
nooo, plastikowe buty to był prawdziwy szpan ... i szczyt marzeń. I zatrzaskowe wiązania - "markery" - o "wspólczesnej" konstrukcji . Ale to juz były lata 80-te. Pamietam pojechalismy ze szkoły w czasie ferii w góry - wszyscy mielismy stare regle, wiązania na spręzyny i "relaksy", a tu na górce dzieciaki w "najnowszych" konstrukcjach, jednoczesciowych kombinezonach, prawdziwych butach ... ale był obciach :).
Pamiętam swoje pierwsze bezpiecznikowe wiązania,nazywały się KADRA 1:)
Było to na początku lat 70 w Rabce.Pamietam że sprzęt był dobry ( nazwy nart nie pamietam ale buty to plastikowe San Marco i wiązania Markera- bezpiecznikowe ojciec przywiózł mi je z dawnego DDR-u).Najbardziej utkwił mi w pamięci wyciąg stalowa lina i drewniany kołek z wycięciem na zaczepienie liny - chyba to się nazywało wyrwirączka ( wjazd tym urządzeniem to była totalna masakra)
Łza w oku się kręci jak czytam wasze wspomnienia. Jak widzę mamy takie same albo przynajmniej podobne doświadczenia.
Najbardziej utkwił mi w pamięci wyciąg stalowa lina i drewniany kołek z wycięciem na zaczepienie liny - chyba to się nazywało wyrwirączka ( wjazd tym urządzeniem to była totalna masakra)
W poprzednim sezonie napotkałem takie „cudo” i to działajace. :)
hej to ja proponuje założenie nowego posta w hydepark np i tam wpisanie waszych przygód śmiesznych czy tez mrożących krew w żyłach. ??
A gdzie to było bo chciałbym ewentualnie pokazać to swojemu synowi który jest wychowany w innych czasach i myśli że narciarsywo ta zawsze wyglądało tak jak teraz( jak niema kanapy z miękimi siedzeniami to wyciąg jest do niczego - opinia mojego 17 letniego syna)
Ja pierwsze kroki (na nartach) stawiałem na Polanie Zgorzelisko (jak jeszcze nie było tam żadnego wyciągu). Miałem 4 lata, pozyczone przez rodziców od znajomych narty, buty, kijki.. Pamiętam że każdy zjazd okupiony był wędrówką pod górę (tata nosił narty a ja zasuwałem w butach i z kijkami). Fajnie czasem spojrzeć na zdjęcia z tamtych lat. Jeździłem tam co roku przez długi czas, teraz zaglądam czasem.. z sentymentu...
Moje pierwsze buty to czerwone skórzane elbrusy. Już były zapinane na klamry. Pamiętam wyjazd z kumplami pociągiem do Ustronia, z głupoty buty narciarskie włożyłem już w domu. Kilkanaście godzin z nimi na nogach to był koszmar, ale byłem zdolny do poświęceń żeby tylko pojeździć.
hehe piekne:) :) . Widziałam nieraz w koncowce lat 80 i poczatki 90 jakos ,jak ludzie wsiadali juz ubrani na stok do pociagu i tak ok 3h (z krakowa do zakopca) i wieczorem powrót.
Ale jaki byłem dumny jadąc tym pociągiem.
A pamiętacie te stroje "termoaktywne" spodnie typu legins ze ściagaczem pod stopą, wełniany sweterek i czapeczka z pomponem oraz do tego chlebaczek z kanapkami i termosem.( Brak możliwości posiłku wszystko na kartki a monopol od 13)
to chyba wcześniej niż zaczełam:) ja miałam pięknie ponury kombinezon granatowo czerwony i obrzydliwą brązową czapkę z wieśniackim paponem na czubie a no i rajtuzy gryzące choć potem w spadku po bracie odziedziczyłam kalesony z bawełny!!
To racja! A do tego "wyrwirączka". Dla młodszych to taki rodzaj wyciągu składający się ze stalowej liny i kołeczka w dłoni :D Po kilku jazdach ubranko było całe w towocie :D
A gdzie to było bo chciałbym ewentualnie pokazać to swojemu synowi który jest wychowany w innych czasach i myśli że narciarsywo ta zawsze wyglądało tak jak teraz( jak niema kanapy z miękimi siedzeniami to wyciąg jest do niczego - opinia mojego 17 letniego syna)
To cudeńko jest w m. Wygoda przy trasie nr 537 z Lubawy na Olsztynek. W necie są skąpe informacje ale co nieco możesz poczytać i zobaczyć. http://www.powiat.ostroda.pl/powiat.php?n=gm_ostroda http://olsztyn.naszemiasto.pl/rekrea...17740_112.html Znalazłem ten wyciąg przypadkiem w ubiegłym sezonie. Ładnie położone miejsce ale stoczek taki sobie. Może służyć ewentualnie do rozgrzewki przed sezonem. pozdrawiam.:)
"Wyrwirączka" była na Wierzycy. teraz są 3 orczyki, ratrak, armatki śnieżne... Nie to co kiedyś:D
Dzięki Jark jak będę jechał z młodym nad morze do rodziny to zapakuję jego parapet i niech popróbuje jak to było kiedyś.Pewno mu się tyłek przypoci od wjazdu tym wehikułem:) :) :)
Ja pierwsze kroki (na nartach) stawiałem na Polanie Zgorzelisko (jak jeszcze nie było tam żadnego wyciągu). Miałem 4 lata, pozyczone przez rodziców od znajomych narty, buty, kijki.. Pamiętam że każdy zjazd okupiony był wędrówką pod górę (tata nosił narty a ja zasuwałem w butach i z kijkami). Fajnie czasem spojrzeć na zdjęcia z tamtych lat. Jeździłem tam co roku przez długi czas, teraz zaglądam czasem.. z sentymentu...
WOW!! Rasta:) W którym miejscu? Tam gdzie Stacja Narciarska? Czy z drugiej strony?;)
Ja piwrwsze kroki stawiałem za domem :) Mam taki mały uskok, różnica poziomów 1m, i 2m długi "zjazd":). Miałem sześc lat, narty były niebieskie z wiązaniami spręzynowymi + buty "ze stali" :) Niezapomniane chwile :)
WOW!! Rasta:) W którym miejscu? Tam gdzie Stacja Narciarska? Czy z drugiej strony?;)
Ostatnio byłem na polanie z 5 lat temu... pewnie wiele się zmieniło.. Jak zaczynałem to zjeżdżałem po drugiej stronie drogi niż wyciąg do Małego Cichego. Nie było jeszcze po tej stronie wyciągu.. potem zrobili ze 150-200m orczyk.Wyciąg do Małego Cichego mimo że już stał to przez lata nie działał. Odpalili go jak przestałem jeździć "do Zgorzeliska". Jej, był to naprawdę wspaniały czas i miejsce..
w uzupełnieniu "sentymentalnej wycieczki" :cool: w odległe czasy kiedy stawiałem pierwsze kroki na nartach w załączniu mój pierwszy podręcznik na podstawie którego z bratem i kumplami ćwiczylismy alpejska technikę zjazdową :)
Sa to skany z pierwszej częsci podrecznika do podstawówki. Były w sumie trzy ksiązki, ale zachowała mi sie tylko jedna. Może ktos ma pozostałe? Proszę o kontakt. W tej sa pierwsze kroki na nartach, w kolejnych, z tego co pamietam, była nauka skretu pługiem i ślizgu.
heh piękne:) :) zwłaszcza te wierszyki i jakie szczere. Moze nie od razu ale zes w potrzebie, tatuś babcia wujek kupią sprzęt dla Ciebie heheh
Cieńków w wiśle Razem z kumplem wyporzyczyliśmy nartki i na stok:D
O swoim pierwszym razie juz pisalem w innym watku. To byl od razu Kasprowy, Gasienicowa, w butach i nartach, na ktorych dzis nikt nie odwazylby sie zjechac z oslej laczki. Byl rok 1963 lub 1964, dawne dzieje. Napisze troche o moich drugich razach. W domu sie nie przelewalo, jak w zdecydowanej wiekszosci domow w Polsce w tamtych czasach, ale dzieki narciarskiej pasji ojca i cotygodniowej mozliwosci wyjazdu do Zakopanego z biurem podrozy Orbis (zaklad pracy mamy je finasowal) prawie co tydzien spedzalem niedziele na Kasprowym. Wciaz w tych rozpaczliwych skurzanych, przedwojennych butach i za dlugich nartach z Kandacharami - wiazaniami nie majacego nic wspolnego z bezpieczenstwem. Wyjazd z Krakowa o 6-ej rano, jazda do Kuznic ok. 2 godziny (zadnych dwupasmowek w owym czasie, nawet do Myslenic), parking na miejscu. Walka o poranne miejscowki, czekanie na gorze do 10-ej, az do otwarcia wyciagu na Gasienicowej. Calodzienna jazda, obiad w restauracji w Kuznicach (co za tlok) i powrot poznym wieczorem. Jezdzilismy tak az do polowy kwietnia.
Dominowala wtedy technika oporowa, skret inicjowalo sie przez katowe ustawienie narty, taka pochodna plugu, tak jezdzil moj ojciec i poczatkowo ja. Brzydki i malo dynamiczny sposob jezdzenia:) Ale juz wtedy sporo ludzi opanowalo technike rownolegla, w dzisiejszym rozumieniu - klasyczna, zeslizgowa. Ogromnie im zazdroscilem i... postanowilem tez tak jezdzic. Pomogly mi w tym muldy na Goryczkowej. Na wierzcholkach muld, jak wiadomo, mozna skrecac rownolegle bez wiekszych klopotow. O dziwo, szybko zlapalem o co chodzi, bez zadnych kursow czy szkolen. W tych beznadziejnych, zupelnie niesztywnych butach i za dlugich nartach. Niesamowite wrazenia, gdy poczulem, ze skrecam bez pomocy oporu. I to poczucie odbijania sie ze skretu w skret. Dopiero kilka lat temu, gdy opanowalem skret karwingowy poczulem podobne sensacje.
I tyle przydlugich wspomnien o moich narciarskich poczatkach.
Pierwszy raz - 4 lata temu - Arłamów - z kumplem kupilismy używany sprzęt i na stok. Tragedia - długośc stoku ok. 600 m.a zjazd zają mi 1,5 godziny, przy kazdym skręcie upadek. Miałem ochotę narty wyrzucić i wracać do domu ale znaleźli się prawdziwi narciarze którzy widząc moie bezradne kroki podjeżdżali do mnie i podtrzymywali mnie na duchu że ich początki były takie same.
Szczyrk - sezon temu ;)
Witam. Ja pierwszy raz stałem na narty zjazdowe Salomon pół carwing 4 lata temu :). wcześniej sporo jeździłem na biegówkach. I myślałem ze na zjazdówkach bedzie podobnie - czyli bułka z masłem ( naiwniak, he,he,he). Byłem na obozie sportowym dla studentów Zwardoń. Koło Żywca. Przyjechałem wcześniej niż reszta studentów popędziłem na stok, (obok zakwaterowania) 250 metrów(wydał mi sie olbrzymem)założyłem nartki, orczykiem na górę, dopasowałem buty i wio!!!!Z przerażeniem stwierdziłem ze to jednak nie sa biegówki, a prędkość rośnie z sekundy na sekundę. I AAAAA! Łup, upadek, ja w jedną stronę narta w drugą... za chwile znowu, łup!!! to samo :).Podsumowując, nie radziłem z prędkością, nie czułem nart.. Wtedy pomyślałem ze nartki to nie dla mnie... Następnego dnia przyjechali instruktorzy.. i zaczęła sie nauka od podstaw. Pług, dokładanka, poł szmig i t.d. To ze mieliśmy kilka stoków do dyspozycji, i nie było limitów na karnet, jeździłem od rana do nocy, kiedy był wieczór jazda była na oświetlonym stoku. Pod czas pobytu na obozie udało sie opanować podstawy. Instruktorzy wytykali najbardziej rażące błędy. Reszta była kwestią praktyki. I tak sie zaczęła przygoda z nartami. Która trwa do dziś. Załapałem bakcyla, robie postępy, dbam o technikę. Pozdrawiam Was :)
Ja pierwszy raz stałam na nartach( do tego plastikowych-w koncu byłam małą) na górce obok domu:) kolejne wywrotki zaliczyłam w Wiśle na Pasiekach hehe:) i tam nauczyłam sie jeździc:)
O! Przypomniałem sobie! Moje pierwsze narty to były czarwone "Urwisy":D
Trochę już czasu minęło. Miałem 3 albo 4 lata i drewniane Polsport Żbik. Zaczynałem na łące koło babci w Zakopanem . Pierwszy raz byłem na wyciagu na Kotelnicy Dolnej poniżej Gubałówki (już nieistnieje).
Moj pierwszy raz był dawno temu-koło krynicy górskiej.Moja córka juz jeździła,mój mąż także,a ja wciąż na nich tylko patrzyłam.W końcu mój mąż zadecydował że musze do nich wreszcie dołaczyć.Wypożyczył mi narty,zapłacił instruktora ,pomógł zapiąć buty i tak mnie postawił.A ja stałam jak słup i ryczałam że sie boje,łzy lałam jak cholera,moja mama mnie trzymała za ręke,ja krzyczałam że sie boje,instruktor stała jak osłupiały i nie wiedział co ma ze mna zrobić.Moja mama darła sie na meża że ma znieczulice i mnie pewnie nie kocha-a ona na to że od tego zalezy nasz związek?!Że musimy TO robic tez razem.No i zaczęłam.............zjeżdżać pługiem,płuzkiem,płużeczkiem i poszło.Teraz wciąż czekam na zimę,bo nie moge sie doczekac kiedy zapne narty i pojadę w dół.Nart to mój bzik
Moj pierwszy raz byl przy moim domu. Miałem koło 6-ciu lat i skarpę w ogrodzie(bo to duży ogród był). Mamusia z racji bycia zapaloną narciarką od dziecka kładła mi duży nacisk na sport. Tak więc zapięła buty, ustawiła nartki(czerwono-czarne atomic'i -pamiętam :) ) i tak się zaczęła przygoda. Zrobiłem kilka kółeczek trzymając ją za rękę, potem ostrożnie pługiem(oczywiście gdyby nie ona poleciałbym na pysk bo mi się narty skrzyżowały), a później dawaaaj na krechę(rzadko udawalo się nie wywalać ale fajnie było). Tyle z mojego pierwszego razu. Narty to zdecydowanie fajna zabawa. :)
Było to z 17 lat temu.Na nogach miałem chyba buty Kasprowy(poprawcie mnie jeżeli się mylę-miały taką opcję,że się same wypinały podczas jazdy).Narty to były jakieś polsporty i to nie było przerażające,ale wiązanie to były(jak pamiętacie:D ) beta2.Ich cechącharakterystyczną byłoto,że nie miały ski-stopów tylko taki pasek na kostkę.Dawałoto powywróceniu efekt kosiarki.:D Miejsce akcji to Zawoja,a ja tak się zapatrzyłem na ładną pannę na stoku,że znalazłem się na drzewie.:D Odlepiłem się i sprawdziłem jak wygląda wypożyczony Sprzęt.:D Noga wyglądała gorzej.
a ja rozdziewiczylem sie(oczywiscie narciarsko) w 2002roku.Bylo to na Hali Rysianej, pewnie malo kto o tym stoku wie, bo jest on wysoko w gorach i zeby tam jezdzic to pierw trzeba isc do gory 1,5h.A bylo to na obozie ze szkoly sredniej gdzie kazda klasa jezdzila na taki i uczniowie uczyli sie(Ci co nie umieli jezdzic) jezdzic lub doskonalili swoje umiejetnosci narciarskie.Oczywiscie uczylem sie na "prostych" starych Blizzardach.Od tego czasu z utesknieniem czekam na snieg kazdego roku :p
Cieńków w wiśle Razem z kumplem wyporzyczyliśmy nartki i na stok:D
Nie rozśmieszaj mnie.Pierwszy raz byl na skrazcie w Wisle.
a ja rozdziewiczylem sie(oczywiscie narciarsko) w 2002roku.Bylo to na Hali Rysianej, pewnie malo kto o tym stoku wie, bo jest on wysoko w gorach i zeby tam jezdzic to pierw trzeba isc do gory 1,5h.A bylo to na obozie ze szkoly sredniej gdzie kazda klasa jezdzila na taki i uczniowie uczyli sie(Ci co nie umieli jezdzic) jezdzic lub doskonalili swoje umiejetnosci narciarskie.Oczywiscie uczylem sie na "prostych" starych Blizzardach.Od tego czasu z utesknieniem czekam na snieg kazdego roku :p
No Juzio ja do tej szkoły właśnie chodze - do 2 klasy :D "SŁOWAK" Stok tam nie jest zbyt ciekawy - ok. 400m do 500m, ale prawie nikogo tam nie ma poza Twoja klasą ;) Można sie pobawić z ludzmi z klasy. Ma się WF-iste, który dziennie ustawia 2 różne trasy między tyczkami (Adam) :D Można po puchu pojezdzić. Stok banalny, ale można poćwiczyć i czegoś się nauczyć.
Rok 1986 Bukowina Tatrzańska - wtedy wydawało mi się tak stromo:rolleyes: Zero umiejętności a i sprzęt nie ten co dziś (buty skórzane polsporty na sprężynki i pewnie ze 190cm proste dechy) Brrrrr
O mnie to zaczalem na "szwajkowej gorze" pod ta olbrzymia gora mieszkal pan Szwajka i stad nazwa, narty byly drewniane nazywaly sie "poniemieckie" a wyciag zobaczylem po 20 latach i jakos do dzis sie kula
witam ja zaczołem w 73roku na górkach niedaleko mojej miejscowości .pamiętam górą była ścieżka co był mały podjazd i zjazd to leżałem a górka dł ok 50 m mnie przeraziła i tak sie zaczeło
To musiał być 74 albo 75 w zeszłym wieku. Miejsce akcji -> skałki Twardowskiego w Krakowie górka o długości może 60-70 m. Jak przez mgłę pamiętam 2 rzeczy: lgórka była gigantycznal
lwiązania - to były takie skorzane 'kapcie' z paskami do których wkładało normalne zimowe buty, narty były drewniane ze stalowymi krawędziamil
Potem jako sześcio/siedmiolatek dostałem pierwsze w życiu buty narciarskie, skorzane buty 'Chopok' produkcji czechosłowackiej oraz narty polsportu z wiązaniami na spręzynę tj. taka stalową pętle, którą łapało się pięte buta :D. Tak się zaczęło, potem były wiązania Gama + drewniane Regle, wiązania Beta, buty Kasprowy (2 pary pękły mi na stoku :) )buty Fabos (projektant wzorował się chyba na średniowiecznych narzędziach tortur), rozmaite warianty Epoxów, bułgarskich podróbek Atomic, aż szarpnąłem sie na pięcioklamrowe Koflachy i Dynastary 195cm - kosmos, to były czasy ... A teraz niepodoba mi się Rossignol Mutix ... hehe.
I jeszcze inny świat giełdy narciarskiej w krakowskiej Rotundzie .....
moj pierwszy raz,bylo to jakies 30 lat temu ,KAMESZNICA-K,MILOWKI teraz tam jest zupelnie inaczej ,nawet postawili wyciag,to tyle ile zostalo mi w pamieci,a potem dlugo,dlugo nic,az do ostatnich dwoch zeszlych sezonow,ale jest co wspominac ,bylo na 5,Ozzy
pierwszy raz:D kiedy to bylo dokladnie nie pamietam ale bylem liliput. Akcja sie odbywala w zahelmiu miedzy karpaczem a jelenia. Rodzice jezdzili na prostych deskach i ja chcialem tez. Wiec dostalem buta rozmiar 42 a mialem noge chyba dwa razy mniejsza i narte dlugosc 180cm lekko przy moim wzroscie 140 albo i lepiej:D Afekt byl taki ze jak sie wywalalem to stopa wedrowala tam gdzi epowinny byc palce a palce tam gdzie stopa. Pozniej na powazniej zaczalem smigac plugiem:D w karpaczu na jakiejs oslej laczce a dalej to jakos samo to wszystko sie potoczylo...
ja pierwszy raz ubrałem nart 4 sezony temu. Tata zabrał mnie na małą górke obok wyciągu. Pierwszy raz nogi mi sie rozjezdzaly we wszystkie strony, pozniej było troche lepiej i pojechałem na wyciągu. Dalej szło coraz lepiej:D
ja pierwszy raz ubrałam narty majac lat 9 to były stare polsporty z wiązaniami sprezynowymi (oczywiscie duzo wczesniej tez jezdziłam na nartach takich malutkich plastykowych) .Z początku uczył mnie tata jeździc ale szło mu to opornie więc na feriach zimowych zapisali mnie na kurs indywidualny z instruktorem i wtedy zaczeła sie przygoda z narciarstwem .Było fantastycznie przewracałam sie ,jeździłam na kreche ,wypadałam z wyciagu ale bardzo miło i z usmiechem to wspominam bo nie miałam wiekszych uszczerbków na zdrowiu :D...Starałam sie co roku jeździc ..w szkole sredniej nawet wybrałam sie na weekendowy wypad do wisły z naszym nauczycielem wf i kilkoma osobami z klasy..i na tym sie skonczyło jezdzenie przyszła złamana noga, matura, studia jedne drugie ..do nart wrocilam 2 lata temu w przerwie semestralnej wtedy pojechalam ze znajomym na nardy do Zwardonia przypominał mi nauke i zdradzał tajniki jazdy .W tamtym roku Skalanka w Zawardoniu niestety tylko 2 razy:( W tym roku zbieram na carvingi i rozpoczynam intensywna jazde (mam nadzieje ze czas bede miec) :D bo ostatnio wracam padnieta po pracy :( i weekendy odsypiam
pierwszy raz.? juz prawie pamiecia nie siegam:) mialam 6 lat ....Zieleniec
Pierwszy zjazd był na Szymoszkowej, oczywiście krótsza wersja i trwał z 15 minut, bo po każdej próbie skrętu musiałem przyjmować na nowo pozycję zjazdową z różnych form pozycji horyzontalnych na śniegu. Drugi zjazd po dwóch efektownych upadkach sprawił, że zaczęło mi się naprawde podobać a po trzecim rozpoczęły się już wszystkie objawy uzaleznienia.
Heh:) A więc były to narty wypożyczone na całe dwa tygodnie(rodzice uznali, że ja raczej nie będę długo jeździła, bo zawsze do wszystkiego miałam "słomiany zapał";)) Zwykłe narty Atomic:) Kompletnie beznladziejne:/ Stare(wyglądały jak sprzed wojny:P) i zjechane:/ Ale jeździłam:) Było to w lutym 2005:) w Niedzicy:):) Tam zaliczyłam pierwsze upadki(oj...jeszcze po zimowisku miałam siniaki:P:P), bliskie kontakty ze śniegiem(nie polecam, śnieg chociaż biały wcale smaczny nie jest:P), jeszcze bliższe kontakty z innymi narciarzami(:lol: naprawdę im współczuję:eek:) Jednaki tak dobrze pamiętam moje WYCZYNY;) i się śmieję z każdej wywrotki:P Od wtedy jestem zakochana w nartach(hm...jeszcze długo nie byłam zakochana w jednej osobie tyle ile jestem w nartach;););))
Może ten wątek już był - ale jestem tu od niedawna i jeszcze nie natrafiłam...
Wasz pierwszy raz - czyli gdzie stawialiście pierwsze narciarskie kroki? Na którym stoku zaliczyliście pierwszy upadek, pierwszy zeskok z wyciągu, pierwszą radość z udanego zakrętu - bez wywrotki? Gdzie to było? Która górka jest tą pierwszą?
No i skoro ja zaczynam wątek to piszę i ja: ŁYSA GÓRA niedaleko Dziwiszowa (Jelenia Góra). Tam pierwszy raz założyłam buty, narty, wywrotki, wyciągi, podarte spodnie, zakręty. Tam zakochałam się w nartach!!!
A ja na górce przed domem zaczynałem. Pierwsza gleba jak wychodziłem z sieni bo ślisko było ;o)
A tak na prawdę żałuję że dopiero w zeszłym roku dałem się nakłonić mojej dziewczynie na narty :o( Tyle czasu straciłem, teraz to chyba dopiero na emeryturze będę dobrze jeździł. Pierwsza jazda była na górkach pod domem (15 sek. jazdy 5 min. podchodzenia). Pierwszy prawdziwy stok to Rowienki a po 2 godzinach Soszów. Pierwszy upadek był super. Tak mi się wszystko poplątało że przez parę minut nie mogłem się ruszyć :oD
Taki zupelnie pierwszy raz to godzinka w Zakopcu. Bylem ze znajomymi na sylwestra a ze nie chcialem chlac caly dzien to poszedlem z kumplami na stok. Oni na snowboard a ja na godzine pozyczylem sobie narty. Ale to byla parodia, bo nawet nie umialem w nich ustac bez wywrotki A tak konkretnie to zaczynalem dwa sezony temu w Zielencu. Wyciag zdaje sie nazywal sie Mieszko... ale to raczej byla osla laczka przy kosciele. Narty wypozyczone we Wroclawiu i kumpel i jego dziewczyna ktorzy sami wtedy niezbyt jeszcze jezdzili ale starali sie mnie nauczyc. Szlo mi marnie na poczatku. Jazda plugiem byla czyms nie do pojecia. Bylem tak zly na swoja nieudolnosc, ze nawet nie wykupywalem karnetu tylko zeby sie ukarac wnosilem za kazdym razem sprzet pod gorke. Ale po dwoch dniach zaczalem robic postepy i... to byl koniec.... wciagnelo mnie to jak chodzenie po bagnach :) Jak sobie teraz przypominam te poczatki to smiac mi sie chce. Pamietam jakim ogromnym sukcem i radoscia dla mnie i dla przyjaciol bylo jak przejechalem 3 metry na wprost bez wywrotki :)
Biała Góra k. Tomaszowa Lubelskiego raczej nieznany stok, a jest to bardzo stromy stok o długości ok. 4oo m. kolega na dole wytłumaczył mniej niż więcej o co idzie w tych klockach, potem trzy wywrotki przy wsiadaniu na wyciąg a później przerażenie z widoku na szczycie. Powiedział, że mam ruszać z pługa a później jakoś bedzie - zapewniam Was nie było. Stok był oblodzony, zjeżdżony istny horror - chyba tylko dziwne spojrzenia na szczycie zmusiły mnie aby ruszyć. To była walka o przeżycie a nie zjazd ale mimo wszystko złapałem bakcyla ! Ne wiedzą co tracą ci co nie jeżdżą !!!!!!! :) :) :)
Witam. Moje pierwsze kroki na nartach były w Międzybrodziu. Zabrałem się tam z kuzynem i wujkiem. Oni soie wjechali spokojnie na góre i tym samym zostawili mie na dole... Po kilku próbach ;) opanowałem jazdę na orczyku, potem już sobie spokojnie zjeżdżałem i wyjeżdżałem. to bylo 4 lata temu... Na nartach sam uczyłem się jeżdzić nik mnie nie uczył, tylko tata mi czasem przypominał o drobnych błędach. Teraz mój stopień umiejętnośći oceniam na 7 :cool:
nasyp kolejowy w Zwardoniu. Miałem pięć lat a pamiętam do dziś!
Gorka przed domem w wieku jakiś 8 lat i więcej wywrotek i podchodzenia niż jazdy :)
A poważną górka Wielka Raca ze 4 lata temu, podpatrywałem instruktora uczącego dzieciaki z obozu i probowałem robić podobnie :) i nawet wychodziło oprócz 3 spektakularnych wywrotek - prawie salto, pół stoku tyłem i na koniec piękne przeoranie ziemi przy barze :P
i tak już poszło potem z górki, Ponownie Raca, Malinno Brdo, Włochy, Austria :)
Pozdrawiam Kudik
Więc tak: Przygodę z narciarstwem rozpocząłem w 1995 roku-miałem wtedy niecałe 5 lat. Moje narty to białe Heady w żółte kotki:) . Pierwszy raz miałem na...Stubaiu. To tam po raz pierwszy miałem narty na nogach:) No a potem od wieku 6,5 lat, jezdziłem w szkółce narciarskiej.
To będzie ponad ćwierć wieku temu :( !! Pamiętam jak dziś, wiśniowe narty GERMINA ze sprężynkami dookoła buta... :D Górka osiedlowa - szumnie nazywana torem saneczkowym ;) (5m szer. 40 dł.). Ale tak się zaczynało w tamtych czasch. Miałem jedyne narty w bloku, więc stała kolejka, żeby je pożyczyć i sprawdzić. Ale to były czasy.
moje pierwsze narty to chyba polsporty. i na Kopie zaczynalam:)
mój pierwszy raz :) strach jak patrzylem na gorke z dołu. przerazenie jak stalem na szczycie, 5 metrow jazdy na nartach 50 metrow jazdy na twarzy :) ale zjechalem ,bakcyla złapałem i jestem z Wami :)
Jako świeżutki forumowicz przede wszystkim witam wszystkich serdecznie :) Mój pierwszy narciarski raz był prawie 30 lat temu. Górka koło domu, narty "hand made", sprężynowe wiązania. Później były już jakieś Polsporty. Coraz większe górki koło domu. Jeszcze później ciągle Polsporty (Regle 24) i ciągle wiązania sprężynowe, z zazdrością patrzyło się na tych, którzy mieli zamontowane wiązania gamma, że o Beta nie wspomnę i prawdziwe buty narciarskie. A potem była dłuuuuuuuuga przerwa i wreszcie końcem zeszłego sezonu pojechałem do Zakopanego, wypożyczyłem narty, zapłaciłem instruktorowi za godzinę lekcji, zdziwiłem się, kiedy po 2 zjazdach po oślej łączce powiedział, że to już nie ma sensu i idziemy na poważniejszą górkę. Nawet się nie przejął, kiedy ze strachem w oczach zapytałem, czy jest tego absolutnie pewien. O dziwo pierwszy upadek zaliczyłem drugiego dnia :). No i że tak powiem - wessały mnie te narty :)
Moje pierwsze kroki na nartach odbyły się na Gubałówce, narty były pożyczone od kolegi. To było załapanie bakcyla :) Zaraz później był zakup nart (proste Polsporty z wiązaniami talerzykowymi i skórzane buty narciarskie :) Z tym oto sprzętem udałem się na Kasprowy gdzie zdobyłem pierwsze siniaki na d... Aha ten sezon będzie dwudziesty.... :)
To moj pierwszy raz to bylo w Malastowie (ale nie na Magurze) na stoku o przerazajacej nazwie "Gucio". Tam jest taki fajny wyciag- lina, ktorej narciarz sie chwyta, a ta lina wyciaga go na gore. Najgorsze jest to, ze juz za drugim razem moja kurtka sie zawinela w ta lina i po takich dramatycznych przezyciach, kiedy zjechalem ze stoku odrazu oznajmilem rodzicom ze jade na duzy stok, na ktorym jest orczyk. I tak sie zaczelo :)
Moje pierwsze kroki na nartach odbyły się na Gubałówce,
Ach, Gubalowka. Zawsze mysl o niej przywoluje we mnie mile wspomnienia z wczesnej mlodosci. Jesli juz to pisalem i sie powtarzam, przepraszam, nie czytajcie. W dziecinstwie bardzo duzo jezdzilem na Gaubalowce. Swietnie pamietam tydzien ferii szkolnych spedzonych z rodzicami w goralskiej chalupie na samiuckiej gorze. Byl rok 1968, zblizal sie powoli koniec Gomolki, ale mysmy tego oczywiscie nie wiedzieli. Piekna, sniezna zima, lekki mroz, sporo sniegu, duzo slonca. A to wszystko juz w grudniu, bo wlasnie wtedy, w okresie Swiat Bozego Narodzenia, szkoly oglaszaly 2-tygodniowe ferie. Mieszkalismy w starej, drewnianej goralskiej chacie, gdzie w pokoiku goralka codzienie zapalala w piecu. Z radia dochodzil spiew Cliffa Richarda (pamieta go ktos jeszcze?) i jego "Spanish eyes", w piecu wesolo buzowal ogien, na zewnatrz trzaskal lekki mrozik, a w dole rozblyskiwaly swiatla Zakopanego.
W dzien pedzlowalo sie gor-dol. Na gornej polanie dzialala co prawda wyrwiraczka, ale zabranie sie na wyciag bez zniszczenia rekawiczki, nie mowiac o powazniejszych skutkach, graniczylo z cudem. Charakterystyczny mostek w polowie trasy byl wowczas jeszcze nie osloniety i czesto dochodzilo tam do wypadkow. Ale prawdziwa orgia zaczynala sie za mostkiem, gdzie warunki panowaly czysto lodowe. Narty byly jakie byly, przewaznie tepe. Cala sztuka polegala na tym, by zmiescic sie w lewy skret wyprowadzajacy na szeroka i latwo polanke. Komu sie nie udawalo, ten ladowal na pobliskich drzewach. I tak sie wtedy jezdzilo na Gubalowce.
Mój pierwszy raz to styczeń tego roku w Sobótce pod Wrocławiem.Stok prawie płaski,a wtedy wydawał się prawie pionowy.Nie pamiętam,ile razy leżalem.Dobrze,że nie było tam prawie ludzi.Następnego dnia bylo już całkiem dobrze.
Moj pierwszy raz to na Gorze Cmentarnej w Gorlicach gdzie dawniej był wyciąg, a pozniej Sękowa, Młastów itd.
Jako świeżutki forumowicz przede wszystkim witam wszystkich serdecznie :) Mój pierwszy narciarski raz był prawie 30 lat temu. Górka koło domu, narty "hand made", sprężynowe wiązania. Później były już jakieś Polsporty. Coraz większe górki koło domu. Jeszcze później ciągle Polsporty (Regle 24) i ciągle wiązania sprężynowe, z zazdrością patrzyło się na tych, którzy mieli zamontowane wiązania gamma, że o Beta nie wspomnę i prawdziwe buty narciarskie. A potem była dłuuuuuuuuga przerwa i wreszcie końcem zeszłego sezonu pojechałem do Zakopanego, wypożyczyłem narty, zapłaciłem instruktorowi za godzinę lekcji, zdziwiłem się, kiedy po 2 zjazdach po oślej łączce powiedział, że to już nie ma sensu i idziemy na poważniejszą górkę. Nawet się nie przejął, kiedy ze strachem w oczach zapytałem, czy jest tego absolutnie pewien. O dziwo pierwszy upadek zaliczyłem drugiego dnia :). No i że tak powiem - wessały mnie te narty :)
Prawie jota w jotę podobnie do mnie, tyle, że ja zaczynałem jakieś 27 lat temu(mniej więcej 7 lat miałem), Regle 16 z wypożyczalni, "narciary" startszego brata wypchane w czubkach gazetami, bo były mi za duże, górki mniejsze niedaleko domu i troszkę później większe koło domu mojej babci w Rozalinowie, potem regle 24 z wypożyczalni, aż w końcu zakup Regli28 i butów biegowo-zjazdowych (niektórzy je pamiętają), oczywiście wszystkie polsporty na sprężynowych, linkowych wiązaniach. Potem j.w. dłuuuuuuuga przerwa, i dwa sezony temu drugi początek narciarstwa, ale teraz już w prawdziwych górach, na Velkiej Racy, pierwszy zjazd, upadek i... skręcone kolano (shit!!!), przerwa 4 miesiące i jeden 3 dniowy wiosenny wypad na Velkej Racy. W zeszłym sezonie już około 30 dni na stoku!!! A w tym, mam nadzieję, że tak samo, albo i więcej!!!! Żeby tylko, kurde, jakiś śnieg w końcu spadł!!!
Mój pierwszy raz był na pobliskiej górce niedaleko domu na plastikowych nartach w normalnych butach...wiązania coś a'la sprężynowe.Od jakichś 3-4 lat wziąłem się konkretnie za narty :) I tak pozostało do dziś , i nie zamierzam tego zmieniać :D
Mój pierwszy raz był na pobliskiej górce niedaleko domu na plastikowych nartach w normalnych butach...wiązania coś a'la sprężynowe.Od jakichś 3-4 lat wziąłem się konkretnie za narty :) I tak pozostało do dziś , i nie zamierzam tego zmieniać :D
No, masz ten plus, że ci stary może sponsorować twoje narciarstwo. Kiedy my zaczynaliśmy, nie było jeszcze tylu ośrodków, a na te które były jeździły "elity" i naszych starych nie było stać na wyjazd na narty. Ot, zamierzchłe czasy!!! Chociaż nie oddałbym ani chwili wspomnień z narciarskich przygód na moich kochanych, rodzinnych górkach!!!:) :) :) :) :) :) :)
Prawie jota w jotę podobnie do mnie, tyle, że ja zaczynałem jakieś 27 lat temu(mniej więcej 7 lat miałem), Regle 16 z wypożyczalni, "narciary" startszego brata wypchane w czubkach gazetami, bo były mi za duże, górki mniejsze niedaleko domu i troszkę później większe koło domu mojej babci w Rozalinowie, potem regle 24 z wypożyczalni, aż w końcu zakup Regli28 i butów biegowo-zjazdowych (niektórzy je pamiętają), oczywiście wszystkie polsporty na sprężynowych, linkowych wiązaniach. Potem j.w. dłuuuuuuuga przerwa, i dwa sezony temu drugi początek narciarstwa, ale teraz już w prawdziwych górach, na Velkiej Racy, pierwszy zjazd, upadek i... skręcone kolano (shit!!!), przerwa 4 miesiące i jeden 3 dniowy wiosenny wypad na Velkej Racy. W zeszłym sezonie już około 30 dni na stoku!!! A w tym, mam nadzieję, że tak samo, albo i więcej!!!! Żeby tylko, kurde, jakiś śnieg w końcu spadł!!!
Możnaby zaśpiewać z Połomskim bodajże - to były piękne dni :). Zupełnie inne podejście do narciarstwa, niż teraz. Z kolegami robiło się za ratraki, nie mieliśmy wyciągów pod nosem, a mimo wszystko była kupa zabawy. Teraz jest zdecydowanie lepiej i dobrze. W tygodniu mogę sobie wyskoczyć wieczorem po pracy do Paczółtowic (choć Forumowicze psioczą na to miejsce), odreagować i cieszyć się jazdą, a nie męczyć się podchodzeniem pod górę :) A tak na marginesie, to te Regle 24 mam do dziś. Tylko gdzieś mi wcięło jedną sprężynę... psia mać :) Pozdrawiam
Yanosik i Zureq – macie rację, to były naprawdę piękne dni. Przypływ wspomnień – sory. :)
Mój początek był w czasach kiedy jeszcze na księdza wołałem zorro :p i było to na osiedlowej górce. Następnie długa przerwa aż kolega mnie namówił abym spróbował i pożyczyłem narty od znajomego i pojechałem na Nową Osadę w Wiśle no i tak mi zostało do tygodnia czasu miałem już swoje narty, buty itp.:D
mój pierwszy raz na natrach to górka w poblizu domu, 15lat temu narty czerwone plastikowe z sprężynką z tyłu, a tak juz powazniej to w szczyrku na polsportach pomarańczowych:p
ja pamietam to bardzo dobrze, pojechalem jeszcze wtedy z narzeczona do szklarskiej na wypad sylwestrowy, byle wtedy przepiekna zima, sniegu napadalo tyle ze przez tydzien pociagi nie dojezdzaly z Jeleniej,wspaniale warunki narciarskie.spacerowanie po tych dwoch nudnych wodospadach nam sie znudzilo wiec narzeczona wpadla na pomysl zeby porzyczyc sanki,mowi bedzie fajnie :) ,ale w wypozyczalni spytalismy sie o narty i stwierdzilismy ze skoro 20pln za caly komplet na dzien sobie zycza no to chyba jest to tak jakby za darmo, wiec po pozyczeniu nart wyszlismy na droge poszukac jakiejs plaskiej gorki :) wtedy mozna bylo korzystac z kadego stoku i kazdej oslej laczki bo byla doslowanie masa sniegu, ludzie jezdzili wszedzie i na wszystkim, pomeczylismy sie tak do wieczora i cali poobijanie poszlismy spac z nadzieja ze na drugi dzien zaliczymy szrenice :) i tak sie stalo moi drodzy, lolobrygida przez chyba godzine ,ale zjechalismy :) po powrocie do domu kupilismy sobie sprzet a gieldzie i teraz nie ma zimy bez nart :) pozdrawiam
Ja na antałówce stawiałam pierwsze kroki. Na samym początku wywróciłam sie na orczyku i zamiast zjechac na bok wstalam i zeczęłam tylem sunąc w dól zbierając paru ludzi z orczyka po drodze. Smiałam sie do rozpuchu do puki pan z obsługi na mnie wsiadł krzycząc strasznie. Jednak los jest słodki, bo za trzecim razem chcac nie chcąc wjechałam centralnie w niego :) mam nadzieję że bolało ;)
Mój pierwszy raz był w Kamienicy, prawie 3 lata temu na obozie narciarskim-7 dni jazdy z instruktorem! To było to, na samym początku nabrałem dobrych nawyków i dalej było już tylko z górki, złapałem bakcyla i w tym roku już mam cały sprzęt swój, czekam tylko na śnieg!!!:rolleyes:
u mnie to było z 15 lat temu.., chyba .. :) na jakiejś polance niedaleko Nosala... . Nawet zostało to uwiecznione na zdjęciach.. - gdzieś je mam pewnie :D :D :D - jeżeli kogoś to interesuje - mogę poszukać i zeskanować... ;) - no było wesoło ... - tylko nie dla mnie :D
MNoje bedą w tym roku.. i juz się boję;)
Pierwszy raz zjeżdżałem w Rąblowie (koło lublina), lecz tam 3/10 zjazdów udało mi sie zjechać bez żadnej wywrotki. A tak naprawdę nauczyłem się jeździć w Szczawie. Nauczył mnie jeździć mojego kolegi ojciec z pochodzenia góral ;)
jeżeli kogoś to interesuje - mogę poszukać i zeskanować
Jak najbardzej. Jak zrobsz skany to wrzuć do galerii.
MNoje bedą w tym roku.. i juz się boję
Nie ma czego, tylko nie wybieraj za trudnych tras. Jak załapiesz bakcyla to już się od nart się nie opędzisz i każdej wiosny będziesz marzył o śniegu.
maaasa śnegu, zimno, ferie z rodzinką w górach. Szklarska Poręba od małego kręciła mnie jazda na nartach, moim marzenieł było się tego nauczyć:] i udało się. Początki były trudne. Uczyłam sie na stoku. Kilka razy chciałm sobie powiedzieć: 'to nie dla mnie' albo 'nigdy więcej na narty', lecz motywacja i ogromna chcęc nauczenia się wygrała! :D Po kilkunastu zjazdach i upadkach pod czujnym okiem instruktora dałam rade :) byłam bardzo szczęśliwa, chyba najszęśliwsza na ziemi:) Jak już opanowałam jazdę to zaczeły się problemy z wyciagiem :P bo nie wiedziałam co i jak :D po 10 metrach upadłam <lol> dopiero za 3 razem udało mi się do konca dojechac;] i od tej pory mam to opanowane :))
aaj. zapomniełam dodać że od tego dnia jestem zakochana w nartaach:p i jak narty oda mi się świetnie opanować to podejme sie nauki snowboardu :D ale to chyba w dalekiej przysłosci ;d yym. moze nie tak dalekiej, a gdzies za 2-3 lata, bo mieszkam nad morzem i tylko dwa razy roku bywam w gorach :( w kazde lato i w kazdą zimę..
pzdr *: myyszka
U mnie to bylo mniej wiecej tak: jakies 12 lat temu pojechalam na oboz narciarski. Jako jedyna nie umialam jezdzic. Poszlismy pierwszego dnia na laczke ( ktora wtedy wydawala mi sie baaaaaaaaaardzo stroma gora). Okazalo sie,ze jako jedyna z 20 obozowiczów nie mialam nigdy do czynienia z nartami. Wlozylam nartki na nogi i ...zjechalam tylem do lasu. Instruktor przejal sie moim brakiem umiejetnosci i poswiecil mi ok 4-5 dni na gruntowna nauke. Potem juz sama smigalam i bardzo mi sie to podobalo:)
Moja przygoda narciarska rozpoczeła się na stoku we Wieżycy (woj. pomorskie).
Stok jest idealny dla nowicjuszy - łatwa trasa, niezbyt długa.
Znajomy mnie namówił bym spróbował i do dziś mu za to dziękuję :) Po ok 1h "zjeżdzania" na oślej łączce przerzuciłem się już na ten właściwy stok. Oczywiście była to jazda pługiem :D Tam zaliczyłem swoje pierwsze kroki narciarskie i pierwszy upadek na orczyku :P
Czekam aż będzie przez chociaż 2 dni temperatura -5 stopni, by mogli użyć tam armatek... stok jest troszke za mały dla tych co już sobie dobrze radzą z jazdą na dechach, ale my mieszkańcy Trójmiasta i okolic musimy się tym zadowolić...
Moje pierwsze kroki stawiałem pod okiem znajomego rodziny... Stok w Tumlinie (pod Kielcami)... Na nogach długie, proste sztachety firmy Elan... Płużenie... Zakręcanie pługiem... Zjeżdżałem z oślej łączki ale było mi mało więc zdejmowałem narty, zarzucałem na ramię i pod górkę... o jeden słup wyciągu wyżej... aż dotarłem do lasu... bez wywrotki i wogóle. W końcu stwierdziłem żem gotowy na stok. Pierwszy raz na talerzyku - o dziwo bez wywrotki. Stanąłem na stoku... Troszkę się stromo wydawało. Ale co tam. Pusto było więc JAZDA!! I.... SRU!! Zanim zjechałem zaliczyłem 6 gleb... ale to mnie zmotywowało do kupienia nart i potem już było cooooraz lepiej :D
THE END:D
Mój pierwszy raz pomijając plastykowe narty na górce na osiedlu to było na suchej dolinie w Kosarzyskach :D miałem 3,5 roku i cały czas beczałem ale było warto :d kocham to
Nauczyłem się jeżdzić mająć 52 lata i bardzo się cieszę że spełniło się moje marzenie, miałem narty na nogach w dzieciństwie (po niemieckie) i to pewnie dlatego mnie ciągneło do tego aby się nauczyć, myślę że trochę pojerzdżę sobie bo bardzo mi się podaoba na stoku i w górach. Uczyłem się w Czechosłowacji na Słowacji i w Kotlinie Kłodzkiej. Pozdrawiam i do zobaczenia na stoku.
miałem polsporty dł ok. 100cm - drewniane. Jak namokły mokrym śniegiem, to były tak ciężkie, że musiałem je ciągnąć za sobą. Niestety nie zachowały się w zbiorach pamiątek!
Jakies 10 lat temu, po 40 tce. Nie bylo sniegu na biegowki - Les Orres Alpy Poludniowe Francja (na biegowki tam slabo ale mielismy duzy dom od znajomych) i po dlugim namysle zjechalismy z Kasia (zona) do Gap i kupilismy bagaznik super-technicznych ciuchow, wynajelismy narty, krasnala z naszywka ESF i fruuu na stok. Krasnal kijki zaraz zabral, narty kazal inne wziac i kurwingu uczyc zaczal. Spodobalo sie strasznie bo, wyobrazcie sobie, podbiegow nie ma! Zostalismy tydzien dluzej. W rok pozniej pojechalismy na 3 tyg do Szklarskiej, wynajelismy zoltego krasnala na 4godz dziennie i kurwingowalismy ze hej na Loli, Sniezynce, na Hali a w ostatnim tygodniu na zlodowacialym FISie - Puchatka to tylem :) . Kombinezony do biegania darmo chetnie oddamy :) :cool:
Poniewaz wówczas mieszkałem w Bydgoszczy pierwsze swoje kroki na deskach stawiałem na stoku w Myślęcinku. I tam tez spędzam większośc wolnych chwil w zimie. A w czasie ferii wielkie szaleństwo na Słowacji. Pozdrawiam wszystkich oczekujących na ŚNIEG:p
Poniewaz wówczas mieszkałem w Bydgoszczy pierwsze swoje kroki na deskach stawiałem na stoku w Myślęcinku. I tam tez spędzam większośc wolnych chwil w zimie. A w czasie ferii wielkie szaleństwo na Słowacji. Pozdrawiam wszystkich oczekujących na ŚNIEG:p
Jeśli chcesz spróbować czegoś nowego, to w czasie między wyjazdami w góry, zapraszam do Żnina na ekscytującą jazdę na nartach z kite'm!!! Próbuję stworzyć team, więc każdy chętny mile widziany!!!:) :) :)
A w góry to tylko Velka Raca!!!! :D :D :D :D :D :D
Moj pierwszy raz na stoku byl fatalny!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Wjechalam pod wyciag narciarski, skad wyciagal mnie jakis goral:D Porazka!!!!!!!! Ale teraz mozna sie z tego smiac! A do tego mialam wtedy na sobie jakies stare jeansy i zwykla kurtke, zero profesjonalizmu, ale teraz sie wiele zmienilo juz radze sobie na stoku bardzo dobrze i mam fajowel, cieplutkie ciuszki 4 Funa - Jupi:D :D :D :D pozdrówka dla wszystkich narciarzy i snowboarderow.
Po moim pierwszym dniu mówiłem sobie, że już nigdy tych desek do nóg nie przypne... Nie minęło 15 godzin ;) Co by tu mówić... Szczyrk. Zjechałęm 10 razy na oślaku mówiąc do siebie - już potrafie jeździć więc mogę jechać na skrzyczne. Resztę bajki możecie sobie sami dopisać kiedy przed sobą miałem 1500 m trasy z wielkimi muldami. 2 dni później, spadłem z orczyka, przeszedłem przez las i trafiłem na czerwony szlak. :) :D Jednym słowem, w szczyrku dostałem taką lekcję, że teraz marzę o takich stokach z metrowymi muldami i dzikimi zakręami. :D Miło wspominam ten czas.
Jeśli chcesz spróbować czegoś nowego, to w czasie między wyjazdami w góry, zapraszam do Żnina na ekscytującą jazdę na nartach z kite'm!!! Próbuję stworzyć team, więc każdy chętny mile widziany!!!:) :) :)
A w góry to tylko Velka Raca!!!! :D :D :D :D :D :D
:rolleyes: A na czym miałoby to polegac????
:rolleyes: A na czym miałoby to polegac????
"Spadochron" + (narty) lub (deska) = dobra zabawa.
"Spadochron" + (narty) lub (deska) = dobra zabawa.
No nie strasz jej tym spadochronem. Sam sie przymierzam do tego, mam już nawet latawiec, tylko śniegu coś małowato.
Mój pierwszy raz na nartach ( HEAD 190 cm.) był na bocznej zaśnieżonej ulicy prowadzącej lekko w dół niedaleko mojego domu, było to sezon 99/00. Za wyciąg robił mój tata :) Kilka zjazdów, raczej na wprost.
Rok później już na Białym Krzyżu pierwsza jazda z instruktorem, kilka upadków, jeden wjazd w płot ( o mało co nart nie złamałem ), kilka upadków z wyciągu. A potem powoli, ale coraz lepiej. :D
Moj pierwszy sezon to był 2003/2004. Pierwszy wyjazd do Zawoi na Czatoży. Na początku jazda wyciągiem sprawiała mi więcej trudności niż jazda a nawet skręty. Uczyłam się sama i nawet sobie już dobrze radzę. ;) ;) ;) :) :) :)
Bardzo dobrze pamietam moj pierwszy raz. Bylo to w Kasinie Wielkiej rok temu. Zalozylam narty, ale nawet ustac w nich nie potrafilam (bylam zrezygnowana).Moj chlipak w miedzyczasie jezdzil na desce a ja uparlam sie, ze musze sie nauczyc i juz po godzinie dobrze sobie radzilam. Spodobalo mi sie i tak zostalo do dzis! :)
Pierwszy raz to była jakaś ośla łączka na obozie narciarskim w (jeszcze) Czechosłowacji . Ponieważ udało mi się cudem skręcic więc jakiś osiol zakwalifikował mnie do grupy średniozaawansowanej . Efekt :dwa dni poźniej byłem na Strybskim Plesie a po trzech następnych na szczycie Łomnicy . Uwierzcie mi : TO BYŁ HARDCORE PIERWSZEJ WODY !! Ale jakoś mnie to nie zniechęciło , zapewne wg. zasady : co nas nie zabije to nas wzmocni ;) :D ;)
zaczynałem na pięknych plastikowych polsportach - takie niebieskie, chyba jakiś metr długości :D - Tata zabierał nas na górkę w pobliskim ogródku jordanowskim :D - teraz sięga mi pod brodę, ale wtedy to była wielka góra :D potem były pierwsze fishery i bukowina tatrzańska, a od 2 klasy podstawówki - pierwsze wypady do czech :) mało jeździłem w polskich górach :/ bardzo mało :/
Małe Skrzyczne, zielona trasa. mialam 5 lat i na pierwszy raz cale trzy zjazdy :D i dalej pamietam jaka bylam z siebie dumna kiedy jakis rok pożniej zjechalam cala te trase bez wywrotki, a nawet bez zatrzymania :D
Karpacz '77r.
Czyrna: ośla łączka - tydzień temu... Spodobało mi się :-)
To było gdzieś w Bukowinie Tatrzańskiej. NIe za duzo pamiętam, bo działo się to daaawno temu, a ja wtedy miałem chyba 6 lat. No i carvingach nikt wtedy nie marzył ;-) Tam tez były pierwsze upadki, pierwsze wypięcia z wyciągu. Spodnie narciarskie natomiast po raz piewrszy rozwaliłem sobie dopiero w zeszłym roku w Spytkowicach. To zneczy nie rozwaliłem, tylko się w koku popruły :D
Naukę jazdy na nartach rozpocząłem na ..... Wielkej Krokwi :D Narty wyporzyczone, nie pamiętam jakie, spodnie - jeansy :) Po paru upadkach z odpięciem obydwu nart, nauczyłem się zjeżdżać po prostej, a nawet zacząłem hamować "pługiem" :]
a ja w poroninie (k. zakopanego).. dokladnie niewiem na jakim stoku bo to bylo dosc dawno ;p. 6 lat temu.
Zbyt zaawansowanym narciarzem nie jestem a swoje pierwsze kroki na nartach stawiałem w zeszłym roku w Wiśle na stoku SIGLANY. Parę zjazdów z oślej łączki no i SRU na drugi stok. Z racji że jazda na orczyku sprawiała mi troszkę problemów to kilkukrotnie musiałem salwować się upadkiem bo wjazd do równych nie należał. Na następny dzień i następne wyzwania. Nowa osada była moim kolejnym celem. Tam też uskuteczniałem kaleczenie tego sportu, ale szło mi to już lepiej niż w poprzednim dniu. Następną moją przygodą na nartach był wyjazd na Słowację (Wielka Racza). Mój pierwszy zjazd do najbardziej okazałych nie należał ponieważ nierozważnie skierowałem się na czerwony stok. Tam górka, która jak na moje niewielkie umiejętności była dla mnie jak upadek w przepaść. Z 15 minut pokonywałem tylko ten jeden krótki odcinek. Później odkrywaliśmy resztę tego kompleksu narciarskiego i jakoś dawałem sobie rady. W tym roku niestety jeszcze nie miałem okazji żeby pośmigać. Szkoda bo we wrześniu kupiłem sobie nowe narty i nie miałem okazji żeby je wypróbować. Pozdrawiam wszystkich
Witam, ja pierwszy raz miałam nartki na nogach w Sylwestra 2006, w Wiśle na Stożku ... koszmar, narty nie chciały mnie słuchać, robiły co chciały, więcej leżałam niż jeździłam. Bałam się iść na wyciąg więc wdrapywałam się z nartami na stok :eek: Ale w zeszły weekend byłam na 3 dni w Zieleńcu i już całkiem dobrze mi idzie. Zakochałam się po uszy ;)
Moje pierwsze doświadczenia na nartach to Łysa Góra- Dziwiszów. Miałam nos zabity śniegiem i czapkę na bakier. koledzy śmiali się, że to JETI nawiedził stok.Później Puchatek - Szklarska Poręba, Czechy (Spindlerowy Mlyn, Tanvaldski Spicak) a w tym sezonie Region Dachstein Schladming Tauern- Austria. Nigdy nie wierzyłam, że kiedyś dołączę do grona tych tak pięknie jeżdżących, patrzyłam na nich z podziwem. Teraz (po 6 latach) radzę sobie dobrze jednak mam zawsze respekt do gór. Dodam jeszcze, że szanuję ludzi uczących się . Każdy z Was SUPER NARCIARZY był kiedyś JETI.
Fajnie napisałas o tym,że każdy kiedyś bł poczatkujący . Mam nadzieję , że ja też będę kiedyś dobrze jeżdzić . Dzięki . Cześć
Bylem we wczesnej podstawowce kiedy rodzice na sile wyslali mnie na zimowisko Harcerskie. Wyposazony w wielkiej mocy narty "Polsport Tricore" z wiazaniami marki ELAN i skorzanymi butami ruszylem z instruktorem najpierw na przyschroniskowa gorke, pozniej hmmz bodaj w zawoi przezylem swoj pierwszy wyjazd na orczyku, co dziwne wylozylem sie dopiero na 4 wyjedzie, pozniej juz poszlo z gorki :)
Pierwsze kroki? hmm...w Tyliczu, dwa tygodnie temu.. Najpierw na oślej łączce, potem ośla łączka popłynęła i wywieźli nas na TOP-SKI, wtedy myśłałam że to duuuża góra(tam też pierwszy raz sie wywaliłam), ale jak TOP-SKI tez już troche popłynął to pojechaliśmy na ..Jaworzyne.. Nie chciałam wysiąść z samochodu, ale potem, jak już raz z całej "górki"zjechałam to było cudownie i nie chciałam wracać do domu, ale niestety wszystko co fajne szybko się kończy :(
Wolałabym nie pamiętać. To było w Szklarskiej, na oslej przy hotelu Bornit. 4 lata temu, wsiadłam na swoje nowiutkie samojeżdżace nartki, jakoś doczłapałam do orczyka i próbując się zaczepić skończyłam w ...lesie 100 m niżej. I tak jeszcze kilka razy. To był mój pierwszy raz, i od razu poza trasą!To, że w końcu trochę pojęłam, to chyba jakiś cud. A potem coraz lepiej i łatwiej!
Witam fanów narciarstwa, a może zainteresuje Was taki temat jak życiorys , każdy z nas opowie o sobie jak zaczynał przygodę z deskami. Bo ja to tak zwyczajnie mieszkam w górach, za oknami góry, wiec hańba i wstyd nie jeździć na nartach, a wszędzie daleko, zimy tu srogie więc prościej na nartach się poruszać niż innym środkiem transportu :) Mam 27 lat, jeżdżę od 23, a czy dobrze? - człowiek całe życie uczy się czegoś nowego . Pozdrawiam fanów.
Ja doskonale pamietam swoję pierwsze kroki na nartach, była to Milówka jakiś malutki stoczeka ale pierwszego dnia zaliczyłem ze 100 upadków:) później było już tylko lepiej
Witam Stałem w pełnym rynsztunku na niewielkim stoku chyba w Karpaczu albo w Szklarskiej. Jakieś 100 ode mnie była dolna stacja jakiegoś orczyka. Ludzie zjeżdżali do wyciągu, stali chwilę w kolejce a póxniej szybko wppinali się i rozmaiwając jechali do góry. Wtedy dla mnie to byli poprostu bogowie. Ale jakoś się póxniej nauczyłem i każdy komu się spodoba się nauczy napewno. Pozdrawiam
Pierwsze kroki - Karpacz. Była cudowna zima , piekne widoki, wyprawa do Harrachowa w bajkowej scenerii. Złapalismy bakcyla i tak trwa to do dzis. Pozdrawiam
To było 28 lat temu, Gubałówka, jako nauczyciel w roli głównej wystąpił mój Dziadek, żadnych oślich łączek - od razu z grubej rury... to co zapamiętałam najlepiej to przerażenie jakie czułam, gdy zostałam pchnięta z lekka na rozpęd i po parunastu metrach jazdy na krechę, wpadłam twarzą prosto w zaspę. Na szczęście zostałam w porę wyciągnięta, bo już zaczynałam się podduszać. I na otarcie łez dostałam całkiem niezły ochrzan... Tak sobie teraz myślę, że to chyba cud, że do nart, nie tylko się nie zraziłam, ale pokochałam je ponad normę...
Mój pierwszy raz był gdzieś około ćwierćwieku tem w Szklarskiej Porebie, góra, górka dobrze juz nie pamietam przy osrodku wczasowym Rzemieślnik. Pamiętam narty czerwone polsporty ze sprężynowymi zapieciami i skórzane buty z długimi nosami, wciętą podeszwą żeby sie to wszystko trzyamało. Zamista ski stopów rzemienie :D Potem była spora przerwa - bodajże do 93-94 roku - zaczęły się samodzielne wyjazdy ze znajomymi - Bukowina Tatrzańska - stoczki kończące sie wjazdem do strumyka; potem UFO przy Klinie i wtedy myślę że to się zaczęło naprawdę. Kolejne wyjazdy w sumie zawsze w te rejony. POtem Białka T. kiedy nie było jeszcze Kotelnicy tylko wyciag orczykowy na Banię; tam gdzie Kotelnica rosły jeszcze drzewa i jakieś krzaczory. Oh, piękne to były czasy jak sobie powspominam.
Swoją przygodę z nartami zacząłem w 1999 roku. Pierwszy raz narty na nogach miałem na warszawskim sztucznym stoku - w Parku Szczęśliwickim. Był to pamiętny wyczyn, bo jechałem bez instruktora. Z "pierwszego, najniższego poziomu" rozpędziłem się i to dosyć dobrze (nie specjalnie). Zatrzymałem się dopiero na końcu stoku efektowną, ale bolesną wywrotką. Od tej pory czasami pobolewa mnie kolano przy każdym wysiłku, ale po chwili odpoczynku przestaje. Od tej pory też przez około rok miałem przerwę z nartami. Ale jak tylko znowu mogłem, wsiadłem na narty i zacząłem znowu jeździć, tylko, że z instruktorem.
Szklarska Poręba wyciągi w ,, DOLINIE SZCZĘŚCIA ,, :)
2001 rok USA, wyciąg 20 metrowy :P
Ale tego nie zaliczam za bardzo do pierwszego razu więc od początku:
2004 rok Laskowa, pochwaliłem się kumplowi że umiem jezdzić iii od razu zmusili mnie do wyjechania (straaasznieee szybkim jak na pierwszy raz) wyciągiem (nie pamiętam ile tam ma trasa 500-600 metrów) ja patrze w dół i szczena mi opadła - przepaść . Tamci wytłumaczyli mi jakoś jak skręcać i pojechałem, efekt zjazd krechą przez cały stok(i głośne AAAAAAAAAAAAA!!!) i finisz (na szczęście) tylko na siatce ochronnej.a no i chwile wcześciej "usiadłem'' sobie na stkou to troche mnie zwolniło. Dużo się zmieniło od tamtego czasu.
Pozdrawiam
Zaczęłam jeździć jako dziecko, najpierw na zjazdówkach, drewnianych oczywiście, potem lata w klubie na biegówkach. Pamiętam Zieleniec w latach siedemdziesiatych, tylko my i grupa studentów z AWF,chybaWrocław. Cisza, spokój. Potem studia, biegówki w AZS, ale też zjazdówki ,bo na Pilsku trudno byłoby bez nich wytrzymać. Potem długa przerwa, wydawało mi się, że wszystko zapomniałam, ale 15 minut oślej łączki i znowu wszystko wróciło... Myślę,ze na karwingach mogą zaczynać naukę nawet ci, którym się to wcześniej nie śniło i dosyć " zaawansowani" wiekiem.
Mój pierwszy raz :)? Odbył się w Borowicach, na małym 'stoczku' narciarskim. O ile pamiętam, miał on chyba 200-300 metrów (MAX). Wszystko się zaczęło od tego, jak ktoś zaproponował, żebyśmy wypożyczyli narty. No to poszliśmy do wypożyczalni, starej marnej chatki, weszliśmy, a mnie złapało od razu ogromne podekscytowanie. Pan przywitał nas i zaczął dobierać nam buty narciarskie, przyszła pora na mnie. Wziął buty, następnie mi je dał, były dobre. No w końcu wyszliśmy na ten stok narciarski, zapieliśmy się i ruszyliśmy do wyciągu. Oczywiście, tata mnie trzymał, ponieważ nie wiedziałem, jak skręcać. Ruszyliśmy i po paru metrach gleba, strasznie zmarzłem, bo nie miałem rękawiczek. Dobra, zjechaliśmy, popróbowaliśmy jeszcze parę razy, ale w ogóle się nie udawało, no to tata nauczył mnie wchodzić po stoku. Tak więc uczyniłem, wreszcie po ogromnej mordędze, udało mi się wejść na samą górę. Zacząłem zjeżdżać, a ponieważ nie wiedziałem jak skręcać, jechałem na 'krechę', krzycząc na ludzi 'UWAGA!' O mały włos, a kogoś bym potrącił, potem już jestem prawie na końcu trasy, nie wiem co robić! Nie umiem skręcać, ale na szczęście natrafiłem na duży puch, przewróciłem sie i nic złego się nie stało. Potem, na następnym wyjeździe, wypożyczyli mi narty, załatwili instruktora i zacząłem jeździć, aż do zaawansowanych zjazdów po stromych stokach... ;)
Pozdrowienia! ;)
Dawno temu w Rzeczce koło Wałbrzycha. Tato mnie namówił. Od razu połknąłem bakcyla. Tego nie da się opisać:)
Nie pamiętam gdzie. Ale było ciężko za każdym razem jak chciałem zakręcić upadałem, miałem chyba 6 lat i było ciężko. W koncu mi się udało zakręcić. Ale pamiętam że była mgła i zimno. Następnym razem było już dużo lepiej. Rodzice jeżdzą na nartach więc całą rodzinką sie jeździło:).
Czas: Dzisiaj tj 2.01.2008 - na dobry początek roku:) Miejsce: Myślęcinek - Bydgoszcz Z świetnym instruktorem
Było świetnie! Bardzo mi się podobało. Instruktor powiedział, że tego czego się dziś nauczyłam, niektórzy uczą się przez dwa tygodnie. Jestem pewna, że przesadził, ale efekt tego co powiedział jest super, bo mam wielkie chęci do dalszej nauki. Było kilka upadków, ale na szczęście niegroźnych.
pozdrawiam serdecznie asia
Pierwsza klasa podstawowki, Zieleniec... A poczatki jak to zwykle, zawsze trudne, ale wiem jedno... warto bylo!!!!!!!!!
U mnie to było tak z 5-6 lat temu w Murzasichlu. Uczyłem się jeździć sam bez żadnego instruktora, tylko 1 osoba z tak 12 osobowej grupy umiała jeździć. Nie mogę zapomnieć mojego pierwszego uczucia po włożeniu nart: Ratunku jadę!!!
W Wiśle, na wczasach z rodzicami i bratem, byłam gdzieś w 5 klasie podstawówki, lata 80-te, ośrodek wczasowy w ramach turnusu chyba oferował naukę jazdy na nartach (może za jakąś drobną dopłatą, ale takimi rzeczami nie musiałam się wtedy zajmować) i jako, że nikt więcej z mojej rodziny nie miał ochoty się nauczyć, to ja miałam kilka godzin dziennie jazdy z intruktorem. Od razu mi się spodobało. A narty były niebieskie i bez skistopperów..... I nie było wyciągu i zasuwało się pod górkę na piechotkę. Ale miałam zacięcie, a moim dzieciom to się nawet na orczyku nie chce teraz jeździć...
Pierwszy zjazd w Zieleńcu(początek 2007). Buty niewygodne, narty dechy (sprzęt wojskowy :( ) no i gleba co raz przy zjeździe ale za to jaka frajda jak juz sie udało zjechać:) . W tym roku własny sprzęt zobaczymy jak będzie
Ćwierć wieku temu jako pięciolatek na plastikowych nartkach przypinanych plastikowymi paskami do bucików gdzieś w Wiśle... pamiętam tylko, że nartki były żółte. A jakieś poważniejsze zjazdy pare lat później na polsportach z wiązaniami gama, wtedy chyba na Kozińcu jeszcze była wyrwirączka a na Butorowym normalny stok zamiast chałup. I szaleńczy zjazd drogą z Kalatówek gdzie cudem uniknąłem wpadnięcia pod konia i sanie a za to zatrzymałem się na czarnoskórym dźeltemenie podchodzącym pod górę w białych adidasach (takie szczegóły człowiek po latach pamięta :))
norwegia(fillefjell). W amatorskiej kurtałce z nartami 200cm ( przy wzroscie 180cm - bylo ciezko). Zaliczylem chyba z 50 takich przewrotek ze nadawaloby sie do filmow kaskaderskich (dzieki bogu malo ludzi bylo na stoku) ale jak juz stanalem i zalapalem ocb bylo kozak nawet mialem czas obserwowac fiordy... a propos czarnych dzentelmenow to ja widzialem w calych bialych kombinezonach :P
okolice sylwestra 2006/2007 w Wierchomli, chyba ze 3 lekcje z instruktorem na oślej łączce Markówce, aż tak zle nie było, bo się specjalnie nie poobijałam, ale nogi miałam obolałe od buciorów z wypożyczalni...na trzeci dzień "zjechałam" pod eskortą mego lubego z Wierchomli I, i zajęło mi to...1,5h :D:D:D w sumie to zazdroszczę tym wszystkim maluchom śmigającym bez cienia lęku z góry na dół....w wieku 39lat nauka nie jest taka łatwa, niestety :D
ps. w tym roku było już znacznie lepiej, standartowe 15min na zjazd z Wierchomli I :)
Szrenica-Puchatek , miotało mną straszliwie -uff , jazda tyłem też była grana ;)
Zaczynałem kiedyś bardzo dawno koniec lat 70-tych temu na zwykłej oślej łączce, gdy założyłem narty była tragedia. Narty były drewniane a wiązania takie dziwne z linką z tyłu na obcas i z przodu narty taki zatrzask. Teraz gdy o tym pomyślę patrząc na dzisiejsze narty to wydaje mi się że to było 100 lat temu. Później miałem przerwę ze 25 lat i znowu zacząłem uczyć sie od początku. Było to w Zakopanem na wyciągu LIPKI.
Widze, ze wiekszosc zaczynala srednio kilkanascie lat temu... Hmm.. a ja..kilka dni temu :D w osrodku Hochkar, w Austrii. I tam wlasnie oszalalam na punkcie nart :) Bylo super, chociaz siniaki i obolale miesnie nie daja zapomniec o upadkach, to juz przygotowuje sie na kolejny wyjazd :D
Zaczynałem w Kielach na Telegrafie(do połowy stoku,płasko), było trudno.:D Dwa lata temu.
Dla mnie każdy wyjazd na stok jet jak "pierwszy raz".
Ćwierć wieku temu jako pięciolatek na plastikowych nartkach przypinanych plastikowymi paskami do bucików gdzieś w Wiśle... pamiętam tylko, że nartki były żółte.
No to mamy podobna historie swego pierwszego razu :) Ja zaczalem jezdzic w wieku 3 lat (pomiedzy nogami ojca :P ), bylo to w Karpaczu na wczasach FWP. Nartki rowniez mialem takie male, żółte i plastikowe, zapiecia byly tylko na skorzany pasek ktorym z 2 stron obwiazywalo sie buta. Kijki mialem drewniane... ojciec przepilowal miotle na pol, wystrugał koncowki, a z drugiej strony wyskrobal dzióre w kiju i przeplótł sznurkiem - mocowania na reke (jeszcze mam te stare zdjecia ;] ). A co do samego zjazdu to nie pamietam dokladnie czy byl to pierwszy zjazd ale w momencie kiedy wjezdzalem z ojcem orczykiem na gore (bylismy wyzej niz nizej), jakis facet stojacy przy orczyku powiedzial: "taki duzy chlopiec a jeszcze jezdzi z tatusiem ?!" W tym momencie musial mi wjechac powaznie na ambicje poniewaz chwile później wyrwalem sie ojcu z tego orczyka i rura na kreche na sam dol w tych żółtych plastikowych deskach. A o ile mnie pamiec nie myli to nie byla to taka zupelnie osla laczka... predkosc musialem miec bo pamietam ze kilka/kilkanascie razy nurkowalem doslownie glowa w sniegu (a wtedy zimy byly srogie, nie to co teraz).
Niekiedy sie dziwie ze tyle szczegółów pamietam z tamtych lat. No ale smialo mozna powiedziec ze zaczalem sie uczyc jezdzic na nartach zaraz po tym jak sie nauczylem chodzic :P
Jak w wieku 3 lat sie zarazilem tak do tej pory choruje i nie planuje zdrowiec :)
Płakałem ze trzy dni jak po którymś skoku (wtedy idolem był Bobak) złamałem sobie Regle. Kolega się ucieszył bo dostał potem ode mnie całe zapięcia. Ze sprężynami. :D
Muszę się pochwalić, ze mój pierwszy raz mial miejsce dzisiaj na stoku dla początkujących pod Wieżycą (dla tych, co z wielkimi górami mają do czynienia chodzi o najwyższe wzniesienie na Kaszubach). Stok niewysoki (większe pochylenie pokonuję na nogach codziennie).
Udało mi się nakłonić na jazdę także żonę. Wykorzystałem metodę "na zaskoczenie" (wierciłem jej w brzuchu sprawę nart od paru lat): chodź pojedziemy tylko zobaczyć, weźmiemy spodnie do torby tak na wszelki wypadek. Na miejscu zanim sie zorientowała juz mieliśmy instruktora na 2 godziny i byliśmy wyekwipowani. Nie bylo czasu na opór.... :-)
No i powiem wam, że jak na "pierwszy raz" w wieku 38lat (ja) to czułem coraz bardziej, że "to jest to" po każdym kolejnym zjeździe.
Moja żona jeszcze nie przekonana i zestresowana, ale też widzę, że dumna z siebie. Ale pierwszy krok został zrobiony. Instruktor to jest to. Całkiem inaczej psychicznie do tego podchodziła "przed" i pod opieką osoby fachowej.
Podsumowując, nic wielkiego dla mas, ale coś fajnego dla jednostki.
Przy okazji mam pytanie do fachowców. Żona ma problem z barkiem i jej strach przed nartami to w dużej mierze strach przed ew. upadkiem na ten bark i kontuzją przy jakimś szarpnięciu. Jest jakiś patent na ochronę przed tym? Ktoś tak ma i sobie radzi?
pozdrawiam Gorath
Ehh, pierwszy raz :) Moja historia "lapania bakcyla" to w ogole smieszna jest: zaczynalam na osiedlowej gorce na drewnianych nartach (recznie rzezbionych ze skorzanym zapieciem), a potem na takich niebieskich ze sprezyna :D Ale to nie bylo takie prawdziwe narciarstwo, bo wiecej sie wchodzilo niz zjezdzalo:) Pewnego dnia postanowilam pojechac na wyciag (bylo to w podstawowce, moze jakas 5ta klasa), namowilam tate (on nie jezdzil) , zapakowalam moje buty (juz plastikowe), zielone polsporty i pojechalismy. Na miejscu okazalo sie, ze wyciag nie dziala, wiec jak juz dojechalam to postanowilam podejsc pod gore i zjechac... wdrapalam sie na sama gore (jakies 300 m, trasa chyba czerwona) i zupelnie nie umiejac skrecac zaczelam jechac (jakos to bedzie ;) ) warunki byly kiepskie, wiec od razu narty zapadly mi sie w snieg i nie bylo opcji skrecic (bo nie umialam, to jak mialam skrecic :confused:), oczywiscie nie wiedzialam tez, ze przewraca sie na bok, a sytuacja doszla do momentu: albo sie przewroce, albo walne w drzewo :eek:. Pierwsza opcja wydala mi sie zdecydowanie bardziej odpowiednia, wiec wykonalam cos w rodzaju rzutu do przodu (jak przy skoku na glowke), zaliczylam glebe, a z pamiatek zostalo mi bolace kolano i zlamana narta :D (dobrze, ze skonczylo sie tylko tak, bo moglo byc znacznie gorzej:o). Nastepne kilka "sezonow" to byly wyjazdy z bratem, glownie na czarne i czerwone trasy (srednio jeden dzien w sezonie) i zjazdy typu: "radz sobie sama i do zobaczenia na dole" - nauczylam sie skrecac w lewo, a kazdy skret w prawo konczyl sie upadkiem chyba, ze mialam juz taka predkosc, ze balam sie przewrocic, co konczylo sie zjazdem na kreche :o. Do tej pory zastanawiam sie jak ja sie nie zabilam, nie zrobilam nic sobie ani innym i nie zniechecilam sie do nart. (Bylo to jakos w podstawowce, wiec nie wiedzialam za bardzo, ze istnieja niebieskie trasy, a bardzo chcialam sie nauczyc). Nastepnie (w liceum) byl dwudniowy wyjazd w Krompachy, gdzie z duma stwierdzilam, ze umiem jezdzic! Jak to zobaczyla moja kumpela (od dziecka na nartach, robila wtedy demonstratora) to padla z wrazenia i stwierdzila, ze ona mnie musi nauczyc, bo zal jej bylo na mnie patrzec. No i nauczyla, w 2 dni, na tyle duzo, ze po dwoch latach pojechalam na swoj pierwszy "powazny" wyjazd z instruktorem do Szczyrku i wyladowalam... w pierwszej, czyli najlepszej grupie (z ludzmi jezdzacymi po kilkanascie lat):confused:. Na poczatku bylo tragicznie, ale po 4. dniach mniej wiecej dorownalam im poziomem (oczywiscie nadal mi brakuje objezdzenia:() zaliczajac tysiace upadkow i innych przygod-nawet instruktor powiedzial, ze "co jak co, ale przewracac to Ty sie umiesz" (w koncu lata praktyki:cool:), a potem to juz byla tylko bajka, ktora trwa nadal i mam nadzieje, ze nigdy sie nie skonczy :D Teraz ja czekam na brata, bo jezdze lepiej od niego i wszystkim daje dobra rade: ZACZYNAJCIE Z INSTRUKTOREM, albo przynajmniej kims, kto umie i Wam pokaze, zaoszczedzi to Wam duzo stresu, nerwow i siniakow! Do zobaczenia na stokach!!!
Tak naprawdę to uśmiechnąłem się czytając temat tej dyskusji gdyż, ….no każdy wie. A jak nie wie no to trudno. Narty… Pierwsze narty, jakie zarejestrował mój małaogówniarski umysł były w 6 albo 7 roku życia – mojego, czyli w czasach, kiedy na stokach królowali Franz Klamer i Ingemar Stenmark. Narty … . Chciałem napisać, że to górnolotna nazwa dla tego czegoś, co tylko z kształtu przypominało dzisiejsze „deski”, ale trzeba, przyznać to były prawdziwe narty. Może i żaden tam kompozyt, włókno szklane, węglowe, tytan czy inna kosmiczna technologia rodem z NASA. Proste, seledynowo-błękitne, z wiązaniami marki „skórzane paski” przymocowane wkrętami do drewnianych dech. Niestety szybko mnie rozczarowały. Pierwsza próba zjazdu z górki (kupa kompostu ~1,5m) zakończyła się awarią. Narty wjechały pod śnieg i przy próbie wyciągnięcia ich wyszły tylko wiązania przymocowane do moich butów. Nie ma, co wróciłem do domu w rakach, deski odnalazł tata następnego dnia (dzięki tato). Narty też naprawił przykręcając tymi samymi wkrętami „wiązania”. Niestety po jeszcze kilku podobnych awariach porzuciłem ten sport. Aż nastały lata osiemdziesiąte stan wojenny, ble ble ble. Znów zatęskniłem za narciarstwem. U dziadków odnalazłem narty mojego staruszka (nigdy nie przyznał się, że też próbował, aż do mojego odkrycia). Cóż to był za sprzęt! Te wspaniale wyprofilowane, smukłe i długie po horyzont narty zrobił ze swoim bratem (wzorowali się chyba na modelach z XIX w.). Drewno jesionowe, noski wygięte na gorąco parą wodną, wiązania ….hm no chyba brak, bo nie można nazwać dwóch blach przykręconych do dech wiązaniami. Ten zestaw do nóg mocowało się za pomocą zmyślnie poprzetykanych sznurków. Gdybym miał użyć dzisiejszego wymiarowania wyglądałoby to mniej więcej tak 200/200/200 L 220cm. Zjechałem, i pod górkę każdą z nich wnosiłem osobno. W tym czasie do sportu tego przekonał się też i mój kuzyn. Narty zostały poddane przeróbkom, troszkę je odciążyliśmy, skróciliśmy i tylko te nieszczęsne wiązania, nie mieliśmy na nie żadnego patentu. Tym niemniej służyły przez kilka sezonów i nie do zjazdu, ale do skoków! To cud, że żadnemu z nas nigdy na nich się nic nie stało. Była frajda a jakie emocje skoki 1m, 1,5 m oj się działo. I znów gdzieś po 1986 straciłem zapał, ale tym razem nie tylko nasze narty, ale i to gdzie jeździliśmy (skakaliśmy) miało znaczenie. Nie da się dobrze bawić nartami w miejscu gdzie w promieniu 100 km najwyższa górka ma 10 m. Nadszedł koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Zakopane, Gubałówka, sprzęt z wypożyczalni, (ale normalny - chyba). Na pytanie, co mam robić żeby jechać dostałem prostą odpowiedź, rób to, co ja i tak jak ja. „Zjechałem” ze szczytu na sam dół. Tak to się zaczynało, długo a nawet bardzo długo.... Jest fajnie.
To było dwa dni temu, Szrenica - Puchatek. Było suuper, średnio sześć upadków na zjazd, ale to jest to. Moja żona, też pierwszy raz, ale ona chyba juz miała narty w kołysce ;)
To było chyba z 3 lata temu w Myślęcinku, bardzo mile wspominam ten wypad, chociaż więcej siedziałem niż leżałem na stoku.:o
prasa i książki -40% ceny http://newshop.nexto.pl/
ja z rodzinką czyli mąż i 2 synusiów(niecałe 4 i 6 lat)staneliśmy pierwszy raz na stoku 6.01.08 w Zieleńcu. drugiego dnia wszyscy zjeżdżaliśmy z oślej łączki bez upadków, dzieci w towarzystwie instruktorki. Jeszcze długa droga przed nami ale bakcyla połkneliśmy.
Chwila prawdy? A więc pierwszy raz to Zakopane, no i Harenda, to byl szok, pierwszy dzień po swojemu- kilka, co ja mowię kilkadziesiąt upadkow,drugi dzien- już był orczyk i mała górka- jakoś poszło. Potem było juz coraz lepiej.
Ja mój pierwszy raz pamiętam kiepsko... :/ Lecz dosknale pamiętam mój długotrwały problemik... :D Nie potrafiłam wsiąść na orczyk... :/ Wiadomo, trzeba sobie było jakoś radzić... t.z. łapałam rękami orczyk, a on ciągnął mnie na góre oślej łączki... To było straszne, lecz czego nie robi się dla nartek ;P Pamiętam, że kiedy udało mi się samodzielnie dokonać tego niemożliweo cudu byłam z siebie bardzo dumna ;) Teraz, jak się pewnie domyślecie nie mam z tym problemu, ale tamte czasy zawsze warto powspominać ;) ;) ;) PoZdRaWiAm :D
najpierw dawno dawno temu... Były Regle 18 czerwone drewniane narty z metalowymi krawędziami i plastikowym ślizgiem, z wiązaniami Polsport na sprężynie , tej samej marki narciarki tzw wtedy buty narciarskie. Buty miały to do siebie że przy wywrotce delikwent wyskakiwał z butów i skarpetkach lub czasami bez gonił oddalający się sprzęt, było to jeszcze przed erą skistopów :-) pasków którymi się przypinało narty zawsze się bałem i nigdy ich nie zapinałem. Aż dziw że było to nie tak dawno w jakimś chyba 85-86 roku na pagórkach w okolicy domku. Później jakiś kolo powiedział ze nie koniecznie narciarstwo musi polegać na wielominutowym podchodzeniu i zjeździe między drzewami teraz nazywają to freeride :-). i tak trafiliśmy do Andrzejówki . Później były cudowne czasy nart z szaflar wyginających się (tylko raz) rozklejających się (zawsze) i pękających butów Kasprowe (czasami) :-)
Pozdrawiam
Pierwszego razu nie pamiętam niestety, miałem wtedy 3 latka (tydzień we Włoszech), drugiego też nie (4). Wspomnienia zaczynają się dopiero od 5. roku życia kiedy to musiałem już niemal samodzielnie wkładać sobie talerzyk od orczyku pod tyłek :p Naprawdę niezapomniane chwile wyczekiwania czy dam radę złapać to paskudztwo i czy utrzymam się na tyle długo, żeby wjechać na górę. No i jak co tydzień chodziłem na zajęcia na Maltę w Poznaniu :rolleyes: Cały czas sobie powtarzałem w wypożyczalni- "Żółte Rossignole metr 40... Żółte Rossignole metr 40..." (a może to było metr 20? A nie wiem, były trochę wyższe ode mnie, a ja niski nigdy nie byłem :p ) Jeszcze mógłbym zapomnieć i kto wie jakie narty bym dostał? :D
dsd w bytomiu ;] a moje pierwsze atomici nie pamietam jakie nawet ;/ ii taa nie poradnosc poruszania sie na na nartach mm.. to byly czassyy
Jakies pare lat temu mój mocno wtedy nastoletni syn pojechal na bialą szkole i nauczyl sie jezdzic na nartach. Pozniej musalem z nim jezdzic w gory i strasznie sie nudzilem czekajac az on skonczy jezdzic.Wtedy podjalem dezyzje ze warto by sie rowniez nauczyc jezdzic. Z pomoca przyszed mi szwagier, załatwil sprzet i zadeklrowal sie ze mnie nauczy. Pojechalem do Zielenca na stok Mieszko II , zalozylem narty i za chwile zaliczylem glebe. Szagier chccial mnie nauczyc jezdzic plugiem ale narty mi sie krzyzowaly i co chwile lezalem. Po 2 godzinach szwagier stwierdzil ze nie da rady mnie nauczyc, wiec wzialem instruktora , ktory jechał tyłem wzią mnie za rece i tak pierwszy raz zjechalem bz upadku . KIedy wstawalem rano bolaly mnie wszystkie kości,ledwo zwlekłem sie z łozka.Tak bylo przez nastepne dwa tygodnie. Wtedy znowu pojechalm i tak jezdze do dzis. Rada dla poczatkujacych , biezcie instruktora, nauczycie sie znacznie szybciej i unikniecie wielu niepotrzebnych updków
Dawno ... bardzo dawno ... jakieś 6 lat miałem czyli około 30 lat temu... gdzieś koło domu dziadków na podhalu na górce obok, nie było wyciągu. Podchodziło sie na nogach i krecha w dół :) w takich polsportach na sprężynie buty trzymających, gdzies tam leżą jeszcze na strychu, niedawno widziałem.
Niedawno poraz pierwszy ubrałem 2 deski na nogi i zaczałem jezdzic. Było to zaledwie rok temu. Oczywiscie byłem wyszykowany na ten wyjadz ubraanie itp. Gdy dojechalismy juz na miejsce -Poronin odrazu wypozyczyłem sprzet- narty dynastar z jakimis dobitymi butami. Zjedliśmy obiad i wyruszylismy na Stok. Była to Białka Załozyłem narty i wjechałem na góre. Ten widok mnie przeraził dlugi stok. Miałem juz rezygnowac, ale mowie co tam raz sie zyje, no to jade- no niestety bez skretów- rozpedziłem sie, i jechałem juz tak szybko, ze nie wiedziałem jak skrecic,wiec postanowiłem sie przewrocic itak zrobiłem. Po tym strasznym zjezdzie postanowiłem wziac kilka lekcji, i to pomogło i z godziny na godzine czyniłem postepy :)
Mój pierwszy raz.... nie było najlepiej, padał mocny deszcz i były kolejki[(dużeeee)bo w Polsce], aż odechciewało się uczy:P:P.... Następne wyjazdy były już super, no może przez kilkoma, bo bałem się wsiadac na orczyk, ale wielu ma taką przypadłośc:P :rolleyes:
Swojego pierwszego razu (oczywiście na nartach) za bardzo nie pamiętam, było to w czasach przedszkolnych, miałem wtedy takie śliczne żółte nartki, przypinane do każdego obówia, zakupione w NRD i był to chyba Szczyrk. Później nastąpiła ok 35 letnia przerwa i w końcu znajomi namówili mnie na ferie we Włoszech, jako że mieszkam w Szczecinie i śnieg widzę ok tygodnia w roku, nie wspominając już o górach, nie bardzo wiedziałem czy mam przygotować się na oglądanie pięknych górskich szczytów z pozycji spacerowicza, czy jednak narciarza. W moim pięknym, nizinnym mieście, kilka lat temu, zagospodarowano w lasie górkę na której uruchomiono wyciąg orczykowy i postawiono armatki do sztucznego naśnieżania, całość dumnie została nazwana "Szczecińską Gubałówką". O zamiarze spędzenia urlopu w Dolomitach podzieliłem się z kolegą narciarzem, który namówił mnie do "spróbowania nart" (akurat przypadał śnieżny tydzień roku), dałem się skusić. Po założeniu niesamowicie niewygodnych butów, przypięciu strasznie śliskich nart, stanąłem na szczycie "Gubałówki", kiedy spojżałem w dół (czytaj przepaść) stwierdziłem że to nie dla mnie, no ale żeby to potwierdzić w 100% przeszedłem na oślą łączkę (żeby, ewentualna kontuzja była łagodniejsza). Kolega poinstruował mnie że mam ustawić nogi w pług i się zsuwać - ludzie poczułem mięśnie o posiadanie których, wcześniej bym siebie nawet nie podejrzewał. Z powodu dyskomfortu związanego z odkryciem nowych mięśni, wyprostowałem nogi i zacząłem pędzić (czytaj zsuwać się odrobinę szybciej) w dół, coś podpowiedziało mi (chyba instynkt) że muszę skręcić (w celu wyhamowania przerażającego pędu) pod górę. O dziwo, udało się, a ja się zatrzymałem, oczywiście przewracając się, ale było to coś fajnego, zanim dotarłem ze "szczytu" oślej łączki, na dół (ok 50 m.) skręciłem ok 10 razy i leżałem ok 7. Tego dnia, próbę ponowiłem ok 10 razy. Leżałem chyba z 50 razy, ale byłem szczęśliwy. Umówiłem się na powtórkę z rozrywki za dwa dni, jednak tydzień śnieżny w Szczecinie dobiegł końca już dnia następnego, co zniweczyło moje plany. Po dwóch tygodniach byłem we Włoszech, wylądowaliśmy na Alta Badia. W wypożyczalni nart skierowano nas do Colvosco na stok dla very, very, very beginers'ów, a tam się na dobre zakochałem w białym szaleństwie.
Hmm... Moje początki: tydzień temu w Zieleńcu, wyciąg Diament ;) Pojechaliśmy całą grupą... na początku w ogóle nic mi nie wychodziło, jednak po jakiejś godzince zjeżdżałam już z całą resztą :) Teraz jak na początkującą jeżdżę całkiem nieźle... ;p Doceniła mnie nawet kumpela, która jeździ jakieś 6/7 lat ;]
Oczywiście upadków nie brakowało... nie tylko na stoku a także na wyciągu :)) Ale Panowie byli bardzo mili i cały czas mi pomagali, za co wielkie dzięki :*
Po moich początkach twierdzę, że narty są super ;]]
http://turystyka.interia.pl/news/o-p...iagiem,1063899 w ostateczności można wziąć z niego przykład :D
Mój pierwszy raz..... hihihi na bardzo oślej łączce przy zamku. Oj działo się! Pot lał się z czoła, nerwy ogromne.. 10 metrów jazdy i jodełką do góry i tak przez kilka godzin każdego dnia przez bite dwa tygodnie. Przyznam, że to wszystko czego mój przyjaciel nauczył mnie 10 lat temu bardzo ułatwiło mi życie na stoku miesiąc później.
Pierwszy raz założyłem nartki w 1994 mając na koncie 3 latka. To było w Zakopanem, dokładniej to Kościelisko, a wyciąg- Szeligówka??? Pamiętam to zdarzenie jak przez mgłę. Przypominam sobie, że mój brat spasował i wybrał jazde skuterem z jakimś Toprowcem, ale ja sie nie przejmowałem, bo narty na prawdę mi się spodobały. Potem w wieku 4, 5 lat była Brenna, następnie Bukowina w wieku 6, 7 lat, Wisła, Szczyrk 8 lat, no i 9 - 11 lat Korbielów. Tam złapałem bakcyla na dobre, kiedy miałem 10 lat mama póściła mnie ze starszym kolegą samego na Pilsko- to była przygoda!!!! Mgła, wiatr, śnieg, a my sami, ale to nas jeszcze bardziej napędzało!! Od 5 lat jeżdże w Alpy. To w podstawówce, w Saalbach poznałem magiczny wymiar narciarstwa. Od tej pory Alpy to mój staly cel! Za rok pewnie St Anton:P A dalej... Czas pokaże;p
Pamiętam swój pierwszy narciarski raz, choć tak naprawdę to epizod, o którym najchętniej bym zapomniała i który o mały włos przesądziłby o tym, że odrzuciłabym narty... :(
To było... w lutym 2002 roku. Byłam w czasie ferii z synami we Włoszech; mamy tam rodzinę, która mieszka w takim ciekawym miejscu: z jednej strony 30 km do morza, z drugiej - 10 km do gór... Nikt z nas nie miał wtedy pojęcia o jeździe na nartach. U nich... właściwie była już wiosna, w każdym razie w Ascoli (bo tam mieszkają), pamiętam, kwitły forsycje... :rolleyes: Któregoś dnia nasi bliscy wpadli na pomysł, że można by popróbować na nartach. Właściwie chłopcy mieli jeździć. Sprzęt zebrano po wszystkich znajomych, aż dziw, że udało się to jakoś skompletować. Pojechaliśmy na górkę. :p Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że wybrali miejsce oddalone o kilka metrów od... restauracji , w której jedliśmy pizzę :eek: Obok parkingu był... pagórek :D. To on stał się naszą pierwszą trasą: przejazd 5 metrów (no, może 10 :p), w tym szybki zjazd w dół... Chłopcy byli najpierw skonsternowani, a potem cały czas śmiali się. Później mi wyjaśnili, że myśleli, że denerwują wujka, bo on wciąż mówił im taki... jeden wyraz.... Dopiero siostra męża przetłumaczyła, że próbował im wyjaśnić, jak robić skręty.... (to te "skręty" po włosku tak ich dziwiły ;) ). Chłopcy, jak to chłopcy, nawet na tej miniaturce górki pojęli, o co chodzi. A ja... przyglądałam się tylko i - choć było niby ciepło - przez to stanie marzłam. Nic więc dziwnego, że nagle pojawił się pomysł, że i ja powinnam spróbować... :cool:
Boże! Buty za duże! :D, narty za długie i takie ciężkie! ;) Do tego jadą, gdzie chcą! :o :D Postawili mnie na szczycie tego pagórka i kazali zjechać. Giuliano mówił po włosku, Małgosia tłumaczyła na polski, a ja... i tak Niemiec! No bo jak to zrobić? - wyobraźcie sobie... Pagórek, przede mną z 5 metrów zjazdu i... mam się zmieścić, żeby skręcić :eek: Parę razy się udało (sama nie wiem jak!), a parę razy nie zdążyłam skręcić i wyjeżdżałam... na parking, wprost pod nasz samochód :D Kompletna porażka!
Następnego razu (było coraz cieplej!) poszliśmy... na drugą stronę parkingu. Szeroka łąka, po boku jakieś krzewy, dość gęste, na środku jakiś słup... Najpierw trzeba było iść i iść w tym całym sprzęcie, żeby potem, wykorzystując lekkie nachylenie terenu, móc zjechać... Oczywiście znów zostałam zmuszona do spróbowania (bo nie nazwę tego jazdą). Ledwo ominęłam ten słup, ale krzewów już się nie udało... pewnie było ich za dużo. Wychodziłam stamtąd na tyle długo i nieudolnie, że postanowiłam nigdy więcej nie założyć nart...
Po półtorarocznej przerwie zaczęłam jeszcze raz naukę jazdy na oślej łączce pod Wielką Krokwią... Ale o tym już opowiadałam.
Z tamtego pierwszego razu pozostała mi taka oto pamiątka ;)
To ja zaczynałam dość późno, bo w wieku 14 lat tata zabrał mnie po raz pierwszy na narty na Biały Krzyż na Salmopolu koło Wisły. Moje pierwsze zjazdy były bardzo niepewne,uczyłam się jazdy pługiem,hamowania,oczywiście zjeżdżając razem z tatą. Potem po kilku zjazdach postanowił "puścić mnie wolno", no i ze zjazdu na zjazd czułam się coraz pewniej, a że z natury jestem ryzykantką to ośla łączka szybko mnie znudziła i dostałam pozwolenie na zjeżdżanie tą bardziej stromą i pełną muld trasą(zaledwie po kilku pierwszych w życiu zjazdach!). Ale dałam radę :D Narty mam po prostu we krwi ;)
Pierwszy raz, w wieku 15 lat, Tylicz. Wujek (zapalony narciarz) namowił moich rodziców na rodzinny wyjazd do Tylicza. Wypożyczyliśmy sprzęt i się zaczęło :). Pierwsze próby odbywaly sie około 23.00 w ogórdku znajomych wujka (spory ogórdek i jak nam się wtedy wydawało spore nachylenie - teraz pewnie i z odpychaniem się kijkami byłoby ciężko zjechać :) Następnego dnia juz ćwiczyliśmy w dolnej częsci najdłuższej trasy w Tyliczu. Wujek nie zabrał nas na wyciąg, tylko cały dzień trochę podchodziliśmy i następnie nieporadny zjazd (to podchodzenie nauczyło mnie na przyszłość szanować kazdy kawałek trasy). Następne dni to już jazda wyciągiem w góre i pługiem w dół :). następnie zakup używanych nart (atomici 210 cm). Wujek był super nauczycielem i świetnym mentorem, Nie tylko uczył nas techniki ale i filozofii narciarstwa. To był świetny wyjazd i zapamietam go na zawsze. Ps. to był pierwszy dojrzały kontakt z nartami. Kiedyś w wieku 7 lat byliśmy z rodzicami na zimowisku w NRD. Tam trochę jeździłem na nartkach (plastiki), ale preferowałem sanki :)
hmmm... moje pierwsze kroki.. Krzyzowa góra w Lidzbarku Warmińskim :D Pierwszy osrodek na Warmii i Mazurach... POwstał w tym dniu, miesiącu i roku kiedy ja sie urodziłam :D hihi... w sumie to ja zabardzo tego nie pamietam.. Nauke rozpoczełam w wieku 4-5 lat :D...czyli w sumie jezdze juz 10 lat :D...
Pierwszy wyjazd na narty zaliczyłem kiedy kumpel w 2 gimnazjum zaproponował mi wypad z nim jego rodzicami, i jeszcze znajomymi tych wspaniałych ludzi do niego do chatki do Milówki... Epicki wypad :) Wziałem wtedy narty (heady olbrzymie chyba 2 metrowe :P,) buty (widoczne z kosmosu jaskrawo pomarańczowe Langi, faktem jest ze to najlepsze moje dotychcczasowe buty i mowie to całkiem powaznie) no i oczywiscie pare innych fantów. Pojchalismy wtedy na Duzy Rachowiec... wtedy byl to dla mnie kolos rozmiarów co najmniej Mount Everestu. Załozyłem narty i nie minelo pol sekundy gdy z przerazeniem stwierdzilem ze zjezdzam do tylu i od zaglady dzieli mnie tylko chwila (jak sobie przypomne miejsce gdzie to nastapilo to chce mi sie smiac, to był niemal plaski odcinek na samym dole :P) widzac moje przerazenie Kumpel zamienił sie ze mna nartami, uff.. Pierwszy wyjazd orczykiem byl dla mnie przezyciem nie do opisania, bylem nie mniej sztywny niz te prety ktorych sie tam trzeba bylo trzymac. Bałem sie nawet obracac głową zeby sie nie przewrócic ;) Sam zjazd nie byłby taki zły gdyby chodziło o jezdzenie na brzuchu, pleacach czy zadku :P generalnie wiecej leżałem niz jechałem, przez chwile pomyslałem ze to sport nie dla mnie, jednak jak dojechałem do samego dołu zapomniałem o zniecheceniu i od razu ustawiłem sie do kolejki przy wyciągu :) W zasadzie narty pokochałem własnie od tamtego momentu mimo iz z początku wygladalo nie najlepiej... Teraz to juz całkiem inna bajka :D
Ja też pamiętam i nie zapomnę.To było pierwszy raz z koleżanką.Pojechałem z jej rodzicami i bratem.Mieliśmy wszystko co potrzeba,także narty,bo to był wyjazd w góry. Pamiętam że było wtedy bardzo zimno jej(no -10 stopni) i powiedziała że w takim zimnie ,to nie będziemy jezdzić,bym coś zrobił!!!!Prosiła,wręcz błagała,a ja nie wiedziałem co zaproponować...I nagle nadeszło to na co cały czas czekał,odpowiedz.Powiedziałem: chodzmy spać do ośrodka,a jutro będzie cieplej i będziesz chciała.Nie protestowała,poszła.I wiecie co się okazało rano:Słońce swieciło i było +3 stopnie. Dziękuję Ci tvn meteo!!!!!
na deskach (1978) : Złoty Stok (wyrwirączka):eek: potem Zieleniec, Spalona itd
za granicą : Pradziad (CR) w Alpach: Val d'Isere w Austrii: Nassfeld we Włoszech: Arabba Szwajcaria: Samnaun
pierwsza kontuzja: 7-III-1982 pierwsze porządne deski: LACROIX (206 cm) :eek::eek: pierwsze carvingi: Head Xti :D:D
i tak już 30 sezonów minęło :):)
2 lata temu za namową kolegi. Pierwszego dnia Małe Ciche, następnego dnia Bukowina Tatrzańska, a następnie Chopok na Słowacji. No i tak mi już zostało, nie wyobrażam sobie zimy bez wyjazdu na narty. Pozdrawiam:)
Moj pierwszy raz obył się 4 lata temu - gdzieś za Gdynią, bez instruktora, ośla lączka. Wtedy się zakochalam w nartach. W tym samym dniu wieczorową porą na kuligu.. złamałam nogę!! Moje życie legło w gruzach, gdyż już wtedy wiedzialam, ze mam talent:D. Kolejna zima i radość, ze wkrotce będę rozwijać swoj talent narciarski. Spadł pierwszy śnieg i wybrałam się z synami na sanki i nie zgadniecie co się stało... złamałam nogę (tym razem drugą). Depresja trwała rok:D. Dwa lata czekałam na moment, w ktorym stanę się prawdziwą narciarką:D Obecnie "śmigam" od dwoch lat, w zadużych butach i złych nartach (wiedza z forum) i mam wrażenie, ze jestem najszczęśliwszym narciarzem na świecie. Gdyby były muchy w zimie, miałabym czarne zęby:D
pozdrawiam i.
Moj pierwszy raz obył się 4 lata temu - gdzieś za Gdynią, bez instruktora, ośla lączka. Wtedy się zakochalam i.
...plaża, takie tam...ale to o pierwszym razie na nartach temat jest...
-żartowałem, ale szczerze podziwiam niezłomność ducha...
Pozdr.-a.
Potwierdzam, ze moj pierwszy raz dotyczył nauki na nartach:D
Styczen 2006 - Sokolec - Rzeczka w Kotlinie Klodzkiej. Poltora zjazdu, a raczej "zjazdu" z synem. A zaraz po tym dwa dni Podgorze kolo Dusznik Zdroj - to bylo bardzo bolesne przezycie.
Ja swojego pierwszego razu na skijach nie pamiętam.,… chociaż jestem pewien że było to na 100% na górze za moim domem… tak gdzieś ponad 20 lat temu. Pamiętam za to sprzęt jakim dysponowałem wówczas… były to piękne pomarańczowe Polsporty które nazywały się Bartusie. Wiązania sprężynowe…. Normalnie wypas. Pamiętam jak ojciec wjechał do garażu swoim Fiatem 125p i ja idąc do niego zauważyłem coś pomarańczowego i długiego wewnątrz… miałem może wtedy 7 lat. Byłem gościem wśród kumpli bo sporo z nich miało narty robione przez siebie bądź rodziców…. Służyły mi sporo zim…. pozdrawiam
A ja pierwszy raz jezdziłem w Babicy koło Rzeszowa Stok o dł.450m narty TATRY przy wzroscie 170 miały 210 ale tylko takie były w PTTK zapiecia sprezyny buty skórzane do kostki,i wygłądało to tak ze wiecej na DU... a mniej na nartach,zima wtedy była mrozna bylo -28 na stoku jezdziły tylko 4 osoby było to w 1984 pamietam jak dzis ,staranowałem wtedy drzewo,ale było wysmienicie bardzo mile to wspominam
Latem 1945 roku znalazłem się w Karpaczu i jesienią dostałem sliczne granatowe nartki z kolorowym obrazkiem i paskowymi wiązaniami. Zamiast instruktora były poniewierające sie po opuszczonych i rozszabrowanych pensjonatach, folderki z instruktażowymi komiksami. No i zaczęło się. Raczej kierowałem się zdrowym instynktem samozachowawczym, dzięki czemu żyję do dzisiaj. Dopiero w liceum, kiedy lokalny klub sportowy zaopiekował się narybkiem, zaczęło się poważne nartowanie. A przez tyle lat totalne samouctwo i podglądanie tych lepszych ( albo takich, którzy tak o sobie myśleli ;) )
Mój pierwszy raz: - rok 1976, 9 dni - obóz narciarski Klubu Uczelnianego AZS WSInż. Lublin (obecnie Politechnika Lubelska) w Szczyrku. - wspaniała zima, otwarte wszystkie trasy - od Dużego Skrzycznego, poprzez Małe aż do Soliska i Hali Pośredniej. - znakomici instruktorzy - ze Studium Wychowania Fizycznego i Sportu uczelni. - wyjazd w całości finansowany z uczelni (w tym autokar tam i z powrotem oraz dowozy na wyciągi na miejscu). -sprzęt z wypożyczalni uczelnianej (narty Polsport 185 cm - mój wzrost 164 cm, wiązania Beta, buty Polsport. Wrażenia - bezcenne... Wtedy poznałem smak białego szaleństwa - i czuję go do dzisiaj... PS. A na jednym z następnych obozów uczelnianych podpatrywałem naprawdę duże umiejętności narciarskie WhiteWhale, którego oczywiście serdecznie pozdrawiam!
2 lata temu za namową kolegi. Pierwszego dnia Małe Ciche, następnego dnia Bukowina Tatrzańska, a następnie Chopok na Słowacji. No i tak mi już zostało, nie wyobrażam sobie zimy bez wyjazdu na narty. Pozdrawiam:)
Szczerze mówiąc też za dzieciaka jeździłem na nartach z wiązaniami sprężynowymi i również jak kolega powyżej byłem jednym z nielicznych, a co za tym idzie byłem "kimś"::). Może dzięki temu jeszcze się nie połamałem, a jeszcze się uczę.
Pierwszy raz na nogach narty miałem w Bukowinie Tatrzańskiej w 1975r. Ale to były takie dziecięce nartki (miałem wtedy 6 lat). Poważniejsze dostałem rok później pod choinkę. To były czerwone drewniane regle Do tych regli miałem wiązania junior suwe, (z których byłem chyba najbardziej dumny) a do tego buty w części skórzane, ze sznurówkami i dwiema klamrami - nie mam pojęcia kto je wykonał :) Uczył mnie jeździć mój ojciec, który trochę liznął narciarstwa na studiach. Pojechaliśmy wtedy do Lądka Zdr. Wyciąg to wyrwirączka, która mojego ojca przyprawiła o półroczny ból barku ale ja miałem wtedy 7 lat! Pamiętacie jak to jest w tym wieku? - Każdy guz i siniak boli tym krócej im ciekawsze zajęcia przed nami! :) Pamiętam, że od samego początku było to dla mnie coś tak ekscytującego i oczekiwanego, że jesienne słoty stały się czymś miłym - zapowiedzią zimy i nart! Tak zostało do dziś... :)
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.pleuro2008.keep.pl
|
|
|
|