ďťż
  Co nas śmieszy na nartach? Strona startowa          rossignool          Freestyle          Dobór Butów          Velka Raca          Mam Pytanie


Podstrony Ĺťyczenia Świąteczne Wielkanoc na nartach Salzburgerland 4.04-7.04 18.01 - 23.01.2009 szczyrk - nauka jazdy na nartach i snowboardzie FERIE NA NARTACH - kurs dla dzieci - 31.01 - 05.02 - Białka Co sadzicie o nartach VOLKL SUPERSPORT 5* ? (Chce takie kupic prosze o rade) 81km na nartach w 12 godzin - bieszczadzki narciarz rzuca wyzwanie Instruktor -Mistrz Polski - Nauka jazdy na nartach - Szklarska Poręba Ski Instruktor - Szklarska Poręba - Nauka Jazdy na nartach i snowboardzie !!! Tyrolskie wędrówki, czyli na nartach po trzech skiareałach Ost Tirolu ATOMIC SL12+ neox 412 Janskie Laznie czy Spindlerovy mlyn
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl

  • Newsletter Your E-mail Address:

      Subscribe
      Un-Subscribe



    Login here
    Uid 
    Pwd
                
                         
             

     

    Search This Site
    two or three keywords

              
    Tell a Friend About This Web Site!

    Your Email  
    Friend's Email
    Message

         

                                           

                                                                                                                                         

     
    Welcome to ArticleCity.com

    Życzenia Świąteczne

    Gościł już na forum temat co nas denerwuje na nartach - może warto opisać również te śmieszne i zabawne sytuacje - których również nie brakuje podczas wypraw narciarskich :D
    Sęk w tym że opisanie śmiesznej sytuacji w wersji pisanej nie zawsze oddaje do końca zabawność wydarzenia jakie miało miejsce w rzeczywistości + sposób opowiadania - który jest również specyficzny dla każdego :D

    niemniej jednak spróbuję ;)

    Przed paroma laty wybraliśmy się ze znajomymi na wypad narciarski do Ruzomberoka, koło południa kolejka była dość znaczna, a podłoże w niej lekko nachylone w kierunku bramek prowadzących do kasowników. Nie wiem jak to się stało, ale pomimo zapierania się kijkami wjechałam między narty (nogi) Słowaka stojącego przede mną - który miał wzrostu około 2 metrów - jego narty zresztą również :D na co jego kobieta zmierzywszy mnie wzrokiem powiedziała do swojego partnera:

    Iwan, Iwan co ty robisz?
    na co on: to nie ja, to nie ja to ona mnie naraża.... :D

    powyższą sytuację wspominam do tej pory z uśmiechem :D


    Troszeczkę odbiegnę od tematu śmieszy, a określę "wywołuje ciepły uśmiech" :
    - wszelkie "bajtle" 3-5 letnie śmigające jak piłeczki po stoku
    - każda wywrotka, po której poszkodowany ma uśmiechniętą michę
    - narciarz młodszy stażem, kiedy się zwróci o pomoc, czy wsparcie
    - każda narciarka, która pozwoli sobie pomóc sobie podnieść się na stoku:D
    Lubię te klimaty...
    Mnie nieźle bawi pozycja "na zająca" stosowana na talerzyku przez osoby, co to jeszcze mało wspólnego mają z narciarstwem :)

    Bawią mnie moje niektóre gleby, wczoraj jedna, z której tak się śmiałam, że połowa orczyka też szczerzyła zęby :)

    Śmiać mi się chce jak słyszę interpretacje znaków występujących przy stokach i przy wyciągach. Te interpretacje na serio, choć mające niewiele wspólnego z rezczywistością oraz te bardziej dla śmiechu..

    Śmiać mi się chce jak ktoś cwaniaczy, chociaż ani na jotę mu to nie wychodzi...

    Zabawne są też wszelkie przypadki, kiedy muszę po upadku wytrzepywać śnieg z takich miejsc, że w mojej opinii mógł się tam dostać tylko za pomocą teleportacji... :rolleyes:
    będąc ostatnio na Szczawniku bawiłem się trochę. Coś fun próbowałem (pod koniec nawet wyszło:), no i takie ćwiczenie, że np, jazda na jednej narcie. Po 2 dniach pół stoku jeździło na jednej narcie, a wcześniej się to nie zdarzało ;p


    mnie rozbraja mój znajomy który umie skręcać w tylko lewo !! a jak musi skręcić w prawo robi kółko w lewo!! ale już powoli się tego oducza ;)
    Miałem dwie bardzo zabawne sytuacje:
    1. Jadę na wyciągu talerzykowym na Słowacji, na górce w miejscowości bodajże Zavazna Poruba. Górka płaska i krótka. Warunki fatalne (tory na wyciągu lodowe i nierówne). W górnej części wyciągu, z prawej strony leży w rowie narciarka i nie może się podnieść. Na tej samej wysokości stoi jej koleżanka i nie wie, jak pomóc. W trakcie jazdy na orczyku, mówię do niej, aby odpięła narty. A ona do mnie: "a jak to się robi". Pomogłem im wypiąć narty. Miłe panie podziękowały, zapięły buty w wiązaniach i dziarsko zaczęły zjeżdżać.
    2. W tym sezonie na Wierchomli jadę krzesełkiem i widzę kolizję. Było to na takich dwóch trochę stromszych zafalowaniach stoku, jeszcze przed barem na stoku. Wjechałem na górę i zjeżdżam. Widzę, że w miejscu kolizji leży dalej, narciarka i nie bardzo może się pozbierać (tak naprawdę to nie wiem, czy to była ta sama narciarka, która uczestniczyła w kolizji). Jest sama. Obudził się we mnie instynkt dżentelmena, więc zatrzymałem się i pytam, "jak tam po wypadku". Ona nic. Pomogłem jej wstać. Ona ustawiła jedną nartę dziobami do tyłu i próbuje wpiąć buta. Ja mówię, że należy odwrócić nartę dziobami do przodu. Zrobiła co powiedziałem, lecz wiązanie dalej się nie zapina. Przytrzymałem ją, otrzepałem kijkami śnieg z jej butów. Narciarka podzękowała i pojechała śmigać.
    A mnie śmieszy:
    1. Ludzie w dżinsach na nartach.
    2. Ludzie o niskim poziomie umiejętności jadący na krechę w pługu złożeni jak zawodnicy w downhillu :D
    3. Ludzie, zacnie przywdziani z wypasionymi dechami jeżdżący od baru do baru.

    Miałem dwie bardzo zabawne sytuacje:
    1. Jadę na wyciągu talerzykowym na Słowacji, na górce w miejscowości bodajże Zavazna Poruba. Górka płaska i krótka. Warunki fatalne (tory na wyciągu lodowe i nierówne). W górnej części wyciągu, z prawej strony leży w rowie narciarka i nie może się podnieść. Na tej samej wysokości stoi jej koleżanka i nie wie, jak pomóc. W trakcie jazdy na orczyku, mówię do niej, aby odpięła narty. A ona do mnie: "a jak to się robi". Pomogłem im wypiąć narty. Miłe panie podziękowały, zapięły buty w wiązaniach i dziarsko zaczęły zjeżdżać.
    2. W tym sezonie na Wierchomli jadę krzesełkiem i widzę kolizję. Było to na takich dwóch trochę stromszych zafalowaniach stoku, jeszcze przed barem na stoku. Wjechałem na górę i zjeżdżam. Widzę, że w miejscu kolizji leży dalej, narciarka i nie bardzo może się pozbierać (tak naprawdę to nie wiem, czy to była ta sama narciarka, która uczestniczyła w kolizji). Jest sama. Obudził się we mnie instynkt dżentelmena, więc zatrzymałem się i pytam, "jak tam po wypadku". Ona nic. Pomogłem jej wstać. Ona ustawiła jedną nartę dziobami do tyłu i próbuje wpiąć buta. Ja mówię, że należy odwrócić nartę dziobami do przodu. Zrobiła co powiedziałem, lecz wiązanie dalej się nie zapina. Przytrzymałem ją, otrzepałem kijkami śnieg z jej butów. Narciarka podzękowała i pojechała śmigać.
    O rany, mnie to nie śmieszy. Mnie to przeraża.
    A mnie śmieszą moje własne akrobacje na nartach. Niektórych pozycji sama bym nie wymyśliła! :D
    I jeszcze jeden pan z obsługi, który po staranowaniu przeze mnie barierki zabezpieczającej orczyk spokojnie zapytał:
    - a pani to dokąd chciała jechać?
    Wczoraj pewien tata dumny z kilkunastoletnich córek rozglądający sie wokół czy wszyscy dobrze widzą i wołający "tylko zjedźcie po instruktorsku" :-))))
    Mnie bawią snowboard'dziści goniący po stoku za swoją zjeżdzającą samotnie deską, lub tacy pseudo-skejty w kurtkach krojem podobnych do worków na ziemniaki i w smiesznych czapkach, ledwo trzymających równowagę i kontrolę nad tym co mają na nogach :D

    Poza tym jak wyjdę cało z upadku to też lubie się z siebie pośmiać :)
    Ja samą siebie śmieszę.

    Warsztaty carvingowe. Miałam stare gogle które mi zaparowały, do tego mgła i walący w oczy śnieg. Ćwiczymy technikę na stoku u Remisia (tzw. rajska łączka). Z jednej strony Slotwiny, z drugiej las, przed lasem orczyk taki z lat 60-tych z kijami od szczotki zamiast talerzyków. Rano warunki fajne ale koło południa zaczęły robić się muldy. Słyszę (bo nie widzę ...ta mgła i gogle zaparowane) jak instruktor mówi przede mną "kurde, ale zaspy się robią". Jadę jak szalona , ślepa po pustym stoku i czuję że rzeczywiście, zaspy pokolana, potem wyżej i wywracam się w końcu. I drę się do wszystkich "no cholercia ale zaspy, rzeczywiscie!!!!". Zdejmuję gogle a ja w lesie.:eek::D

    Pokonałam w poprzek stok, przeleciałam przez orczyk i zatrzymały mnie zaspy miedzy drzewami.

    Wieczorem po filmach nagrywanych na stoku impreza i nagle piosenka:
    "Kiedy znajdziemy sie na zakrecie co z nami bedzie, gdy świat rozpędzi sie niebezpiecznie co z nami bedzie, nawet jeśli życie dawno zna odpowiedź może lepiej gdy nam teraz nic nie powie...... "
    Na to instruktor "hmmmm to piosenka o karwingu i Kaśce w zaparowanych goglach jak pędzi do lasu":D

    W przerwie kupiłam sobie nowe patrzałki :-)))
    Mnie ostatnio rozśmieszyła grupa ludzi (chłopaków) którzy przyjechali na narty jakby ze zlotu motocyklowego kombinezony motorowe skórki kurtki z protektorami coś w stylu GP .Było wesoło i oni mieli banana na twarzach .
    Mój młody (5,5 roku, 9 dni na nartach ale radzi sobie nieźle)
    wywinął coś takiego:
    jedzie talerzykiem, ja za nim na następnym. Djeżdża do końca
    i widzę, że się nie wypina. Wrzeszczę coś, żeby ostrzec
    a tu nic, jedzie dalej. W końcu talerzyk sam wypada mu spomiędzy nóg
    a on wbija się nartami w wysoką plastikową siatkę zabezpieczającą.
    Rozpłaszczył się na niej na stojąco z rozłożonymi rękami jak postacie
    z filmów rysunkowych na ścianach. Widok komiczny ale mnie nie do
    śmiechu. Podjeżdżam i pytam:
    - Co się stało?
    - No tata... zamyśliłem się.
    - A o czym tak myślałeś?
    - ...Że taka ładna zima i tak bardzo lubię jazdę na nartach.
    Zrobiliśmy krótką przerwę na dokończenie przemyśleń, bo na dole
    stoku nie było siatek zabezpieczających.
    Pzdr, tatmak

    "Kiedy znajdziemy sie na zakrecie co z nami bedzie, gdy świat rozpędzi sie niebezpiecznie co z nami bedzie, nawet jeśli życie dawno zna odpowiedź może lepiej gdy nam teraz nic nie powie...... " Ja to słyszałem od instruktora w wersjii: "Kiedy znajdziemy sie na zakręcie, dociśnij krawędzie, może zrobić się niebezpiecznie... itd"
    Stoi kobieta z dziewczynką (nastolatka) w Białce w tym roku:
    dziewczynka: Czemu pani nie pojeżdzi?
    kobieta: Bo nie chce zrobić sobie krzywdy?
    dziewczynka: To po co pani wypożyczyła narty?
    kobieta: bo chciałam sobie zrobić zdjęcie na nartach,
    Muszę przyznać, że bardzo mnie to rozbawiło.

    Druga sytuacja komiczna .. Ze swoją drugą połową staliśmy w kolejce do orczyka .. On pojechał pierwszy, ja za nim ... W pewnym momencie talerzyk od orczyka się urwał (a było dosyć stromo) a On zjeżdzał tyłem w dół :)
    Jadę z jakimś gościem na orczyku, cisza. W końcu przerywa milczenie i pyta : pan też z Warszawy :D?
    Już Mi się to zdarzyło kilka razy w życiu :D

    Jadę z jakimś gościem na orczyku, cisza. W końcu przerywa milczenie i pyta : pan też z Warszawy :D?
    Już Mi się to zdarzyło kilka razy w życiu :D
    Nawet z awatara wyglądasz jak warszawiak - to co się dziwisz............
    Ostatnia niedziela, stoję z synkiem w megakolejce do wyciągu. Mały rozgląda się na wszystkie strony i kolejki nie pilnuje, więc jak się zrobi przed nim miejsce to delikatnie go przesuwam na nartkach do przodu.
    Mały się oburza: Kot, nie popychaj mnie!
    A może "mamo", co? - mówię. - "Kot" to mówi tatuś do mnie.

    Cała kolejka brecha.
    co śmieszy? reklama Zieleńca w radiu Eska :D z nowej kanapy robią cud techniki
    wyjales mi to z ust. nic dodac, nic ujac :)
    ale najbardziej lubie posmiac sie z wlasnych upadkow!! :D


    Troszeczkę odbiegnę od tematu śmieszy, a określę "wywołuje ciepły uśmiech" :
    - wszelkie "bajtle" 3-5 letnie śmigające jak piłeczki po stoku
    - każda wywrotka, po której poszkodowany ma uśmiechniętą michę
    - narciarz młodszy stażem, kiedy się zwróci o pomoc, czy wsparcie
    - każda narciarka, która pozwoli sobie pomóc sobie podnieść się na stoku:D
    Lubię te klimaty...

    :p Kilka lat temu w Spindlerowym mój szwagier zaczynał swoją przygodę z nartami. Kulaliśmy się ze śmiechu, kiedy zobaczyliśmy jak próbował wziąć ten wielki orczyk na 2 osoby między nogi... a kiedy nie dał rady trzymał sie go kurczowo rękami i wył pomooooocy!!!
    Agness przypomniała mi pewne zdarzenie z czasów mojej nauki.
    Wyciąg talerzykowy bez amortyzacji, na grubej stalowej linie, prawie wyrwirączka na oślej łące. My z rodzinką już tam drugi dzień to jak rutyniarze jeździliśmy. Trafił się jakiś Holender 190 cm, ze 120 kg. Prowadził go instruktor angielskojęzyczny, ale jakoś tak bez szaleństw ( i w jeździe i w języku ). Wskazówki manualne przeważały nad elokwencją:D.
    No i chyba po godzinie podchodzenia przyszedł czas na pierwszy podjazd talerzykiem do góry. Holender złapał w ręce talerzyk i stoi. On stoi twardo. Wyciąg jedzie. Holender stoi, czeka. Wyciąg jedzie. Holender się napina, ale stoi. My nadymamy policzki:). Wyciąg wciąż jedzie. Narty Holendra stoją, on sam jest lekko "rozdarty:D", a wyciąg jedzie. My rozdziawiamy gęby:eek:. WRESZCIE RUSZYŁ !! Holender, bo narty zostały:D. Obsługa z instruktorem krzyczy "puść", ale On twardy jest, On trzyma, On Jedzie, na brzuchu, ale jedzie. Po 20 metrach zrozumiał co znaczy "puść" jak urwał się talerzyk, a cała lina strzeliła do góry razem z sąsiednimi pasażerami wyciągu.
    Boszszsz... Wiecie co znaczy rotfl! Cała kolejka się turlała pod wyciągiem! Faaajnie było.
    a to dobre z tym Holendrem:D mi z kolei też się przypomina, kiedy jeździłam po raz pierwszy na talerzyku - takim który "chwyta linę". i jest tam sygnalizacja świetlna. przy zielonym świetle trzeba ten talerzyk chwycić. natomiast ja łapałam go za wcześnie - efekt był taki, że startowałam w powietrze jak pocisk (chwała Bogu razem z nartami) i lądowałam i jeszcze cudem dalej jechałam:D masakra! w chwili "wyjścia z progu" to do śmiechu mi nie było, później już tak:rolleyes: ale obserwatorzy z kolejki musieli mieć ubaw po pachy:D

    a to dobre z tym Holendrem:D mi z kolei też się przypomina, kiedy jeździłam po raz pierwszy na talerzyku - takim który "chwyta linę". i jest tam sygnalizacja świetlna. przy zielonym świetle trzeba ten talerzyk chwycić. natomiast ja łapałam go za wcześnie - efekt był taki, że startowałam w powietrze jak pocisk (chwała Bogu razem z nartami) i lądowałam i jeszcze cudem dalej jechałam:D masakra! w chwili "wyjścia z progu" to do śmiechu mi nie było, później już tak:rolleyes: ale obserwatorzy z kolejki musieli mieć ubaw po pachy:D Heh, przypomina mi się Słowacja, dawne czasy. :) Miałam początkującym znajomym pokazać jak się wpina i wypina w talerzyk... :) I pokazałam. :D Jak mnie szarpnęło, to po spektakularnym locie wylądowałam na plecach, początkowo jeszcze walczyłam, ale szybko się poddałam - nie było szans się uratować. :D Cała kolejka umierała ze śmiechu, a wszyscy znajomi po takim pokazie wjechali bez problemu. :rolleyes:
    nie wiem juz gdzie to bylo,jeszcze w polsce. na pewno byla to wiosna i wszyscy stali w kolejce zwroceni w strone slonca twarzami, ale takze dziobami nart. podjezdzalo sie do kolejki wlasnie ze strony slonca. szpan byl max zeby wyskoczyc na muldzie na poczatku kolejki, poznej kilka szybkich skretow i na koniec.................... no to lecimy.....jeden, drugi, trzeci. wreszcie tomek; ladnie wyskoczyl na muldzie ale lot troche za dlugi, wiec wyladowal na nartch ludzi stojacych w kolejce.............. dostal sie w doskonaly tor; miedzy dziobami nart a butami, tak ze nie mial szans wyskoczyc z tego "toru" ani zmienic kierunku. wiec wybral jedyne sluszne wyjscie; zjechal do konca kolejki po przodach nart i juz sie nie zatrzymywal tylko zwial ze stoku. a kazdy wlasciciel kolejnej narty przez ktora przejezdzal, tylko dodawal "k......a", nastepny "k......a" i tak maszynowo to slowo sie toczylo coraz nizej w miare jak tomek zblizal sie do konca kolejki.

    zdecydowanie nie przyznawalismy sie do tego , ze go znamy... do konca wyjazdu.........
    Małe 5 letnie i jeszcze młodsze dzieci które zaczynają się uczyć jeździć super widok jak dla mnie, taka mała kolorowa kulka poruszająca się po stoku... ;)
    mnie najbardziej rozsmieszyła pewna sytuacja ktorej bohaterem był mały chłopczyk moze 5 lat. na dole stoku na srodku stał znak stop na dwóch gietkich kijkach. ten własnie chłopczyk postanowił przejechac pod nim tylko za mało przykucnał i wyladował na plecach. dobrze ze znak był z materiału a nie plastikowy albo metalowy :p
    Białka Tatrzańska, ostatni zjazd, było kilka minut przed dwudziestą drugą a więc muld sporo. Chciałam się pochwalić tacie jak to umiem sobie na nich skakać. Jedna, druga, trzecia.. i bum na śnieg. Oczywiście kijki gdzieś poleciały jedna narta się wypięła. A co na to tata.. ' Nie ruszaj się muszę zdjęcie zrobić ' xD Przez całą drogę powrotną wyobrażałam sobie jak to genialnie musiało wyglądać i nie mogłam opanować śmiechu..

    Szczerze się ubawiłam czytając posty w tym temacie.

    I przypomniał mi się jeszcze jeden dobry upadek ale chyba już gdzieś o nim wspominałam.
    ;) kolejna śmieszna historyjka :D w kolejce na kanapy gdzieś na Słowacji ;) stania do bramek na 20 minut..... po pokonaniu tego dystansu ;) chcąc odbić ski pass w kasowniku koleżanka zorientowała się, że go nie posiada - gdzieś jej wypadł :D ups, niestety za nią wielki tłum napierał i nie miała możliwości się wycofać :rolleyes: chcąc odpiąć nart i przejść "bezprawnie" przez bramkę usłyszała z daleka głos podbiegającego Słowaka z obsługi wyciągu -

    "Nie masz listka, precz!!!"
    :D:D:D

    ze śmiechu nie byłam w stanie skasować swojego ski passu :D

    Historia skończyła się dobrze - ponieważ ktoś z kolejki podał znaleziony karnet - który umożliwił dalszą jazdę w Słowackich urokliwych górach :) z jakże dopisującym nam humorem :)
    Mi zabawna rzecz przydarzyła się na Wielkiej Raczy chyba 2 lata temu :P Stojac w kolejce do wyciagu na Lalikach uslyszalem jak facet stojacy przede mna mowi do swojej zony:
    "Kochanie widzisz narty tego chlopaka za nami?"(pokazujac wzrokiem na moje narty)
    "tak, widze a co?"
    "jezdzilem na nich i powiem Ci ze na gorszych nie jezdzilem, kiepsko trzymaly i w ogole toporne byly"(mowa o Salomon Streeracer 10 ;] narta leciutka i latwiutka dla kazdego ;))
    niestety nie moglem sie powstrzymac i musialem mu cos powiedziec i odpowiedzialem tak:
    "a wie Pan co?"(ogromne zdziwienie mezczyzny)"mi sie na nich jezdzi *******" Miny tego faceta nie zapomne do konca zycia :D

    Mi zabawna rzecz przydarzyła się na Wielkiej Raczy chyba 2 lata temu :P Stojac w kolejce do wyciagu na Lalikach uslyszalem jak facet stojacy przede mna mowi do swojej zony:
    "Kochanie widzisz narty tego chlopaka za nami?"(pokazujac wzrokiem na moje narty)
    "tak, widze a co?"
    "jezdzilem na nich i powiem Ci ze na gorszych nie jezdzilem, kiepsko trzymaly i w ogole toporne byly"(mowa o Salomon Streeracer 10 ;] narta leciutka i latwiutka dla kazdego ;))
    niestety nie moglem sie powstrzymac i musialem mu cos powiedziec i odpowiedzialem tak:
    "a wie Pan co?"(ogromne zdziwienie mezczyzny)"mi sie na nich jezdzi zaje***iscie" Miny tego faceta nie zapomne do konca zycia :D
    I trzeba było dodac ze jezdziłes wczesniej na tych co on miał ale połamały sie po jednym sezonie :D
    Mnie bardzo śmieszą sytuację na czarnych, oblodzonych trasach... Nie wiem czy jeździć czy patrzeć jak ludzi się przewracają :D pamiętom jednego gościa co się wywalił, a potym jechoł przez pół trasy nie umiejąc (lub nie chcąc) się zatrzymać :D oczywiście jo tyż czasym należa do tych co walną jakoś gleba na takich trasach ;)
    ja w tym roku w alpach bylam swiadkiem jak na sciance na czarnej trasie jedna osoba wywrocila sie na samej gorze, a ze bylo stromo to zaczela jechac na plecach i podciela od tylu prawidlowo jadacego narciarza. razem zjechali jeszcze jakies kilkadziesiat metrow... bardzo to smiesznie wygladalo.

    druga smieszna historyjka. syn zmajomych (7 lat) po kilku lekcjach z instruktorem ladnie jezdzil. pewnego razu prosto nie zatrzymal sie na koncu trasy i wjechal na parking i w samochod (na dole w rohaczach). zapytany dlaczego? odpowiedzial, ze sie zamyslil...
    Jakieś 7-8 latek temu w Pecu nieźle się ubawiłem widząc jak pies podbiega za swoim panem wieżdżającym na Jawor orczykiem ,trzymając w zębach kotwicę jak by przypiąć mu narty to by jechał jak stary.
    To był w ogóle śmieszny wyjazd bo następnego dnia zobaczyłem parę Czechów zjeżdżających na dół z wózkiem ,króry zamiast kółek miał zamontowane narty:eek:. Wózek był załadowany do pełna pampersami ,a na plecach Tatusia w nosidełku spoczywał kilkumiesięczny berbeć.
    1. (tradycja) pojechał z nami na obóz koleś, który kupił sprzęt za conajmniej 15 tysięcy i nie umiał na snowboardzie zrobic więcej niz 2 skręty bez gleby

    2. Jak w Ruzomberoku po wyjezdzie toz za freeride zone nie mialem gdzie zachamowac, a w jedynym "niby dogodnym miejscu" sprobowalem, wybilo mnie na muldzie i zatrzymalem sie w krzakach ^^ (bylo mi conajmiej głupio, bo tóż nad soboą miałem wyciąg krzesełkowy, i "czółem" na sobie spojrzenia innych ludzi hehe)

    3.(jeszcze jak do podstawowki chodzilem) w Zakopanem usypalismy naprawde sporą hopkę, spokojnie sobie z niej skakałem, az za 30 razem wyskoczyłem, przechylilo mnie mocno do przodu i zarylem dziobami nart prostopadle w snieh hehe narty na szczescie sie wypiely, ale bylem conajmniej zdziwony, jak zobaczylem 2 narty wbite dziobami w snieg :D

    4. Jak kolezanka ucząca się jezdzic, przecieła parking (niekoniecznei pokryty sniegiem) i zaparkowała pod sklepem :D

    //prosba, nie czepiajcie sie ortografi
    na pewno kojarzycie jak nieraz przy armatkach są takie studzienki. czasem nawet dosyć głębokie. no więc jesteśmy sobie z ojcem w tym roku w Austrii i akurat na jednej trasie armatka była umieszczona na środku, a nie po bokach. jadę sobie dosyć szybko, trasa raczej bezproblemowa, chcę skręcić przy tej armatce aż tu nagle mnie coś łapie za nartę i wpadam do tej studzienki. według relacji taty byłam złożona jak scyzoryk. pupa w dole, obie narty na sztorc, głowa ledwo wystaje :D a wcześniej jeżdżąc koło takich studzienek zawsze myślałam, że to chyba wymaga wyjątkowego pecha, żeby tam wpaść :rolleyes:
    Mnie śmieszą moje "gleby". Rzadko się zdarzają ale jak już pierdzielne to hoho!!!

    A tak poza śmianiem się z siebie to mocno śmieszą mnie jaskrawo wymalowane "laski", cały dzień przechadzające się pomiędzy kasą z karnetami a barem (oczywiście w pełnym rynsztunku).

    Pozdrawiam
    Co mnie śmieszy ?
    Ostatnio mój kompan w Zieleńcu miał ciekawą rozmowę (jako, że to samouk, woli jeździć bez kijków). Na orczyku wjeżdżał z jakimś facetem:
    Facet: no, no, niezłe warunki mamy dzisiaj. Tylko trochę lodowo. *przegląda sprzęt mojego znajomego*. Hmm, a jak pan zjeżdża po lodzie ?
    Znajomy: Najnormalniej w świecie, jak podłoże chwyci krawędź to spokojnie można jechać po lodzie.
    Facet: *widać ogólny zarys zdziwienia* ale jak ? Bez kijków przecież się nie da!

    Jak się później okazało, facet miał instruktora. Dla mnie jest dziwnym, że dla niektórych praca rąk jest ważniejsza od pracy nóg na nartach...
    Cześć

    Jak się później okazało, facet miał instruktora. Dla mnie jest dziwnym, że dla niektórych praca rąk jest ważniejsza od pracy nóg na nartach... Nawet nie wiesz jak często zdarzają sie warunki w których bez kijków sie po prostu nie da zjechać - mówimy o jeździe a nie o walce czy niekontrolowanym zsuwaniu się.
    Tak, że śmiesznośc chyba ogólna;):)
    Pozdrawiam
    Chwilowo lekko przekieruję temat.
    Kolega pisze post pt " dobur nart".
    Na zapytanie o co chodzi z tą literówką, odpowiada : "sory, po piwku tu weszłem".

    W tym momencie ja z kolei leżem i kwiczem.

    Gdzie jest granica ? Albo może drugie dno ?...
    Osobiście zapadłbym się ze wstydu pod ziemię, gdyby takie określenia miały świadczyć o moim poziomie jako potencjalnego rozmówcy. To tak jakby przy rozmowie w cztery oczy pluć przy każdym słowie prosto w twarz!

    P.S. Czy czepiam się nieistotnych szczegółów ?


    P.S. Czy czepiam się nieistotnych szczegółów ?
    Tak,w dodatku nie w temacie.

    Tak,w dodatku nie w temacie. może i nie w temacie, ale istotnie - wydawać by się mogło, że poprawna polszczyzna wyszła już z mody:D
    .....widzę, że bardziej lubimy narzekać niż śmiać się :rolleyes: postów dot. śmiesznych sytuacji jest zdecydowanie mniej jak tych z serii "co nas wkurza na nartach" ;) to już chyba taka nasza polska mentalność lubimy narzekać - lub chęć uzewnętrznienia się i "wygadania" a raczej wypisania,

    Pozdro
    Nata :)

    .....widzę, że bardziej lubimy narzekać niż śmiać się :rolleyes: postów dot. śmiesznych sytuacji jest zdecydowanie mniej jak tych z serii "co nas wkurza na nartach" ;) to już chyba taka nasza polska mentalność lubimy narzekać - lub chęć uzewnętrznienia się i "wygadania" a raczej wypisania,

    Pozdro
    Nata :)

    hmmm... wydaje mi się, czy narzekasz? :eek:
    w dodatku w temacie o tym co nas śmieszy. :D:D to trochę zakrawa na ironie nie? ;)
    mnie właśnie takie coś śmieszy. :D:D:D:D:
    No to może ja w temacie coś skrobnę. Mnier może nie smieszy, ale ciewszy jeśli widze ludzi w wieku ponad 80 lat śmigających na nartkach. No po prostu serce rośnie. Pełen podziw dla takich ludzi.

    hmmm... wydaje mi się, czy narzekasz? :eek:
    w dodatku w temacie o tym co nas śmieszy. :D:D to trochę zakrawa na ironie nie? ;)
    mnie właśnie takie coś śmieszy. :D:D:D:D:

    .... stwierdzenie - co nas śmieszy - to taka metafora, chodziło mi opisanie zabawnych sytuacji które przytrafiają się nam na stoku - zresztą wyjaśniłam to w pierwszym poście zaczynając ten temat na forum - co do mojego narzekania - podciągnę to pod chęć powiedzenia tego co myślę ;)
    Jeżdżąc ze znajomymi cały dzień zauważyłem dziwną prawidłowość : otóż koleżanka Ania przy każdym upadku leciała na plecy podnosząc wysoooko w górę narty. Wyglądało to niezwykle komicznie. Zapytałem ją o przyczynę takiej ekwilibrystyki.
    Ona na to :
    - Bo nie lubię jak mi się narty wypinają.
    :confused:
    Oniemiałem...

    Swoją drogą jaki trzeba mieć refleks, żeby takiej sztuki dokonać :eek:!!
    Nie odważyłem się już o to pytać, ale rzeczywiście nie widziałem u niej upadku z wypięciem nart.
    Szacun. Dla mnie Ania jest hardkorem :D!

    Jeżdżąc ze znajomymi cały dzień zauważyłem dziwną prawidłowość : otóż koleżanka Ania przy każdym upadku leciała na plecy podnosząc wysoooko w górę narty. Wyglądało to niezwykle komicznie. Zapytałem ją o przyczynę takiej ekwilibrystyki.
    Ona na to :
    - Bo nie lubię jak mi się narty wypinają.
    :confused:
    Oniemiałem...

    Swoją drogą jaki trzeba mieć refleks, żeby takiej sztuki dokonać :eek:!!
    Nie odważyłem się już o to pytać, ale rzeczywiście nie widziałem u niej upadku z wypięciem nart.
    Szacun. Dla mnie Ania jest hardkorem :D!
    podpowiedz koleżance, ze równie dobrze działa dokręcenie wiązań na maksa i nie trzeba wtedy akrobatyki uprawiać... ;):D:D:D:D:D
    To teraz coś z moich zdarzeń. Nassfeld (piękna stacja) wyciąg talerzykowy, długi i całkiem stromy. Przede mną startuje snowboardzistka. Nie udało jej się wstawić talerzyka między nogi. Jedzie więc na rękach. Daję jej maks 200m, zjeżdzam sam trochę na bok aby ją w razie czego ominąć. Po pewnym czasie dziewczyna podejmuje akcję włożenia talerzyka na właściwe miejsce. Prawie jest ale nie udało się, powtarza raz, drugi, trzeci. Walczy. Zaczynam już ją dopingować. Znów prawie jest, ale nie - leży! Trzeba będzie ją ominąć. Ale nie. Jedzie dalej - teraz leżąc na desce w jakiejś przedziwnej pozycji. Po 200 m podejmuje następną akcję. Wstała, jedzie jest ok. Szczęka mi opada ale nie koniec. Chyba ze zmęczenia wywala się. Teraz jedzie na brzuchu. Deska na ugiętych nogach w górze. Talerzyk na wyciągniętych rękach z przodu. Jak buldożer. Jedzie i jedzie. Chyba ze 100m. W momencie kiedy myślałem, że dojedzie do końca puszcza się. Omijam ją z uznaniem i okazuje się, że dziewczę ma ze 13 lat - ładniutka słowaczka.
    Na desce śmigała słabiutko ale przy takim zacięciu kto wie gdzie zajdzie(zajedzie)!!!

    Jeżdżąc ze znajomymi cały dzień zauważyłem dziwną prawidłowość : otóż koleżanka Ania przy każdym upadku leciała na plecy podnosząc wysoooko w górę narty. Wyglądało to niezwykle komicznie. Zapytałem ją o przyczynę takiej ekwilibrystyki.
    Ona na to :
    - Bo nie lubię jak mi się narty wypinają.
    :confused:
    Oniemiałem...

    Swoją drogą jaki trzeba mieć refleks, żeby takiej sztuki dokonać :eek:!!
    Nie odważyłem się już o to pytać, ale rzeczywiście nie widziałem u niej upadku z wypięciem nart.
    Szacun. Dla mnie Ania jest hardkorem :D!


    podpowiedz koleżance, ze równie dobrze działa dokręcenie wiązań na maksa i nie trzeba wtedy akrobatyki uprawiać... ;):D:D:D:D:D
    No akurat Kolezanka Ania miala racje tak robiac. Co miala robic? Wziac nozki pod siebie i je sobie polamac? Ze Ci powiedziala to co powiedziala to albo wiedziala co robi, a Ty nie bardzo skoro musiales pytac, albo nie wiedziala i podpowiedziala jej to kobieca intuicja.
    Y.

    No akurat Kolezanka Ania miala racje tak robiac. Co miala robic? Wziac nozki pod siebie i je sobie polamac? Ze Ci powiedziala to co powiedziala to albo wiedziala co robi, a Ty nie bardzo skoro musiales pytac, albo nie wiedziala i podpowiedziala jej to kobieca intuicja.
    Y.

    yorric - cokolwiek palisz - ODSTAW NATYCHMIAST!!! ;)
    a powazniej:
    wg jakiej szkoły, upadek na nartach - w miarę kontrolowany, bo w niekontrolowanym to lecisz jak bozia da - wykonuje się na plecy z unoszeniem nart w górę? :eek:
    to musi być jakaś nowość, bo dotychczas zawsze bylo zejście w dół, njblizej góry i pad na boczek - rączki przed sobą (nie w kierunku upadku, bo mozna conieco polamać).
    wszelkie akrobacje raczej nie są zbyt bezpieczne.

    pzdr
    k

    yorric - cokolwiek palisz - ODSTAW NATYCHMIAST!!! ;)
    a powazniej:
    wg jakiej szkoły, upadek na nartach - w miarę kontrolowany, bo w niekontrolowanym to lecisz jak bozia da - wykonuje się na plecy z unoszeniem nart w górę? :eek:
    to musi być jakaś nowość, bo dotychczas zawsze bylo zejście w dół, njblizej góry i pad na boczek - rączki przed sobą (nie w kierunku upadku, bo mozna conieco polamać).
    wszelkie akrobacje raczej nie są zbyt bezpieczne.

    pzdr
    k
    Polecam mocniejsze leki oraz np. nizej:
    [ame="http://www.youtube.com/watch?v=KgC_dbEdR_8"]http://www.youtube.com/watch?v=KgC_dbEdR_8[/ame]
    Poza tym, moze masz racje. Za malo upadam, wiec nie jestem ekspertem.
    Y.
    Witam

    yorric - cokolwiek palisz - ODSTAW NATYCHMIAST!!! ;)
    a powazniej:
    wg jakiej szkoły, upadek na nartach - w miarę kontrolowany, bo w niekontrolowanym to lecisz jak bozia da - wykonuje się na plecy z unoszeniem nart w górę? :eek:
    to musi być jakaś nowość, bo dotychczas zawsze bylo zejście w dół, njblizej góry i pad na boczek - rączki przed sobą (nie w kierunku upadku, bo mozna conieco polamać).
    wszelkie akrobacje raczej nie są zbyt bezpieczne.

    pzdr
    k
    Według każdej normalnej szkoły. Sam upadek jest oczywiście niekontrolowany do końca ale lot po nim powinien odbywać sie z nartami, czy też uwolnionymi od nich konczynami w górze ze względu na bezpieczeństwo naszych kości.
    Pozdrowionka

    Polecam mocniejsze leki oraz np. nizej:
    http://www.youtube.com/watch?v=KgC_dbEdR_8
    Poza tym, moze masz racje. Za malo upadam, wiec nie jestem ekspertem.
    Y.
    niestety nie moge odpalic w pracy youtuba.
    ogladnę w domu wieczorem i sie ustosunkuje.

    Witam

    Według każdej normalnej szkoły. Sam upadek jest oczywiście niekontrolowany do końca ale lot po nim powinien odbywać sie z nartami, czy też uwolnionymi od nich konczynami w górze ze względu na bezpieczeństwo naszych kości.
    Pozdrowionka
    Dlaczego "oczywiście"?
    W niektórych przypadkach upadamy celowo i wtedy w kontrolujemy upadek - np kiedy nie mamy czasu na wykonanie innej ewolucji i jedynym ratunkiem przed wjechaniem w kogoś jest gleba, albo kiedy poczatkujacy narciarz nie moze sie inaczej zatrzymać, niz wykładając sie na snieg. :p

    Natomiast upadek naprawde niekontrolowany, przy bezwładnosci jaka mamy w takiej sytuacji, przewaznie daje małe szanse na skakanie na plecy i podnoszenie nart do góry. :D

    pzdr
    k
    Cześć

    Dlaczego "oczywiście"?
    W niektórych przypadkach upadamy celowo i wtedy w kontrolujemy upadek - np kiedy nie mamy czasu na wykonanie innej ewolucji i jedynym ratunkiem przed wjechaniem w kogoś jest gleba, albo kiedy poczatkujacy narciarz nie moze sie inaczej zatrzymać, niz wykładając sie na snieg. :p
    Tego pod uwage nie brałem. Na nartach jestes zawsze bardziej sterowny i jeżeli ktoś musi upadać żeby sie ratować to jeszcze duzo nauki przed nim.:)
    To tak jak jazda w poslizgu samochodem zawsze daje sznase ale jak zblokujesz koła to koniec.


    Natomiast upadek naprawde niekontrolowany, przy bezwładnosci jaka mamy w takiej sytuacji, przewaznie daje małe szanse na skakanie na plecy i podnoszenie nart do góry. :D

    pzdr
    k
    Tego co opisał Yukisan rozumiejąc dosłownie nawet sobie nie potrafie wyobrazić, natomiast po upadku na stromszym stoku nogi do góry i kontrola toru suniecia to jedyna droga ratunku. Można mieć :eek: ale nie mozna tracic kontroli.
    Pozdro

    Cześć
    Tego pod uwage nie brałem. Na nartach jestes zawsze bardziej sterowny i jeżeli ktoś musi upadać żeby sie ratować to jeszcze duzo nauki przed nim.:)
    To tak jak jazda w poslizgu samochodem zawsze daje sznase ale jak zblokujesz koła to koniec.
    się zgadzam, ale było tutaj na forum kilka opowieści, gdzie dobrzy (przynajmniej tak wynika z rozmów) narciarze ratowali sie wywrotka, bo cos tam.
    mowiąc szczerze to sam nie bardzo sobie taka reakcje u siebie wyobrazam, bo generalnie myslę, ze jak jest czas na wywrotke to tym bardziej na np skręt, ale fakt pozostaje faktem.
    mnie tez jest ciężko, ale z tonu opisu wnioskowałem, że musiało to być cos nadzwyczajnego, normalnie niespotykanego, a wiec ptzyjąlem to mniej wiecej 1:1.

    aczkolwiek oczywiscie zgadzam sie z tym (co sobie dobitnie uświadomiłem w tym sezonie ;) ), ze o ile mozna, to nartki powinny być ponad śniegiem w trakcie upadku.
    inna sprawa, to na ile możesz na stromym stoku, kontrolowac tor sunięcia, jadąc np na boku i nie uzywając nart/butów, lub na plecach głową w dół. :D:D:D:D

    pzdr
    k

    się zgadzam, ale było tutaj na forum kilka opowieści, gdzie dobrzy (przynajmniej tak wynika z rozmów) narciarze ratowali sie wywrotka, bo cos tam.
    mowiąc szczerze to sam nie bardzo sobie taka reakcje u siebie wyobrazam, bo generalnie myslę, ze jak jest czas na wywrotke to tym bardziej na np skręt, ale fakt pozostaje faktem.

    mnie tez jest ciężko, ale z tonu opisu wnioskowałem, że musiało to być cos nadzwyczajnego, normalnie niespotykanego, a wiec ptzyjąlem to mniej wiecej 1:1.

    aczkolwiek oczywiscie zgadzam sie z tym (co sobie dobitnie uświadomiłem w tym sezonie ;) ), ze o ile mozna, to nartki powinny być ponad śniegiem w trakcie upadku.
    inna sprawa, to na ile możesz na stromym stoku, kontrolowac tor sunięcia, jadąc np na boku i nie uzywając nart/butów, lub na plecach głową w dół. :D:D:D:D

    pzdr
    k
    Juz moge zaczac palic to co pale?

    Y.

    Juz moge zaczac palic to co pale?
    Y.
    tak, ale tylko po pół porcji dziennie

    tak, ale tylko po pół porcji dziennie I tak pale tylko leczniczo.
    Y.
    Panowie, panooowie !! Więcej luzu.
    Kurm, Mitek, Yorric.
    Przez kilka dni nie zaglądałem na forum, a tu taka dyskusja mnie ominęła.
    Po Pierwsze : trzymajmy się tytułu nadrzędnego wątku, bo rozmydlimy jego temat i przestanie być zabawny.
    Po Drugie : opisałem zdarzenie tak jak je widziałem. Jeśli lekko podkolorowałem to tylko po to, żeby wywołać uśmiech. Tak rozumiem ten wątek.
    Po Trzecie : czemu ma służyć polemika i wytykanie niepoprawności zachowania opisanego w historyjce ? Przypominam tytuł wątku : "co nas śmieszy na nartach?". A jeśli nawet znajdzie ktoś uzasadnienie dla takiej dyskusji to wypadałoby rozwinąć ją na osobnym wątku z podaniem odpowiedniego odsyłacza ( zapraszam --> http://www.skiforum.pl/showthread.php?t=22730 ).
    Zainteresowanych zapraszam do dyskusji.
    Po kolejne : opisałem zdarzenie, które mnie śmieszyło. Nic mniej, nic więcej. Nie załączałem oceny koleżanki, bo miejsce na to nie powinno znaleźć się akurat tutaj.
    W tym miejscu trzymajmy się tematu nadrzędnego.

    Niniejszym zamykam polemikę.
    Czekamy na kolejne historyjki naszej forumowej braci.

    Pozdrawiam

    No to może ja w temacie coś skrobnę. Mnier może nie smieszy, ale ciewszy jeśli widze ludzi w wieku ponad 80 lat śmigających na nartkach. No po prostu serce rośnie. Pełen podziw dla takich ludzi. Najstarszy gość z jakim startowałem w zawodach FIS Masters to 1911 rocznik a śmieszne jest to , że tacy Goście śmigają lepiej od od wielu "fachowców" :D
    A mnie co śmieszy?
    Wśród wielu historyjek bardzo podobnych do poprzednich (np. przeboje z talerzykiem, własne gleby itp.), śmieszy mnie, gdy kilka razy trafia mi się coś takiego:
    Kolejka do krzesełka gdzieś w Austrii, ustawiam się do siadania, a obok podchodzi chłopak i wykonuje jakieś ewolucje z kijkami. Podjeżdża krzesełko- ja siadam i ów gość także, niechcący trącając mnie przy tym kijkami. Słyszę : Oh, entschuldigen Sie! Macht nichts- odpowiadam. Potem, jako że jazda trochę trwała ucięliśmy krótką gadkę - Wie schoene Wetter, wie gute Piste, i takie tam...
    Po jakiejś chwili szwargotania, kiedy już zbliżamy się do wysiadki pada pytanie: Sind Sie aus Deutschland?
    - Nein, aus Polen- mówię.
    I tu śmiech- Ja też :D - odpowiedział.
    Fajna historia, skifanka :D

    Mnie bardzo śmieszą (i irytują) snowboardziści, którzy siedzą na stoku i tylko zawadzają. Z drugiej strony skutecznie ratrakują stok i zgarniają muldy :P

    Fajna historia, skifanka :D
    Mnie bardzo śmieszą (i irytują) snowboardziści, którzy siedzą na stoku i tylko zawadzają. Z drugiej strony skutecznie ratrakują stok i zgarniają muldy :P
    Dla uscislenia - muldy sa wklesle... Wypukle sa garby... A "pluzacy" snowboardzisci raczej niszcza stok, niz go ratrakuja...
    Miałem trochę podobną (ale jednak inną) przygodę jak skifanka.

    Austria, Stubai.
    Wsiadam na sześcioosobowe krzesełko. Po mojej lewej ręce zasiada troje Niemców z którymi zaraz po wystartowaniu wymieniam kilka grzecznościowych uwag w ich języku.
    Chwilę później, siedząca po mojej prawej stronie i dotąd milcząca para ludzi w wieku około pięćdziesiątki rozpoczyna bardzo osobisty dialog w moim ojczystym języku. Słucham z pewnym... no, zażenowaniem, bo dialog jest naprawdę bardzo, bardzo osobisty i wynika z niego, że owi państwo poznali się parę dni temu właśnie tutaj na nartach, ale mają już co wspominać (z szacunku dla spraw ludzko-ludzkich wspomnę tylko, że dość szczegółowo opisywali sobie wrażenia ze wspólnie spędzonej, minionej nocy i dość szczegółowo planowali następną :p ).
    Tę intymną wymianę zdań przerywa nagle głos mego kolegi, dobywający się ze schowanego w kieszeni mojej kurtki radiotelefonu (jeżdżąc kilkunastoosobową ekipą z dziećmi, w której każdy jest zaopatrzony w takie urządzenie, możemy sobie pozwolić na swobodę bez obawy, że się gdzieś tam nie odnajdziemy) : "Krzychu, gdzie jesteś ?".
    W tym momencie, rozpinam suwak, wyjmuję z kieszeni na piersi mojego Midlanda i odpowiadam grzecznie, że wjeżdżam na Fernau i będę zjeżdżał stamtąd w kierunku "Mittelstation Fernau", i dalej w górę gondolą na "Gamsgarten".

    Prawdę mówiąc, wcale nie było mi do śmiechu obserwując spode łba aż do górnej stacji wbite w czubki nart zawstydzone spojrzenia moich polskich sąsiadów.

    PS. To mój pierwszy post na tym forum, które z zainteresowaniem czytam od niedawna. Zatem, witam wszystkich serdecznie.
    Pocieszna historyjka:)
    Witamy Trurlu.
    Witamy, witamy, historyjka naprawdę zabawna :D:D:D
    co mnie na stoku śmieszy - mój własny strach chyba :) jezdzilam jak mialam 4-5 lat, później niestety nic i 20 lat pozniej znowu na stoku ;) no i nauka bo niby sie nie zapomina ale dupa tam, nogi jak z waty i wogole ;) szybko mi poszlo i juz pod koniec sezonu smigałam calkiem calkiem :) no ale co sie nastalam na tych stromych "momentach" to sie nastałam i namarzłam ;))) hehehe
    najlepsza była moja kolezanka jak uczyla sie ale ze nie umiala hamować że tak powiem to wjezdzala w las ;) a potem tyłek do tyłu i powoli kijkami odpychala sie zeby z tego lasu sie wydostac :)

    pisze pierwszy post ;)
    witam serdecznie ;]
    przypomniala mi sie sytuacja na wyciagu w Czechach. Talerzyk na oslej laczce, taki lacznik ;) jedno dziecko wchodzi na talerzyk i... zle wystartowalo. Jechalo twardo trzymajac talerzyk rekami. Wszystko nie byloby smieszne gdyby dziecko przez pol drogi nie krzyczalo: MOJE RUKI MOJE RUKI!! :P
    Mnie śmieszy kolega (52 latka), który w przebawny sposób udaje, że nie umie nię utrzymać na nogach - a właściwie nartkach. Robi różne wygibasy, skłony itp... rozpaczliwe figury. Kiedy znajdująsię osoby, które się śmieją lub chcą posłużyć biedakowi pomocą (nauczyć jak się poruszać na deskach) Zbyszek otrząsa się, ubiera czapkę i rusza pięknym srtylem w dół stoku. :D:p
    Mi się przypomina jedna historyjka :D
    Moja kuzynka chrzestna lat 11 czy jakoś tak :P była drugi sezon na nartach :D
    Bez problemu już jeździ ładnie "dostawianką" nawet na czerwonej trasie.
    Cała akcja a właściwie dwie rozgrywają się na górze Pilsko :D
    1. Kuzynka dzielnie łapie wysoko zawieszony jak dla niej talerzyk (Kopiec) jedzie jedzie i w pewnym momencie wyciągu jest nagła stromizna przez co lina wyciągu jest wyżej od ziemi. A że kuzyneczka chuda mała itd. no to talerzyk się nie wyciągnął do końca i ją podniósł do góry dobre 30cm :P. Sam całą akcję widziałem z boku. Kuzynka zrobiła obrót o jakieś 100 stopni i gleba....
    2. Ta sama bohaterka ładnie zatrzymuje się pługiem i "trochę" jej się nogi rozjechały tak, że zrobiła pełen szpagat (a że trenuje gimnastykę art. to dla niej norm) i tak sobie siedziała czekając na opiekuna. Wtedy podjechała do niej jakaś starsza pani:
    -Dziewczynko!!! Nic ci nie jest????
    I tu wielkie zdziwienie kuzynki i mina pytająca "a co miało by być" i ta odpowiedź
    -Nie a pani?
    :P
    Pozdrawiam udanego sezonu :P
    Ponieważ jestem dosyć już stary to pamietam czasy pierwszych orczyków w Szczyrku. Był taki na Dolinach, dwuosobowy. Kolejka nieprzytomnej długości. Dwie młode niemeczki ustawiają się i obsługujący wtyka im orczyk pod pupy. Niemeczki siadaja i oczywiście - bęc. Kolejka w śmiech, panienki otrzepuja się ze sniegu, ustawiają, orczyk pod pupy i znowu bęc. Puste orczuki jadą do góry więc kolejka zaczyna się denerwować. Co bardziej bywali w swiecie próbuja im w różnych językach wytłomaczyć, ze nie wolno im siadać. Języki były różne, ale jakoś niemieckiego zabrakło więc kolejna gleba. Wreszcie jakiś zdesperowany narciarz porywa jedną z nich przy akompaniamencie przeraźliwych wrzasków i zabiera na orczyk. Ta oczywiście znowu próbuje usiąść, ale porywacz trzyma ją mocno pod pachę, więc ruszają w górę. Za chwile następny porywa drugą, już bez takiego rozpaczliwego oporu. A w kolejce czekało sie pewnie z godzinę. Ktoś to dzisiaj pamięta?
    hmm, chyba juz to gdzieś czytałem:D
    Lepiej wróć do swoich historyjek, były bardzo ciekawe,chętnie bym poczytał
    1) Ludzie na nartostradach w pozycji "zjazdowej", ktora polega na wlozeniu rak z kijami pod pachy (konce kijow wysoko w powietrzu) i wypieciu pupy jak najwyzej :D
    2) Warszawiacy na polskich stokach - nie chce nikogo obrazic, chodzi mi o taka charakterystyczna postawe - wielcy panstwo przyjechali ze stolicy, traktuja wszystkich na stoku jak wiesniakow (czemu daja glosno wyraz) choc wiekszosc z nich jezdzi lepiej i na lepszym sprzecie, chociaz nie to jest akurat bardziej zalosne niz smieszne....
    3) Ludzie ktorzy sadza ze zakup nart race'owych i butow flex 130 (flex-jedyny wyznacznik jakosci buta) zrobi z nich zawodowcow
    4) No i ludzie ktorzy przy kazdej okazji brak umiejetnosci zwalaja na sprzet (buty gniota, za twarde/za miekkie, narty nie naostrzone, nienasmarowane, za duzy/za maly promien skretu) - jak szlo o tej zlej baletnicy? ;)
    Moja koleżanka Ania jest niewyczerpaną kopalnią pomysłów. Była już kilkakrotnie przeze mnie tu opisana w różnych sytuacjach. Jeszcze się sezon dobrze nie rozkręcił, a Ania jak najbardziej:D. Posłuchajcie...
    Małżowinek Ani zakupił na Allegro narty dla obojga. Nic wystrzałowego, niedrogie używane jeździdła. Po kilku dniach zapytał mnie gdzie może je oddać do serwisu.
    - Najlepiej do firmy XXX w YYY - odparłem
    - A wierzch narty tam też serwisują?
    - :confused::confused::confused:
    - Bo widzisz, spód jest OK, ale z wierzchu porysowane i Ania powiedziała, że na TAKICH nartach to ona jeździć nie będzie !!
    Zadzwonił do serwisu z zapytaniem. Odpowiedzieli mniej więcej to samo co ja : :confused::confused::confused:.
    Biedaczysko!
    Wziął nieborak narty do garażu w niedzielę, jakąś polerkę, skrobak, filc, błyszczyki, co tylko mu przyszło do głowy. Po odstawieniu regularnego picu prysnął całość lakierem bezbarwnym w sprayu. Następnego dnia efekty swojej czułości przedstawił lepszej połowie.
    - Boooogdan, kochany jesteś!!! Kupiłeś mi nowiutkie narty !!!

    Wymiękłem, jak to usłyszałem:)
    Miazga!!
    rewelacja:D:D:D

    Wziął nieborak narty do garażu w niedzielę, jakąś polerkę, skrobak, filc, błyszczyki, co tylko mu przyszło do głowy. Po odstawieniu regularnego picu prysnął całość lakierem bezbarwnym w sprayu. Następnego dnia efekty swojej czułości przedstawił lepszej połowie.
    - Boooogdan, kochany jesteś!!! Kupiłeś mi nowiutkie narty !!!
    A oto Boooogdan przy pracy (eric poll@rd zamiescil ten filmik w innym watku, ale mysle, ze tutaj dobrze pasuje):
    http://vimeo.com/1440558
    Włochy Corti na.
    Historia dzieje się na trasie Olimpione.
    Po trasie jedzie Instruktor z dziećmi w wieku od 3 do 6 lat.
    Dzieci dość głośno powtarzają zdanie hop di kurwe.
    Za dziećmi jadą dwie panie mocno zbulwersowane
    Słyszysz jak te dzieci klną tego nie da się słuchać.
    Zjechały na duł czekają w kolejce do wyciągu.
    Po pary chwilach przyjechały dzieci z instruktorem.
    Panie postanowiły dowiedzieć się co znaczy to słowo.
    Dogadały się z instruktorem po Niemiecku ten grzecznie wytłumaczył im,że di kurwe po Włosku znaczy zakręt.

    Dogadały się z instruktorem po Niemiecku ten grzecznie wytłumaczył im,że di kurwe po Włosku znaczy zakręt. Ciekawe jak im wytlumaczyl, skoro po niemiecku zakret to jest die Kurve :D

    Ciekawe jak im wytlumaczyl, skoro po niemiecku zakret to jest die Kurve :D Panie po Niemiecku mówiły bardzo niewyraźnie i Włoch ledwo co je zrozumiał,wytłumaczył im dobrze, ja ja pisząc pomyliłam się o jedną literę.

    A mnie co śmieszy?
    Wśród wielu historyjek bardzo podobnych do poprzednich (np. przeboje z talerzykiem, własne gleby itp.), śmieszy mnie, gdy kilka razy trafia mi się coś takiego:
    Kolejka do krzesełka gdzieś w Austrii, ustawiam się do siadania, a obok podchodzi chłopak i wykonuje jakieś ewolucje z kijkami. Podjeżdża krzesełko- ja siadam i ów gość także, niechcący trącając mnie przy tym kijkami. Słyszę : Oh, entschuldigen Sie! Macht nichts- odpowiadam. Potem, jako że jazda trochę trwała ucięliśmy krótką gadkę - Wie schoene Wetter, wie gute Piste, i takie tam...
    Po jakiejś chwili szwargotania, kiedy już zbliżamy się do wysiadki pada pytanie: Sind Sie aus Deutschland?
    - Nein, aus Polen- mówię.
    I tu śmiech- Ja też :D - odpowiedział.
    Podobną sytułacje miałem ze znajomymi rok temu w Szwajcari, ale w wakacje. Szliśmy jakimś szlakiem i chcieliśmy dojśc do Les Diabroles (czy jakoś tak), od dłuższego czasu nie spotkaliśmy nikogo na szlaku wiec zaczeliśmy się zastanawiać czy dobrze idziemy. W końcu napotkaliśmy jakiegoś chłopaka od krów. Moja dziewczyna i kolega jako że jedyni znali fancuski zaczeli go wypytywać o drogę, w końcu dowiedzieli się wszystkiego, podeszli do nas i mówią "ten koleś ma jakiś dziwny akcent, chyba z czech jest". I wtedy ten koleś, który stał 2 metry dalej: "*****, Polacy?". Ucieliśmy sobie z nim dłuższą pogawętke wtedy.
    Rozśmieszył mnie facet z turbanem na głowie :) był niezłą atrakcją na stoku. niestety nie mam fotki :)

    Podobną sytułacje miałem ze znajomymi rok temu w Szwajcari, ale w wakacje. Szliśmy jakimś szlakiem i chcieliśmy dojśc do Les Diabroles (czy jakoś tak), od dłuższego czasu nie spotkaliśmy nikogo na szlaku wiec zaczeliśmy się zastanawiać czy dobrze idziemy. W końcu napotkaliśmy jakiegoś chłopaka od krów. Moja dziewczyna i kolega jako że jedyni znali fancuski zaczeli go wypytywać o drogę, w końcu dowiedzieli się wszystkiego, podeszli do nas i mówią "ten koleś ma jakiś dziwny akcent, chyba z czech jest". I wtedy ten koleś, który stał 2 metry dalej: "*****, Polacy?". Ucieliśmy sobie z nim dłuższą pogawętke wtedy. Też miałem podobną sytuację ;) Dobrych 10 lat temu, gdzieś w Austrii, chcieliśmy sobie zapalić i oczywiście nie mieliśmy ognia. Wokół pustka, ale na jakimś leżaku siedzi naprawdę naprawdę bardzo ładna dziewczyna, na oko 25-30 lat, odwalona w najdroższe ciuszki itd. i - co najważniejsze :p - pali papierosa :D Na Polkę oczywiście nie wygląda, więc z pełną powagą podchodzę: "Enschuldigen Sie mich, haben Sie Feuer?". A ona (słyszała nasze rozmowy) na to: "tak, mam...".
    Cóż, dopiero wtedy do mnie dotarło, że takie ładne to tylko Polki ;)
    Czerstwa komuna.
    W sklepach pustki.
    Na Julianach ( Szczyrk) do wyciągu kolejka na około dwie godziny.
    Miałem metodę zjazdu na dół , wypięcia nart w pobliżu wejścia i pokręceniu się chwilę.
    Potem zapinałem narty i wchodziłem do kolejki jak gdybym tam stał od.......dwóch godzin.
    Szło pięknie ale problem polegał na tym , że Tatuś ( gdzieś za granicą) kupił mi , wyróżniający się w tamtych czasach czerwony z białymi suwakami , piękny kombinezon marki TOKO.
    Ktoś jednak mnie przyuważył (kombinezon) i ponieważ miałem wtedy 156cm wzrostu na całą halę zawołał:
    Te KRASNAL Spier..laj.
    Śmiech długo czekającej w kolejce społeczności był taki ,że do dzisiaj ja i moje dzieci stoimy grzecznie w kolejce.:)

    Ponieważ jestem dosyć już stary to pamietam czasy pierwszych orczyków w Szczyrku.... A w kolejce czekało sie pewnie z godzinę. Ktoś to dzisiaj pamięta? Ja, jako też już "stary", pamiętam! I te kołowroty uwalniane przez "zmęczonego" tubylca zamkniętego w budce po otrzymaniu monety jednozłotowej (a w kolejce dla "górników" - dwuzłotowej).
    A śmieszyły mnie jeszcze reakcje bardzo zdziwionych narciarzy jadących tyłem w dół po urwaniu się sznurka od orczyka (a zdarzało się to dość często!).
    PS. Marku - pozdrawiam serdecznie!

    Ja, jako też już "stary", pamiętam! I te kołowroty uwalniane przez "zmęczonego" tubylca zamkniętego w budce po otrzymaniu monety jednozłotowej (a w kolejce dla "górników" - dwuzłotowej).
    A śmieszyły mnie jeszcze reakcje bardzo zdziwionych narciarzy jadących tyłem w dół po urwaniu się sznurka od orczyka (a zdarzało się to dość często!).
    PS. Marku - pozdrawiam serdecznie!
    Szczyrk Czyrna -krótszy orczyk 5 zł, dłuższy 7 ówczesnych zł..... rok 1972... ;)
    20 zł starczało na jeden długi i 2x na szczyt. ;)

    Pozdrawiam dinozaurów
    Michał
    Pamietam w tamtym sezonie jade z górki dosc wolno lecz dobrze patrzą sie na mnie chlopak i dziewczyna chlopak z mojego wieku dziewczyna starsza. po 10 minutach chlopak zjezdza na dół ja jade na orczyku a dziewczyna do mnie Maciek ***** miales poczekać a ja nie wiem co robic zaczolem sie smiac i krzyknołem jestem Jakub :P a ona to sory
    widok uczącej się osoby, która gdzieś na przecince wyjeżdża z trasy i wpada w niewielkie drzewo. Mała prędkość, dużo gapiów. Uśmiechów co nie miara :D
    Dzieci są straszne :D.

    W zeszły weekend na Czarnej Górze zamieniałem się nartami z bratem i kuzynem. Brat niestety ma nieco dłuższy but, a wiązanie nie dało się aż tak przestawić, żeby moje buty się trzymały pewnie i jeździłem z pewnym luzem. W jednym ze skrętów nacisnąłem zbyt mocno na przody i jak się można domyślić wiązania się wypięły. Oba.
    Dość efektownie przejechałem kawałek na brzuchu, głową w dół i zatrzymałem się koło grupki dzieci. Jak już opadł tuman śniegu, jedna z dziewczynek z troską w głosie powiedziała do mnie:

    - Może nie powinien pan tak ostro skręcać na tych nartach?

    No cóż - trudno było zaprzeczyć :D, więc przytaknąłem i już nie skręcałem tak ostro ;).
    Na narty wybieram się często z Teściem. Na samym stoku nie ma nam nic do śmiechu, ale jak przyjeżdżamy do domu, to śmiechu co nie miara jak wspominamy.
    Szczególnie nabijamy się z siebie i z naszych entek :-)
    Dobre kilka lat temu gdy po kilkunastoletniej przerwie zacząłem ponownie zgłębiac tajniki jazdy na nartach (tym razem taliowanych ) pojechałem z małżonką na Słowację (chyba na Velką Racę). Jadę sobie po takiej szerokiej łączce i nagle widzę że zaczyna się dośc stromy odcinek. Zatrzymałem się i z paniką w oczach pomyślałem sobie
    "O ***** ". Podjechało do mnie dwóch Słowaków , jeden z mojej lewej drugi z prawej. Spojrzeli w dół i jak na komendę
    obydwaj " O ***** ".
    Cóż było robic. Spojrzeliśmy się po sobie i hajda.
    W zeszłym sezonie w Szklarskiej powszechną uwagę i rozbawienie wywoływał jeżdżący na nartach chłopak ubrany w garnitur i melonik. Jeździł w grupie rówieśników, ale już "normalnie" ubranych.
    Efekt był tym większy, że było bardzo zimno, a oni jeździli przez kilka godzin.
    Witam,
    Przypomniało mi sie jak pewnego razu nie chciało mi sie zakładać szelek i sobie jeździłem z dyndającymi. Na orczyku w strefie wypięcia (bardzo krótka i zaraz kołowrotek zawracający) odrzuciłem kotwice - niestety zaplątał się w szelki. Momentalnie jechałem tyłem, aż na kołowrotek ..........

    Czytając Wasze posty przypomniały mi się czasy tzw "wyrwi rączek" - jako dzieciak miałem wielkie problemy żeby utrzymać line.

    Pozdr Jacek J
    Lata 80-te. Przyjeżdża starsza Pani na narty. Nie jeździła kilkadziesiat lat. Nie miała nigdy wcześniej na nogach twardych butów wpietych na sztywno do nart. Chce spróbować. Wypożycza sprzęt. Chłopcy z wyciągu dla dzieciaków zapinają ją w sprzet i pakują na orczyk.
    Wyjechała do góry, ładnie się wypięła z orczyka, ale zachciało jej się do toalety. Taki rarytas jak kanjpa wówczas nie istniał na stokach. Więc Pani poszła w krzaki. A ze nie umiała wypiąć się z wiązań więc w całym rynsztunku. Ściągneła spodnie w dół, kucnęła i... narty ruszyły :D
    Pół oślej łączki przejechała z gołym tyłkiem :D
    Więcej nikt jej nie widział :cool:
    w tym roku w Livigno na mottolino pare osób do wyciagu, po otwarciu bramki , podjechałem w wyznaczone miejsce oczekując na krzesełko, jakie było moje zdziwienie kiedy krzesełko było już zajete no i usiadlem na kolana osób już tam siedzacych, wyciag zastawiony dla mnie to nie było śmieszne ale wyobrażam sobie jakie usmiechniete miny mieli oczekujacy okazało sie ze bramki były dość długo otwarte i za mna jeszcze zdążyli wjechać inni bo krzesło podjerzdżało bardzo powoli
    kupiłem karnet na parę godzinek, no i na wyciąg.wjeżdżam na górę i widzę gościa,już nie najmłodszego rocznikowo, który w dżinsach,i skórzanej kurtce,,jadąc w sposób przypominający pług,siedząc na tyłach nart,próbuje wykonać kilka skrętów.po kilku godzinach trochę już zmęczony, zjeżdżam po raz ostatni i widzę tego samego gościa:eek: jadącego w dół w dokładnie ten sam sposób:confused:nie bardzo wiedziałem czy mam się śmiać czy mu współczuć:rolleyes:
    Co do seniorow na nartach zawsze mam do nich wielki szacunek. Kiedys mialam przyjemnosc uczestniczyc w zawodach narciarskiego klubu dziennikarskiego Kaczka, gdzie srednia wieku (procz mnie i kilku osob) wahala sie ok. 60-80 lat.
    Jeden ze starszych uczestnikow wyglosil ze smiechem cudny tekst: "W tych zawodach zajme zaszczytne przedostatnie miejsce...". Nigdy potem nie widzialam tak usmiechnietego grona narciarzy.
    I jeszcze zawody - tym razem zjazd retro w Szklarskiej Porebie. Impreza polega na zjezdzie w stroju retro (kandahary, meloniki, dlugie suknie, kornonki, muszki, smokingi, pumpy itp.) wylacznie na starych, drewnianych nartach bez krawedzi. Sposrod kilkunastu zawodnikow, tylko jeden zjechal bez wywrotki. Najbardziej bohaterski byl zawodnik, ktory wywrocil sie tuz za startem i dzielnie probowal sie podniesc. Jednak za nic mu to nie wychodzilo i zjezdzal na tylku az do mety:D
    Kumpela mojej ślubnej wybrała się na górkę w nowym i pięknym kombinezonie. Jeździła, jeździła, aż nagle zapragnęła siusiu. Zjechała więc na pobocze stoku, podreptała (na nartach) w rosnące obok krzaczki, zdjęła tyle kombinezoniku ile trzeba było, przykucnęła i ... nagle narty dostały poślizgu. Dziewucha wypadła zza krzaczków i nabierając rozpędu pojechała w dół stoku. Widok ponoć był taki, że stare filmy z Chaplinem wymiękają.
    no i leżę ....
    :D:D:D:D
    Postu nr 77 ciąg dalszy czyli Ania wymiata bez przerwy:).

    Na święta Ania z mężem byli u rodzinki w Kielcach. Oczywiście sprzęt zabrali ze sobą na wszelki wypadek.
    Przydał się, a jakże! Wykupili sobie po karnecie 10 przejazdowym i jazda.
    Po wyczerpaniu karnetu zrobili sobie pauzę na dole na herbatkę. Ania stwierdziła, że MUSI zjechać jeszcze ze dwa razy i tak jak siedziała pobiegła do kasy.
    Kolega został przy stoliku pilnując sprzętu. Po chwili widzi, że Ania już odchodzi do kasy i w podskokach z bananem na twarzy i wzrokiem utkwionym w szczyt góry zasuwa prosto pod orczyk. W samych butach:).
    Wołał ją kilka razy, ale niełatwo mu było przebić się ziemskim głosem przez uduchowione myśli swej małżonki:D. Powiodło się dopiero jak już zeszła na ziemię, żeby udać się na miejsce podpięcia orczyka:). Coś jej nie pasowało:D.

    Tak apropos poprzedniego postu - Ania z nowych nart jest bardzo zadowolona, na inne nawet nie chce spojrzeć. Ich długość - 137 cm brutto:).
    Zawoja 1 rok temu, rozpędzony dzieciak pedzie w kierunku orczyka- na kreche zero kontroli, (a był tam taki płotek, żeby tłumy ogarniać i pokoleji wchodzili :P ) ludzie do niego krzyczą żeby zwolnił a widać go było z daleka ponieważ miał na sobie kamizelkę odblaskową, oczywiście nie wychamował i łupną jak na kreskówkach w ten płotek aż zadyndała tabliczka na nim " narciąrzu zwolnij i i pamiętaj o kasku" oczywiście wstał otrzepał się o heja dalej- dzięci są niezniszczalne...

    Kumpela mojej ślubnej wybrała się na górkę w nowym i pięknym kombinezonie. Jeździła, jeździła, aż nagle zapragnęła siusiu. Zjechała więc na pobocze stoku, podreptała (na nartach) w rosnące obok krzaczki, zdjęła tyle kombinezoniku ile trzeba było, przykucnęła i ... nagle narty dostały poślizgu. Dziewucha wypadła zza krzaczków i nabierając rozpędu pojechała w dół stoku. Widok ponoć był taki, że stare filmy z Chaplinem wymiękają. Stary numer a nazywa sie to zjazd na krechę:p
    Lata siedemdziesiąte obóz sportowy w Tyliczu rano trening czyli ciekanie po górach a po południu narty. No i kilka spektakularnych upadków w moim wykonaniu.
    Pierwszy - wjechałem w łachę ziemi narty stanęły a ja lotem koszącym przeleciałem kilka metrow w powietrzu mi in nad jakimis krzakami , koledzy którzy którzy mnie zbierali zauważyli że w krzakach było gniazdko wiec nazwali to zdarzenie -Lot nad kukułczym gniazdem.
    Drugi przypadek miał miejsce wieczorem , koncząc jazdę na nartach rozpędzaliśmy się aby dojechac jak najbliżej drogi ale nie zauważyłem że miejscowi chłopcy usypali sobie na dole skocznię ,reszty można się domyslać ten upadek zostal nazwany -na Fortunę
    Następny miał okoliczności bardzo podobne do poprzedniego tylko tym razem nie zauważyłem popiołu wysypanego na drogę ,narty oczywiście stanęly a ja w szalonym tępie przebieglem jeszcze z 30 metrów i wyłożyłem sie w rowie za drogą ten numer nazwany został - na Woronina(taki sprinter):)
    ja sie ostatnio w madonnie wyłożyłam na takim ruchomym chodniku-taśmie, ładnie sobie stałam i myślałam jak extra spedzam czas, że mi sie nie chce do pracy wracać, itd. I właśnie jak sobie o tej pracy pomyślałam do bęc. Wgramoliłam sie szybko na tą taśme, ktoś z tyłu złapał mój kijek i dalszą drogę przejechałam na leżąco z nartami w górze, bo już bałam sie wstawać :) uśmiałam sie i poprawiłam humor ludziom na taśmie i tym jadącym obok. Tylko kolega z przodu stwierdził, że może powinnam dmuchnąć w alkomat :)
    jak bym Wam parę ciekawych rzeczy napisał z nart z przed 35 lat to byście popękali ze śmiechu, a i teraz jest co napisać po 35 latach, gdy zacząłem jeździć.Pierwsze dni były szalone...Może innym razem...

    kupiłem karnet na parę godzinek, no i na wyciąg.wjeżdżam na górę i widzę gościa,już nie najmłodszego rocznikowo, który w dżinsach,i skórzanej kurtce,,jadąc w sposób przypominający pług,siedząc na tyłach nart,próbuje wykonać kilka skrętów.po kilku godzinach trochę już zmęczony, zjeżdżam po raz ostatni i widzę tego samego gościa:eek: jadącego w dół w dokładnie ten sam sposób:confused:nie bardzo wiedziałem czy mam się śmiać czy mu współczuć:rolleyes: Skąd ja to znam...
    Kilka dni temu znajomy, dyrektor poważnej instytucji, podszedł do stojaczka, na którym uprzednio pozostawił narty wraz z kijkami. Przypiął narty, uchwycił kijki i pojechał do wyciągu. Trochę był zdziwiony, że coś mu się kijki nagle jakby krótsze zrobiły, ale jakoś dopchał się do orczyka. Kiedy wyjechał na górę, po około 5 min. kontemplacji stwierdził, że ma jakiś dziwny problem z wiązaniami. Coś jakby troszkę luźno trzymały buty. Uznał jednak, że coś mu się wydaje. Zjechał do połowy górki, tu nartki się mu wypięły, walnął "ptoka" i stwierdził, że coś tu jest kurna nie tak. Bo jak już pozbierał sprzęt ze stoku spostrzegł, że trzyma w ręku czerwone kijki, a dotychczas miał czarne no i narty jakimś dziwnym zrządzeniem losu zmieniły się z niebiesko-srebrnych Atomiców na srebrno-brązowawe Bilizzardy. Zszedł jakoś na dół i tam spotkał gościa, który z obłędem w oczach, w towarzystwie pani z obsługi stoku, biegał i szukał swojego sprzętu. I kiedy do wezwania policji miał już jakieś 2 min. znajomek, trzymający nieszczęsne Blizzardy, podszedł do stojaczka z radosnym okrzykiem "o są moje narty". Bo Atomiki oczywiście stały sobie spokojnie. Panowie wymienili na koniec sprzęt i przeprosiny.
    mnie śmieszą dżinsy i skóra na stoku :)
    Mój pierwszy post mimo , że zarejestrowany jestem już dość długo. Ale do rzeczy.
    Od kilku lat namawiałem moich dobrych znajomych na bliższe zapoznanie się z nartami. W końcu moje wysiłki się opłaciły . Kolega postanowił , że od nowego sezonu zaczyna przygodę z deskami . Udał się ze swoją ślubną do makro , zainwestował w sprzęt ładnych parę kawałków i z fantastycznym nastawieniem pojechaliśmy do Miseczek . Zawsze wiedział , że będzie w tym dobry a w samochodzie przed stokiem stwierdził , że Tomba to przy nim pikuś.
    Prosiłem , błagałem weź instruktora . Zawsze coś wyjaśni , nauczy podstawowych czynności . Niestety kolega wyraźnie czuł się za dobry na naukę i postanowił wjechać orczykami na samą górę. I wtedy się zaczęło !!!
    Powiem tak : ja się prawie posikałem ze śmiechu . Strącał wszystkich , jak leci . Była z niego świetna kula śnieżna . Po dwóch godzinach dotarł na dół . Tego się nie da opisać ani opowiedzieć. Wyglądał jak 7 nieszczęść .
    Teraz trochę smutniejsza część tej opowieści. To była jedyna jak do tej pory wyprawa moich znajomych ( jestem przekonany , że ostatnia ) Kolega przed samym powrotem do domu zerwał sobie więzadła krzyżowe co skutecznie wybiło mu z głowy narciarstwo.
    ps. Na Allegro sprzedali cały swój sprzęt .
    ps2. Dla początkujących zawsze instruktor.
    Ojej, szkoda gościa... zaczął fatalnie, ale ewidentnie na swoje życzenie.
    Już nigdy pewnie się nie dowie jaką radość daje narciarstwo...
    Ale co się uśmiałeś to Twoje;)
    Ja natomiast do dzisiaj sam z siebie się śmieję jak sobie przypomne swoje początki które z resztą były całkiem niedawno:)

    Jadąc pierwszy raz na narty miałem niesamowite wyobrażenie o tym jak mi dobrze pójdzie i że napewno założe narty i zaraz pojade hehe:)

    No cóż... oczywiście okazało sie zupełnie inaczej i moje wyobrażenie zostało szybko zweryfikowane.

    Ledwo zajechałem pobiegłem szybko wypożyczyć sprzęt zanim jeszcze dotari Ci którzy mieli mnie uczyć...(głupota wiem...)

    Z wielkim trudem założyłem narty co już okazało się nie lada problemem (bo skad poczatkujecy bez zadnych wskazowek moze wiedziec jak sie ustawic do stoku podczas zakladania nart ?) :D

    Ogólnie gdy już te narty udało mi się założyć nie mogłem uwierzyc ze na tym da sie jechac:) zaliczałem glebe za glebą, nie potrafiłem wstawać z nartami na nogach, w sumie nie jechałem tylko wstawałem i leżałem.

    Po godzinie turlania sie i podnoszenia z wielkim trudem (stok miał jakies 400m hehe) , przyszły myśli o rezygnacji.

    Na szczeście w porę pojawili się znajomi, pokazali jak zakładac narty i jak wstawać po upadku.. no i oczywiscie jazde pługiem.

    Ale przeszedłem samego siebie kiedy doszło do podjazdu orczykiem. (stok był taki że wyciąg był na dole) Oczywiście jak pewnie każdemu, gleba na orczyku przy nauce jazdy sie zdarzyla i to nie jedna. Ale do rzeczy, chwyciłem jakoś ten talerz na szczescie obsluga mi go podala, wsadziłem go pod tyłek i jade. Trwało to jakieś 20 metrów dopóki orczyk na chwile nie stanął , później szarpnięcie, strata równowagi i ... no właśnie powinna być gleba a ja zamiast tego chwyciłem rękoma talerz zaparłem sie, probowałem wstać, wykonywałem przeróżne figury próbując tego dokonać :D no i wyjąłem line z koła! Efekt był taki że naprawali orczyk przez 15 min. Na szczęście był to okres świąteczny i wszysycy w miare miło nastawieni więc nie zostałem "zjedzony" :)

    poniżej link jak to musiało wyglądać .. z tym że u mnie trwało to dużo krócej i miałem narty na nogach :)

    http://www.joemonster.org/filmy/2173...gu_orczykowego
    Pierwszy wyjazd w Alpy do Włoch, jakieś 10-12 lat temu. Chyba nawet pierwszy dzień na stoku, wjeżdzamy wagonem na górę i jacyś Polacy obok rozmawiają:

    "Jeszcze raz Bombardino i mogę wracać do domu!"

    Myślimy sobie "cholera, ale musi być jakaś dobra trasa" i z miejsca szukamy na mapce gdzie to znaleźć. Oczywiście poszukiwania nie dały rezultatu, a cała sprawa się wyjaśniła po pierwszej wizycie w barze ;)
    mnie smiesza ludzie zgieci w pol na stoku jakby byli w toalecie ..wiem wiem kazdy tak zaczyna ale potem to smieszny widok jak jada tacy przykuceni

    mnie smiesza ludzie zgieci w pol na stoku jakby byli w toalecie ..wiem wiem kazdy tak zaczyna ale potem to smieszny widok jak jada tacy przykuceni to musisz mieć niezłą polewkę oglądając zawody PŚ :rolleyes:
    Mnie śmieszy wyrażenie "głębokie czucie progu" w ustach komentatorów skoków narciarskich:)
    Nassfeld - parę tygodni temu.....
    pierwszy dzień - ośla łączka....wiemy jak to wygląda....hihihi
    mój drugi dzień w życiu na nartach.....chciał kolega sprawdzić jak jeżdżę i dać przy okazji dobre wytyczne.....pomyślał o jeżdźie pługiem.......
    Kolega - Latamito mówi: Necia - jedź za mną i patrz co robię ......uszykował
    się na to , że ja grzecznie za nim będę jechała pługiem - on skręt....a ja mam
    być za nim.....:D
    no cóż jakoś tak nie wyszło....bo moje narty dostawały takiego przyspieszenia
    iż On jakoś tak u góry, a ja dawno daleko przed nim.....
    Kiedy dojechał do mnie.....to ja do niego " i jak?"
    a On do mnie" Necia.....Ty nie jedziesz ty ******** czemu nie jedziesz
    tak jak ja?"
    a ja do Niego "wybacz, ale za cholerę nie wiem......"
    później dowiedziałam się, iż ja nie jadę kompletnie pługiem, tylko mam już narty równolegle ułożone.....

    ...podobno również robiłam super "helikopterki" na stoku....no tak nie ma to jak być
    nietuzinkową na stoku...hihihihihi
    pozdrawiam .

    PS.....a i tak nie jestem wstanie przeskoczyć koleżankę Madzię.....dostała miano "Nietoperz".....kobieta - dopiero dostawała prędkości na stoku.....
    mnie smiesza Persony ktre zawsze mozesz spotkac na Polskich stokach cechy charakterystyczne: piekny sprzet, idealnie dopasowane kolory, najlepsze marki, jeszcze metka wystaje :p -pierwszy raz na nartach dzien jazdy wyglada tak : zjade sobie 2 razy i postoje 5h pod wyciagiem albo posiedze w karczmie ;D takiego Pana spotkalam wlasnie rok temu :
    pojechalam ze znajomymi na 3 dni do szklarskej
    idziemy na stok -widze tlum ludzi-jakies pol godzinki stania w kolejcte, mysle sobieL KOCHAM CIE POLSKO! ;) stoi Pan sympatyczny wiek okolo 40 lat przy bramce,prezy sie cudownie, wzrok w gore stoku,3tys na sobie, atomic sx9, profesjonalista taki, wyglada pieknie.. wiec pytam :
    -JAKIE WARUNKI NA ŚCIANCE?
    on : hę?
    ja: jak tam na jedynce?
    on: eee,nie wiem ja tylko tutaj , pierwszy raz na nartach jestem..
    wtf? :D baaardzo fajnie ;)

    2 historia pare lat temu. mojej kolezanki ktora pirwszy raz narty miala na nogach pyta sie mnie : JAK MAM HAMOWAC ? mowie na odchodnym NORMALNIE! WBIJASZ KIJKI MIEDZY NOGI.. dobrze ze w pore zareagowalam bo moglo sie skonczyc tragicznie ;P zary zarciki na stoku ;D a niektorzy wszystko na powaznie..

    ....ciach...,3tys na sobie, atomic sx9, profesjonalista taki, wyglada pieknie.. zazdrośnica..... :D
    poza tym 3tyś? co to za kwota? tyle to dobra kurtka kosztuje.... ;)
    Ostatnio widziałem dzieciaczki skulone w jajko, ażeby zapewne się bardziej rozpędzić :):) nawet nieźle im to szło, gdyby nie to że na wszelki wypadek, asekuracyjnie jechały tak pługiem :):):)
    Jak to zobaczyłem, to jakoś tak weselej mi się zrobiło :]

    Ostatnio widziałem dzieciaczki skulone w jajko, ażeby zapewne się bardziej rozpędzić :):) nawet nieźle im to szło, gdyby nie to że na wszelki wypadek, asekuracyjnie jechały tak pługiem :):):)
    Jak to zobaczyłem, to jakoś tak weselej mi się zrobiło :]
    zauważ, że małe dzieci zawsze jadą pługiem.... no, z malutkimi wyjątkami dla przyszłych mistrzów narciarstwa ;)
    hmm... zazwyczaj tak, i to wcale nie dziwi, dziecko podpatruje innych i składa się w jajko bo "chce pojechać jak ten Pan o tam " :)
    nie mam nic przeciwko temu, po prostu śmiesznie to wyglądało.

    PS. to i nawet lepiej, że takie dzieci jeżdżą pługiem, a nie próbują prowadzić nart równolegle, kto wie co by się z nimi stało :eek: (z dziećmi, nie nartami :))

    hmm... zazwyczaj tak, i to wcale nie dziwi, dziecko podpatruje innych i składa się w jajko bo "chce pojechać jak ten Pan o tam " :)
    nie mam nic przeciwko temu, po prostu śmiesznie to wyglądało.

    PS. to i nawet lepiej, że takie dzieci jeżdżą pługiem, a nie próbują prowadzić nart równolegle, kto wie co by się z nimi stało :eek: (z dziećmi, nie nartami :))
    jeszcze śmieszniej (tragiczniej) wygląda wyrośniety 'zjazdowiec' miotany okrutnie na najmniejszej muldzie, czy choćby grudce sniegu....... ;)

    Miłego dnia!
    Mnie śmieszą Panowie, którzy kupują sobie wypas sprzęt średnio umiejąc jeździć. Zjadą dwa razy, a potem przy piwie w barze opowiadają jak to ludzie nie umieją jeździć i im ciągle drogę zajeżdżają. A co do śmiesznej historii o mnie zjeżdżałem sobie w Austrii na Mölltal - Ankogel, było z -8*C, smar na nartach na taką temperaturę. Jadąc dosyć szybko nagle poleciałem w przód, a narty zostały w miejscu.Zrobiłem fikoła w przód i padłem plackiem:D. Okazało się, że w tym miejscu (do dziś nei wiem skąd) był skrawek mocno roztopionego śniegu ( taka plucha). Sama sytuacja była komicznia, bo wyleciałem jak "człowiek pocisk" w cyrku.
    Grudzień 2008 Livigno....pogoda niezbyt ciekawa,zadyma , nic nie widać. Od strony Mottolino /nie pamiętam , który nr trasy/ jest lekki podjazd pod wyciąg , aby nie używać kijków , wcześniej trzeba w pozycjii zjazdowej i na krechę nieżle się rozbujać.Ale tego dnia tak dymało wiatrem i śniegiem w twarz , że kiedy w pewnym momencie wyprzedził mnie siedzący na stoku snowbordzista , zorientowałem się , że od pewnego czasu zapylam do tyłu a uczucie takie , jakbym pędził z 80 km/h ale do przodu

    Grudzień 2008 Livigno....pogoda niezbyt ciekawa,zadyma , nic nie widać. Od strony Mottolino /nie pamiętam , który nr trasy/ jest lekki podjazd pod wyciąg , aby nie używać kijków , wcześniej trzeba w pozycjii zjazdowej i na krechę nieżle się rozbujać.Ale tego dnia tak dymało wiatrem i śniegiem w twarz , że kiedy w pewnym momencie wyprzedził mnie siedzący na stoku snowbordzista , zorientowałem się , że od pewnego czasu zapylam do tyłu a uczucie takie , jakbym pędził z 80 km/h ale do przodu Dobre....:D
    Mgła,wiatr ok. -10 na starcie przejazdu nad Cichą Doliną zziębnięta pańcia pyta mnie czy tędy dojedzie do...Zakopanego.Zanim odpowiedziałem zmierzyłem ową narciarkę wzrokiem i co widzę?Jedną nartę wpięła oki a drugą...tył do przodu!!!!Po chwili powiedziałem,że pomyliła drogę i zawróciłem ją do kolejki.Dobrze,że posłuchała!!!:)
    Cortina, słońce, knajpka na tarasie, dośc dużo ludzi, znaleźlismy wolny stół, coś tam pijemy, jeden kumpel poszedł po pifko, i wtedy podchodzi do nas para w kolorowych kombinezonach, opaleni, mówią po polsku dzień dobry, czy mogą się dosiąśc, bo zajęte wszystko, no to się dosiedli, gość zaczął kurzyc malboro, wraca kumpel z piwem, my z kolezanką (jedyne palące) zapaliłyśmy po mentolku, koło nas przechdzą dwie blond lasencje szukając miejsca, a kumpel zaczął: "ej dziewczyny palicie te fajki, takie laski by się do nas dosiadły a tak to starzy zraczali pierdziele się do nas przysiadają...." zapanowała konsternacja, wszyscy nagle zaczęlismy coś mówić jeden przez drugiego i trącać go łokciami, co by wiecej nic nie wypalił... wreszcie zapytałam: przepraszam a państwo skąd przyjechali? a pani "zraczała" na to : A my z Opola....:eek: Kumpel zrobił się na twarzy w kolorze wiadomym, wypił piwo w tempie rekordu guinessa.. mieliśmy ubaw do konca wyjazdu...:D
    Mnie przyprawiają o błogi uśmiech Maluszki na narciętach:)piękny widok......

    A ze śmiesznych sytuacji:
    Ja sama i moje pierwsze "kroki" na nartach.
    Dawno to było bo jakieś naście lat wstecz.
    Założyłam pożyczone narty i buty - oczywiście odziana w dżinsiki:D i na oślą się wybrałam. Talerz jakimś Boskim cudem pokonałam dosyć sprawnie, następnie zjazd na kijach kolegi, potem następnych kilka, w końcu zjazd pługiem następnie próba skrętów. W prawo szło, w lewo za jasną cholerę, uparta jestem, tak więc upatrzyłam sobie zaspę po lewej stronie stoku i postanowiłam nań najechać.oczywiście skończyło się wbiciem klasycznym w zaspę, po czym upadłam na bok, no i nabawiłam się kontuzji kolana (kolana mam słabe, bo kiedyś wyczynowo trenowałam kilka lat-ale nienarciarstwo).
    Następnie nastąpiła trauma - nie wróciłam do nartowania.
    Dopiero po ładnych paru latach z głupia wypożyczyłam sprzęt w jakieś maleńkiej wypożyczalni obok jakiejś oślej łączki w Kościelisku w Zakopcu. Wytargałam Małża by mnie poduczył, założoyłam sprzęt na nóżęta moje popatrzyłam na wskazówki Chłopa no i ruszam.zjazd wyglądał dosyć ciekawie - w podporze rękami z tyłu nart:D. W końcu po kilku takich akcjach, mój wziął mnie na kije i tutaj już załapałam o co lotto.
    Później "szpanowałam na stoku " i nie chciałam się dać przekonać do instruktora, w końcu za namową koleżanki też początkującej , się zdecydowałam i nie zapomnę pierwszego komentarza do moich wyczynów po zjeździe na oślej "te a w którą ty stronę laska tą dupinę odginasz?" okazało się że się gnę odwrotnie niż powinnam:D
    No i tym sposobem stwierdziłam że g.no umiem i z pokorą skorzystałam z lekcji instruktorskich.....co nie powiem duuuużo mi dało:)
    Następnie kilka poprawek od znajomego instruktora zboczonego (nie w klasycznym tego słowa znaczeniu) co to wyjeżdża na pląsanie a i tak nie potrafi się obejść bez (jakże dla mnie cennych!) wskazówek i wytykania błędów i tak drugi sezon na narcioszkach spędzam:).
    Nie mogłem się powstrzymać. Mnie śmieszy ten znak:)))http://patrz.pl/zdjecia/na-wyciagu

    Nie mogłem się powstrzymać. Mnie śmieszy ten znak:)))http://patrz.pl/zdjecia/na-wyciagu o w morde!!! mocne :D

    Mnie bawią snowboard'dziści goniący po stoku za swoją zjeżdzającą samotnie deską To akurat mnie nie śmieszy,raz widziałem taką sytację na Wielkiej Raczy,facet siedział na stoku,a prosto w plecy pędziła mu z samej góry rozpędzona jak pocisk deska,gdyby nie krzyki ludzi wokół,mogłaby być tragedia.To tak jak kiedyś były narty bez skistopów,ale wtedy przypinało się je paskami do stóp i podczas przewrotki mogły zrobić krzywdę tylko właścicielowi a nie wszystkim poniżej.
    A najbardziej śmieszą mnie moje gleby,kiedy chcę przykozaczyć i zazwyczaj wtedy nie wychodzi:D
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • euro2008.keep.pl
  •  

     


    Copyright Š 2001-2099 - Ĺťyczenia Świąteczne